Szanowni Państwo!
Pierwsza fala jednego z największych w historii III RP protestów przelała się przez cały kraj. Zarówno w dużych, jak i w mniejszych miejscowościach tłumy Polek i Polaków protestowały przeciwko decyzji Trybunały Konstytucyjnego, który zadecydował o ograniczeniu prawa do aborcji. Zdjęcia szczelnie wypełnionego ronda Dmowskiego obiegły światowe media, a w internecie powstały dziesiątki galerii, które kolekcjonują kreatywność protestujących wyrażoną w hasłach na transparentach.
Jednak od tego czasu minął ponad tydzień, a o protestach mówi się już znacznie mniej. O przyszłości Strajku Kobiet dyskutowały na naszych łamach Karolina Wigura i Katarzyna Kasia, które zgodnie twierdzą, że protesty uwolniły bezprecedensową energię społeczną. Jednak skala zainteresowania tą inicjatywą w internecie powróciła do poziomu z przed wyroku Trybunału. Prawica cieszy się, że sprawy przybierają taki obrót, a zwolennicy liberalizacji prawa do aborcji utrzymują, że to dopiero początek wojny pozycyjnej. Wojny, która ma znacznie szerszy charakter niż tylko sprzeciw wobec decyzji marionetkowego sądu. Głównym hasłem protestów, zawartym w słynnych ośmiu gwiazdkach, jest przecież sprzeciw wobec całej władzy Prawa i Sprawiedliwości oraz jego kościelnych sojuszników.
Czy to oznacza, że protesty będą początkiem polskiej rewolucji kulturalnej, w wyniku której relacje między państwem a Kościołem katolickim ulegną radykalnemu przedefiniowaniu? Niekoniecznie, bo sojusz ołtarza z tronem ma się dobrze. Jak pokazują najnowsze badania, większość Polaków, chociaż popiera obecne protesty, wciąż opowiada się z powrotem do tak zwanego kompromisu aborcyjnego, a nie liberalizacją tego prawa. Protesty dały megafon dla głosu młodej i wyzwolonej światopoglądowo części społeczeństwa, jednak ugrupowania, które reprezentują takie poglądy, wcale nie zyskują w sondażach.
Według posłanki Lewicy Magdaleny Biejat obecne protesty to rzeczywisty przełom. „Stało się jasne, że skończyły się czasy tak zwanych kompromisów. Skończył się czas udawania, że jest w porządku. I skończył się czas godzenia się na to, żeby w naszym kraju traktować kobiety jak małe dzieci. Kobiety wyraźnie mówią: czas zacząć nas traktować jak równoprawne obywatelki, które mają prawo do samostanowienia i potrafią same podejmować decyzje. A państwo powinno naszą decyzję uszanować i umożliwić nam jej podjęcie”.
Biejat w rozmowie z Tomaszem Sawczukiem odnosi się również do sondaży, które nie dają Lewicy premii za zaangażowanie się w protesty. „Podchodzimy do tych wyników ze spokojem. Trzeba patrzeć na dłuższą perspektywę. Prawu i Sprawiedliwości dość gwałtownie spadło poparcie. Jest dla mnie oczywiste, że trudno wymagać od wyborców PiS-u, aby natychmiast przerzucili się na Lewicę. Muszą mieć miejsce jakieś kroki pośrednie”.
Czy takim krokiem pośrednim jest Polska 2050?
O to pytamy Michała Koboskę, który ma stanąć na czele nowej partii Szymona Hołowni, czekającej na rejestrację. To właśnie nowe ugrupowanie najbardziej zyskuje na trwających protestach i kryzysie w obozie władzy. Jednak sam Strajk Kobiet odniósł się do Hołowni w dosadny sposób na Twitterze, posługując się jednym z głównych haseł protestu. Część osób uważa Polskę 2050 za tak zwanych fałszywych sojuszników, którzy w żaden sposób nie przyczynią się do realizacji postulatów protestujących.
„Niektórzy opowiadają się za całkowitą liberalizacją prawa aborcyjnego. To na pewno nie jest postulat, z którym się zgadzamy. Naszym zdaniem najlepszym sposobem unormowania problemu dostępu do aborcji był funkcjonujący dotychczas kompromis”, twierdzi Kobosko. W rozmowie z Jakubem Bodzionym zastrzega jednak, że powrót do tego rozwiązania będzie bardzo trudny, a kwestię aborcji należałoby uregulować w wyniku referendum.
Temu sprzeciwia się z kolei lewica, która twierdzi, że prawa człowieka nie podlegają głosowaniu. Czy to oznacza, iż fala sprzeciwu szybko opadnie pod wpływem sporów na opozycji? Czy PiS-owi znów uda się przeczekać protesty i odrobić straty poparcia?
Strajk Kobiet musi zmierzyć się z tym samym przeciwnikiem, co rząd PiS-u. Druga fala pandemii to zarówno realny problem dla naszego społeczeństwa, jak i wygodny pretekst dla rządzącej prawicy, by demobilizować protesty czy dyskredytować Strajk Kobiet.
Jedno jest pewne: niezależnie od pandemii ostra walka polityczna będzie trwać. Strajk Kobiet zapowiada kolejne protesty.
Obecny kryzys wizerunkowy PiS-u, a Jarosława Kaczyńskiego w szczególności, to po 2015 roku zupełnie wyjątkowa szansa na osłabianie popularności rządzących nieliberałów. Jednak jak pisał w poniedziałkowym felietonie Tomasz Sawczuk: „Łatwo ulec myśleniu życzeniowemu i dojść do przekonania, że w wyniku protestów obudziliśmy się w nowej Polsce. Jednak stabilną większość na rzecz wzmocnienia praw kobiet trzeba dopiero zdobyć”, Warto, by opozycyjne partie o tym łaskawie nie zapominały.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja
Ilustracja: Marta Zawierucha