Jedyne, czego z pewnością nie można odmówić filmowi reżyserii Kausar Ibn Haniji (Kaouther Ben Hania), to aktualność tematu. Syryjski uchodźca, który znalazł schronienie w Libanie, stara się wyemigrować do Europy. Korzysta z nadarzającej się okazji i decyduje się na wytatuowanie na swoich plecach przez znanego artystę wizy Schengen. Tatuaż okazuje się przepustką na Stary Kontynent, bowiem jego właściciel staje się dziełem sztuki, a tym samym własnością artysty. Tak w skrócie można zarysować fabułę filmu, którego tytuł wskazuje, że sprzedaż skóry będzie jego wątkiem głównym.
Zwierciadło orientalizmu
Sprzedaż skóry i zostanie wystawowym eksponatem jednoznacznie przywołuje skojarzenia z niechlubną kolonialną przeszłością Europy. Europejscy podróżnicy przywozili ze zdominowanych państw Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej różnorakie zdobycze – dzieła sztuki, zwierzęta, surowce, a także ludzi. Jedną z atrakcji dla białych Europejczyków były ludzkie zoo, popularne w XIX/XX wieku, w których pokazywano różnorakich saidowskich „Orientalczyków” – rdzennych mieszkańców podbitych kontynentów – w możliwie prymitywnych warunkach, postulując w ten sposób wyższość białego człowieka. Warto bowiem wspomnieć, że Orientalczyk, jak i cały Orient, miał być antytezą, czy może krzywym zwierciadłem, w którym biała cywilizacja europejska stawała się jeszcze bielsza i jeszcze bardziej cywilizowana.
Epoka kolonialna na dobre ukształtowała globalne relacje i zależności między podporządkowującymi i podporządkowanymi. Wartość paszportów jest jednym z tego przykładów. | Katarzyna Górak-Sosnowska
Epoka kolonialna na dobre ukształtowała globalne relacje i zależności między podporządkowującymi i podporządkowanymi. Wartość paszportów jest jednym z tego przykładów. Podczas gdy obywatele państw europejskich mogą stosunkowo swobodnie poruszać się po świecie, syryjski uchodźca może co najwyżej prosić o azyl albo spróbować nielegalnie przekroczyć granicę. Jak dowiadujemy się z sekwencji otwierających film, jego bohater, Sam Ali, stał się uchodźcą politycznym przez przypadek – oto w pociągu, oświadczając się swojej narzeczonej, wykrzyczał: „Jesteśmy wolni!”. W ba’asistowskiej Syrii to zdecydowanie wystarczyło do jego aresztowania. Samowi udało się jednak uciec z więzienia, a następnie przedostać do sąsiedniego Libanu, gdzie wiódł dość przyziemne życie uchodźcy. Jego była narzeczona wyjechała tymczasem ze swoim mężem z Syrii do Belgii i tam zamieszkała.
Decyzja Sama o sprzedaży skóry podyktowana była dość prozaiczną przyczyną (czy może, jeśliby spojrzeć na to inaczej, wzniosłą): chęcią odbicia narzeczonej. Przepustką do lepszego świata stał się wspomniany wielki tatuaż na plecach bohatera, który uczynił z niego dzieło sztuki. Ibn Hanija realizuje w tym pomyśle spełnienie wszelkich orientalistycznych fantazmów naraz. Orientalczyk staje się ponownie towarem – obiektem, który można obejrzeć na wystawie (albo i zignorować, jeżeli akurat nie trafi w gusta). Na jego plecach znajduje się wielka wiza – klucz do lepszego świata – która jednak w tym przypadku jawi się jako stygmat: wypunktowanie tego, czego syryjski uchodźca nigdy nie otrzyma. Co więcej, Sam staje się dziełem sztuki, ponieważ naznaczył go Europejczyk. Gdyby sobie sam taką wizę wytatuował, wzbudziłby co najwyżej śmiech na granicy.
Co więcej, Sam staje się dziełem sztuki, ponieważ naznaczył go Europejczyk. Gdyby sobie sam taką wizę wytatuował, wzbudziłby co najwyżej śmiech na granicy. | Katarzyna Górak-Sosnowska
Bohater bez właściwości
Wątek tytułowy daje spory potencjał do rozwinięcia akcji wokół tych orientalistycznych klisz, a także wyznaczania i przekraczania różnych granic – sztuki, godności ludzkiej, etyki, czy wreszcie refleksji nad tym, dlaczego żyjemy w świecie, w którym jedni są pożądani, a inni odpychani, tylko dlatego, że urodzili się w innych miejscach. Wydaje się jednak, że wątki te znalazły jedynie poboczne miejsce w scenariuszu i zostały zagospodarowane głównie przez epizodyczne postaci belgijskich aktywistów walczących o prawa człowieka. Bohater filmu jest w tym zakresie niejednoznaczny, choć to jego plecy zdobi (szpeci?) tatuaż. Czasami godzi się on na swoją dolę, innym razem stara się jej przeciwstawiać. Zdecydowanie więcej determinacji wykazuje Sam w dążeniu do odbicia swojej narzeczonej, choć i tu niekiedy brak mu konsekwencji. W efekcie staje się miejscami miałki, a jego dylematy związane z tytułową transakcją – niewielkie wobec cierpienia rodziny w Syrii (tuż po jego wyjeździe rozpoczęła się wojna domowa) czy wobec sytuacji wielu innych uchodźców, którzy znajdują się w nieporównywalnie gorszej sytuacji niż siedzenie przez kilka godzin z odsłoniętymi plecami.
Być może jednak ta miałkość głównego bohatera miała czemuś służyć? W końcu nie był to działacz polityczny, który uciekał z Syrii ze względu na wzniosłe ideały i działalność wywrotową. Nie był to również aktywista, który wykorzystałby okazję związaną z tatuażem do politycznego manifestu. Nie był to też człowiek przedkładający dobro rodziny nad swoje własne – wówczas pewnie bowiem zacisnąłby zęby i wykonywał swoją pracę na tyle sumiennie, aby zapewnić rodzinie przetrwanie, a może i wydostać z Syrii. Ale czy musiał być którąkolwiek z takich postaci? Może właśnie osobliwe jest oczekiwanie przez nas od syryjskich uchodźców heroizmu i poświęcenia, walki o wielkie ideały i słuszne sprawy. Dziwi nas po dziś dzień uchodźca ze smartfonem i powerbankiem, a w samym uchodźctwie dopatrujemy się niecnych pobudek wyzysku europejskiego systemu socjalnego. A może właśnie przesłaniem filmu miało być to, że koleje losu uchodźców są różne. Sam Ali raz krzyknął niewłaściwe słowa w niewłaściwym miejscu, a potem sprzedał swoją skórę i w zasadzie dobrze na tym wyszedł. Tylko trochę szkoda, że nieco stracił na tym film – czy może raczej zawarta w tytule filmu obietnica pogłębionej refleksji nad znacznie bardziej złożonymi kolejami losu uchodźców.
Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Materiały dystrybutora Mayfly;