Najnowszy film Philippe’a Lacôte’a otwiera olśniewający obraz: kamera sunie nad wzburzoną leśną gęstwiną, by dotrzeć do tajemniczej cementowej wyspy – to MACA, największe więzienie Abidżanu. Za chwilę wstąpimy do niego wraz z młodocianym przestępcą – świeżo osadzonym, przerażonym witającymi go z okien wściekłymi okrzykami żądnych rozrywki współwięźniów. Wśród obserwatorów znajduje się Czarnobrody – to obecny „Dangoro”, władca w „jedynym więzieniu, którym rządzą sami osadzeni”, jak określa je sfrustrowany oficjalny kierownik. Tradycja przyznaje Dangoro niekwestionowaną władzę obarczoną jednym warunkiem – w momencie, gdy zachoruje, musi on ustąpić ze stanowiska i przyjąć śmierć – z rąk własnych czy współwięźniów. Czarnobrody, śledząc nowoprzybyłego, co chwila sięga po aparat tlenowy; otaczająca go świta wie, że jego dni są policzone. Władca więzienia nie pogodzi się jednak tak łatwo z wiszącym nad nim wyrokiem: na swojego pomocnika wyznacza właśnie nowoprzybyłego chłopaka.
„Dziady” z Wybrzeża Kości Słoniowej
W ten sposób zbliżamy się do tytułowego rytuału „Nocy królów”, który może pozwolić na przedłużenie życia obecnego Dangoro; przybyszowi zostanie w nim przypisana – wbrew jego woli – najważniejsza rola, Opowiadacza. Po naznaczeniu, chłopak zostaje natychmiast otoczony troskliwą opieką współwięźniów – co może budzić słuszne obawy przed ukrytymi kosztami, które towarzyszą nieoczekiwanym przywilejom. Gdy na horyzoncie ukaże się wypatrywany czerwony księżyc, wkroczymy w noc, podczas której nastąpi najważniejsza rozgrywka między bohaterami: nieskorym do oddania władzy Czarnobrodym, mistrzem ceremonii zabiegającym o jej przejęcie, innym konkurentem marzącym o zastąpieniu tradycji Dangoro siecią finansowych wpływów, wreszcie: kierownikiem więzienia, pragnącym odzyskać kontrolę nad placówką.
Najciekawsza część filmu to właśnie osobliwa Wielka Improwizacja, której towarzyszyć będzie podskórna walka o władzę jej uczestników. | Grzegorz Brzozowski
Najciekawsza część filmu to właśnie osobliwa Wielka Improwizacja, której towarzyszyć będzie podskórna walka o władzę jej uczestników. Chłopak zaczyna przeczuwać, że stawką widowiska jest jego własne życie – ma potrwać tak długo, jak sama opowieść. Początkowo niepewny siebie, zaczyna snuć historię szefa gangu, do którego przystał; po jakimś czasie koryguje błąd przedwcześnie zdradzonego zakończenia; zaczyna wypełniać historię coraz bardziej odrealnionymi epizodami tworzonymi w reakcji na elementy więzienia. Opowieść wypełnia się postaciami tajemniczego ślepca-żebraka czy legendarnej królowej zmierzającej na mistyczną bitwę ze swym bratem. Mieszająca czasy i realia narracja zdaje się poniekąd szukać mitycznego komentarza do niedawnych wydarzeń politycznych Wybrzeża Kości Słoniowej – brutalnego przewrotu prezydenckiego. Nie zabraknie w niej też odwołań filmoznawczych: gang bohatera, wyspecjalizowany w morderstwach i kradzieżach, wziął swą nazwę od młodocianych przestępców sportretowanych w „Mieście Boga” Fernando Meirellesa i Kátii Lund z 2002 roku.
Liryzm osadzonych
Pomimo znakomitego punktu wyjścia, film Lacôte’a niestety zdaje się szybko osiadać na mieliźnie niezbyt wiarygodnego liryzmu. Obraz więzienia jest daleki od naturalizmu – chwilami przypomina ono raczej siedzibę uwięzionych między próbami tancerzy. Przemocowy charakter tamtejszych relacji pozostaje raczej zasugerowany niż pokazany. Być może zła sława MACA została przez realizatorów przyjęta za pewnik – to wszak sceneria nawracających zamieszek (podczas jednej z nich, w 2013 roku, zginąć miały trzy osoby), stanowiących swoiste odbicie politycznych napięć kraju, który w 2010 roku doświadczył konfliktu na tle nieuznania wyniku wyborów prezydenckich przez jednego z kandydatów. Być może Lacôte uległ też swoistej tradycji romantyzowania świata przestępców – wyraźnej w literaturze francuskiej, chociażby w wydaniu François Villona czy Jeana Geneta. Wyrzutkom społecznym wszak nie musi być daleko od poetów przeklętych.
Niezależnie od przyczyn przyjęcia lirycznej konwencji, jej efektem jest to, że obietnica wyrafinowanej szekspirowskiej intrygi pozostaje właściwie niespełniona. Jej rozbudowaniu nie sprzyja też potraktowanie głównych i drugoplanowych postaci jako emblematyczne, ledwo zarysowane typy. Nie dowiadujemy się tu za wiele o historii samego Opowiadacza ani o motywacji Czarnobrodego, która go popchnie do gestu zmieniającego trajektorię rytuału. Być może twórcy liczyli na pobudzenie wyobraźni widzów, by sami uzupełnili luki w eliptycznej opowieści budowanej głównie przez patetyczne obrazy, chwilami wspomagane przez komputerowo wygenerowane efekty specjalne. Ich nagromadzenie zbliża chwilami konstrukcję „Nocy królów” do swoistej opery o dramaturgii raczej domniemanej niż porywającej. O ile najciekawszym elementem rytuału są sekwencje podchwytywania przez więźniów sekwencji opowieści – w spontanicznych, a świetnie dopracowanych choreografiach mieszających elementy afrykańskich tradycji i break dance’u – mogą one przywodzić na myśl viralowe nagranie aranżacji barokowej „Les Indes Galantes” Jean-Philippe’a Rameau w Opéra Bastille sprzed kilku lat.
Pomimo nieco przesyconego liryzmem sposobu realizacji, twórcom udało się stworzyć arcyciekawą opowieść o poszukiwaniu legitymizacji władzy przez magiczne obrzędy. | Grzegorz Brzozowski
Oczywiście twórcy nie oderwali się zupełnie do lokalnych tradycji – chociażby rola Opowiadacza pozostaje nawiązaniem do postaci „griotów”, swoistej instytucji nadwornych śpiewaków, rozpowszechnionej w Afryce Zachodniej. Widowiskowe sekwencje transu więźniów dawały jednak pole do znacznie odważniejszych rozwiązań – by wspomnieć chociażby nakręcony w Ghanie znakomity dokument Jeana Roucha z 1955 rku, „Władców opowieści” [Les maîtres fous]: przedstawiał on transowe obrzędy sekty Hauka, podczas których następowało wcielanie uczestników w typowe role związane z brytyjską biurokracją kolonialną kraju.
Król-kapłan musi umrzeć
Pomimo nieco przesyconego liryzmem sposobu realizacji, twórcom udało się stworzyć arcyciekawą opowieść o poszukiwaniu legitymizacji władzy przez magiczne obrzędy. Zdają się one swoją drogą trwałym elementem tradycji Wybrzeża Kości Słoniowej: Vidiadhar Naipaul wspomina chociażby o legendzie towarzyszącej długowiecznemu prezydentowi kraju, Houphouët-Boigny’emu: miał on pozwolić na rozczłonkowanie swojego ciała, które po ugotowaniu w kotle przemieniło się w węża, a ten po mistycznej walce przyjął znowu postać prezydenta. Władca miał otaczać się „prywatną magią”, podtrzymywaną chociażby przez rytualne karmienie krokodyli w sadzawce sąsiadującej z jego siedzibą, co zbliżało go do tradycji deifikowanych faraonów: „Wbrew temu, co można by sądzić, nie była to rzecz ośmieszająca; dzięki takim baśniowym czy magicznym przypowieściom mit władcy żył wśród jego ludu” [s. 171]. Choć pozornie egzotyczna, tradycja takiej legitymizacji władzy może przywoływać skojarzenia chociażby z mistyką dwóch ciał króla w średniowiecznej Anglii, opisywaną przez Ernsta Kantorowicza. Rozpatrywany pod tym kątem film staje się ukrytą przypowieścią o tęsknocie za mitycznym uzasadnieniem dla władzy w „odczarowanym” kraju, rozdzieranym nawracającymi przewrotami i wojnami domowymi.
O ile zasłuchanie w kunsztowną historię może podarować uwięzionym złudzenie wolności, jednym ze sposobów na zachowanie godności w ekstremalnych warunkach okazuje się właśnie przeistoczenie we władcę opowieści. | Grzegorz Brzozowski
Antropologicznych korzeni obrządku „Nocy królów” można zresztą szukać głębiej. Sama pozycja Dangoro jako władcy ustępującego pod warunkiem przyjęcia śmierci przywołuje wątek królów-kapłanów-morderców opisywanych przez George’a Frazera w „Złotej gałęzi”: „Kandydat na kapłana nie miał wyboru. Aby objąć stanowisko, musiał zgładzić swego poprzednika, a urząd po nim piastował do chwili, gdy sam ginął z ręki następcy silniejszego i bardziej przemyślnego” [s. 7]. Punktem wyjścia dla badań Frazera są rytuały w sanktuarium Diany Namorensis – w tym kontekście zastanawiające jest, że Czarnobrody z filmu Lacôte’a marzy o pośmiertnym przeistoczeniu w łanię, która stanowiła ulubione zwierzę tejże bogini. Ceremonia „Nocy królów” ma też spełniać zadania podobne do rytuałów krwawych ofiar niezbędnych dla legitymizacji władzy, opisywanych przez René Girarda (swoją drogą, badacza tradycji szekspirowskiej). Pozycja Opowiadacza przypomina poniekąd rolę kozła ofiarnego, który ma przynieść zażegnanie konfliktów mimetycznych targających wspólnotą: „Ludzkość wywodzi się z ofiary; jesteśmy więc dziećmi religii. To, co za Freudem nazywam mordem założycielskim – inaczej mówiąc, złożeniem ofiary, która jest zarówno obarczana winą za brak porządku, jak i zdolna do jego przywrócenia – jest stale odtwarzana w rytuałach dających początek naszym instytucjom” [s. 15].
Władcy więziennych opowieści
Niewątpliwym walorem „Nocy królów” pozostaje jej sceneria: dzięki niej film Lacôte’a wpisuje się w tradycję historii o szczególnej potrzebie opowieści rodzącej się w warunkach radykalnego uwięzienia. Odnajdziemy ją nie tylko w trzeciej części „Dziadów” Mickiewicza, ale też chociażby w nagrodzonym w Berlinie w 2012 roku filmie „Cezar musi umrzeć” braci Taviani, gdzie w rzymskim więzieniu wystawiana jest sztuka Szekspira. Wątek ten obecny jest też w jednym z najbardziej poruszających „Opowiadań kołymskich” Warłama Szałamowa. Jego bohater, Andriej Płatonow, były scenarzysta, przywołuje doświadczenia z pobytu w obozie pracy GUŁagu przy kopalni Dżanchara. Już pierwszego dnia zostaje brutalnie potraktowany przez współwięźniów – upokorzenia trwają do momentu, gdy samozwańczy herszt celi, Fiedeczka, odkrywa w nim talenty do „ciskania romansów”. Płatonow staje przed dylematem: „Zostać błaznem na dworze księcia Mediolanu, błaznem, którego żywiono w nagrodę za dobre żarty, a bito za złe? Można jednak na to spojrzeć również z innej strony. Zapozna ich z prawdziwą literaturą. Będzie krzewicielem oświaty. Rozbudzi w nich zainteresowanie dla kunsztu słowa i tutaj, będąc na dnie ludzkiego życia, wypełni swoje dzieło, wykona swój obowiązek. […] nie chciał się przyznać przed sobą, że całkiem po prostu będzie dokarmiany, będzie otrzymywał dodatkową zupkę nie za wynoszenie kibla, za inną, szlachetniejsza pracę. Czyżby? To przecież bliższe jest czochraniu brudnych złodziejskich pięt niż krzewieniu oświaty. Ale przecież głód, chłód, bicie…” [s. 98]. Podobnie jak bohater „Nocy królów”, Płatonow przyjmuje rolę Opowiadacza – referuje swoim kolegom „Nędzników” Hugo – dzięki czemu zapewnia sobie przynajmniej na jakiś czas przetrwanie. O ile zasłuchanie w kunsztowną historię może podarować uwięzionym złudzenie wolności, jednym ze sposobów na zachowanie godności w ekstremalnych warunkach okazuje się właśnie przeistoczenie we władcę opowieści.
Przypisy:
James George Frazer, „Złota gałąź. Studia z magii i religii”, przeł. Henryk Krzeczkowski, Wydawnictwo KR, Warszawa 2002.
Rene Girard, „Apokalipsa tu i teraz. Rozmawia Benoît Chantre”, przeł. Cezary Zalewski, Wydawnictwo WAM, Kraków 2018.
V.S. Naipaul, „Maska Afryki. Odsłony afrykańskiej religijności”, przeł. Agnieszka Nowakowska, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015.
Warłam Szałamow, „Opowiadania kołymskie”, przeł. Juliusz Baczyński, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2017.