Czy Putin już przegrał?

W ostatnich dniach w debacie publicznej zwracały uwagę dwie wyraziste opowieści na temat inwazji Rosji na Ukrainę. Z jednej strony, pojawiał się pogląd, że odpowiedzialność za wojnę spoczywa na NATO, które niepotrzebnie rozszerzało się na wschód. Takie stanowisko niekiedy wiąże się z ideami realizmu oraz stref wpływów w stosunkach międzynarodowych, a czasem wynika z niewiedzy autora na temat historii naszego regionu. W obecnej sytuacji powiela ono rosyjską narrację w sprawie agresji, dlatego nie ma najlepszej prasy. O niektórych zwolennikach takiego poglądu wśród zachodnich elit intelektualnych pisałem w tej rubryce dwa tygodnie temu.

Zgodnie z drugim popularnym ostatnio poglądem Putin „już przegrał wojnę” albo nawet „jego upadek jest już przesądzony”. Chociaż tego rodzaju głosy mogą dodawać otuchy, również one wydają się w obecnej sytuacji zastanawiające. Z pewnością nikt nie wie, co przyniesie przyszłość. Być może Rosja przegra wojnę – chociaż aktualnie nie jest nawet jasne, co konkretnie miałaby oznaczać taka porażka. Jest też do przewidzenia, że wraz z upływem czasu rosyjski dyktator będzie miał coraz więcej problemów w polityce wewnętrznej, w związku z kryzysem gospodarczym i finansowym.

Życzenia i plany

Jednak idea, że Putin już przegrał i wkrótce zostanie w tajemniczy sposób obalony, sprawia wrażenie raczej życzenia niż planu, na którym można by oprzeć dalsze działania. Niektórzy zakładają, że jego polityka stała się tak nieracjonalna, że obalą go lokalne elity. Nie można tego wykluczyć, ale jak na razie żadne dowody nie wskazują na taki scenariusz. A przy tym wątpliwe, że w całych rosyjskich elitach tak naprawdę tylko jeden Putin popiera atak na Ukrainę, natomiast reszta to w rzeczywistości zachodni demokraci w przebraniu.

Mówi się również, że prawda o inwazji będzie stopniowo przebijać się do rosyjskiej opinii publicznej, w wyniku zaś pogarszającej się sytuacji gospodarczej, problemów z dostępnością podstawowych dóbr albo opóźnień w wypłatach, przeciwko Putinowi wystąpi rosyjskie społeczeństwo. Można spodziewać się, że pogorszenie warunków życia będzie powodować pewne niezadowolenie społeczne. Skąd jednak założenie, że naród masowo wystąpi przeciwko władzy? I co konkretnie miałoby z tego wystąpienia wynikać?

Mamy nieraz skłonność do myślenia, że każdy człowiek posiada rodzaj detektora obiektywnej prawdy i dobra – wystarczy tylko przedstawić mu fakty, a wtedy zaraz przyjmie właściwe opinie. W praktyce tak to nie działa. Jest to sposób myślenia, który był ćwiczony choćby w kontekście polskiego kryzysu praworządności. Niektórzy wierzyli mianowicie, że wystarczy pokazać społeczeństwu, że PiS łamie Konstytucję, a wtedy ludzie obudzą się, otworzą oczy i zaprotestują, a może nawet obalą zły rząd. Ale w rzeczywistości wyborcy mogą popierać władzę z innych powodów, zaś różne naruszenia norm mogą im się wręcz podobać, na zasadzie: jeśli można w ten sposób dokopać dotychczasowym elitom – albo Zachodowi – to tym lepiej.

A zatem, nawet gdyby Rosjanie zyskali pełną wiedzę na temat prawdziwego obrazu sytuacji, nie znaczy to jeszcze, że opowiedzą się zbiorczo przeciwko władzy. I nawet gdyby nie akceptowali polityki Putina, to wciąż pozostaje pytanie o możliwości protestu. Z tego, co widzimy, odpowiedzią rosyjskiej dyktatury na pojawiające się trudności polityczne i wojskowe jest przede wszystkim rosnąca skala represji, zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zewnętrznej.

Wiele dekad dyktatury

Mamy również skłonność do wyobrażenia, że w sytuacji chaosu rzeczywistość będzie w naturalny sposób zmierzać do przywrócenia stabilności, do jakiegoś nowego porządku. Wyobrażamy sobie więc, że już zaraz wojna znajdzie rozstrzygnięcie – może Ukraina po prostu wygra, a może w Rosji upadnie władza.

W świecie Twittera dwa tygodnie to bardzo dużo. A już szczególnie w sytuacji, w której obserwujemy dramat Ukraińców niemal w relacji na żywo. W mediach tradycyjnych i społecznościowych widać ten konflikt dużo wyraźniej niż wiele innych niedawnych wojen, również dzięki wybitnej polityce informacyjnej ukraińskich władz i mediów. Wiemy też, że Putin chciał krótkiej i sprawnej „operacji specjalnej”, a nie długiego konfliktu.

Wszystko to skłania do myślenia o inwazji według ram czasowych właściwych rzeczywistości social mediów. Ale w kalendarzu wojennym działania zbrojne trwają dopiero dwa tygodnie. Związek Radziecki był w Afganistanie przez blisko dekadę. Nie krócej trwał konflikt w Czeczenii. Podobnych przypadków można wymienić więcej. Z doświadczenia wiemy również, że dyktatury mogą utrzymywać się przez wiele dekad.

Czy po chaosie przyjdzie porządek?

Po początkowym okresie brutalności i chaosu wcale nie musi przyjść porządek. Nikt nie spodziewał się, że do kryzysu finansowego i migracyjnego dojdzie brexit oraz zwycięstwo wyborcze Donalda Trumpa, na to zaś nałoży się kryzys klimatyczny, pandemia, rosnąca inflacja, a teraz rosyjska agresja przeciwko Ukrainie. Mówiło się, że atak Putina byłby nieracjonalny z punktu widzenia jego własnych interesów – ale się wydarzył. Nie ma żadnego powodu, żeby sytuacja nie mogła się jeszcze skomplikować.

To samo dotyczy zresztą nieporządku w polityce krajowej. Z początku moglibyśmy sobie wyobrażać, że w odpowiedzi na kryzys należy zachować się racjonalnie – rozumnie zareagować na nowe okoliczności. A zatem dość już eksperymentów z nieliberalną demokracją. Warunki się zmieniły, a Polska nie jest samotną wyspą. W obecnej sytuacji PiS powinno dokonać zwrotu politycznego. Odrzucić naiwne krytyki Unii Europejskiej oraz Zachodu, aby wzmocnić nasz ustrój, gospodarkę, kulturę – i jeszcze bardziej zakorzenić nas w istniejących sojuszach. Naprawić błędy popełnione w sferze praworządności w celu polepszenia sytuacji politycznej w Polsce i zamknięcia jałowych konfliktów z Brukselą. Ale PiS tego nie robi, idzie starym kursem. Państwo powinno natomiast lepiej koordynować pomoc humanitarną, która spoczywa w pierwszej kolejności na barkach zmęczonych wolontariuszy – ale niekoniecznie to potrafi i nie zawsze ma do tego środki.

Internetowi eksperci od Realpolitik, których fascynuje głównie brutalna siła, odbierają życiu znaczenie i smak, ponieważ mają wulgarną wizję rzeczywistości – z ich perspektywy indywidualność traci znaczenie, a człowiek staje się jedynie przedmiotem w autorskich planach wielkich graczy. Jednak szeroko rozumiana strona humanistyczna miewa tendencję do tego, żeby mylić nadzieje z faktami. Putin jeszcze nie przegrał. I chaos również nie przegrał. Możemy żywić nadzieję i podeprzeć ją staraniami, żeby wszystko skończyło się dobrze, na tyle, na ile jest na to szansa. Ale warto też zmierzyć się na moment z myślą, że przed nami, być może, długa i niepewna droga – bardziej maraton niż sprint.