„Słabsze ogniwo” w pierwszych scenach przywodzi na myśl „Jabłka Adama” [2005] Andersa Thomasa Jensena: tam, w odizolowanej parafii, osoby z szemraną przeszłością mają się resocjalizować pod czujnym okiem księdza. U Joaquína del Paso sceneria i założenia są podobne: ośrodek na odludziu, prowadzony przez księży i chrześcijańskich profesorów, co roku przyjmuje na obóz szkoleniowy nastoletnich chłopców. Wychowankowie Centro Escolar Los Pinos nie są jednak recydywistami, a dziećmi z zamożnych meksykańskich rodzin. Modląc się, pracując i bawiąc, będą rozwijać swoją duchowość i szlifować charakter, by wejść w dorosłość jako silni, świadomi mężczyźni i przyszłe elity polityczne kraju.
Z sielankowej scenerii pięknej meksykańskiej przyrody wyłania się obraz mrocznego spisku, matni konszachtów, zależności i szantaży, w której nikomu nie można ufać. | Agnieszka Sawala
Podobnie jak u duńskiego reżysera, także meksykańsko-polska produkcja pełna jest „trupów w szafie”, skrywanych pod maską pozorów. „Troskliwa” opieka wychowawców okazuje się skrzętnie zaplanowaną, okrutną grą, mającą na celu utemperowanie wszelkich objawów indywidualizmu i empatii chłopców, uformowanie pokornej, bezrefleksyjnej, ślepo posłusznej przełożonym jednolitej masy. Wychowawcy – w tym grany przez Jacka Poniedziałka profesor Stuhr, wywołują w widzu mieszane uczucia. Powierzchownie przyjaźni i uduchowieni, podświadomie budzą niepokój, nieufność. Jest w nich – w każdym na swój sposób – napięcie i zapowiedź głęboko skrywanych sekretów, które scenariusz stopniowo obnaża. Z sielankowej scenerii pięknej meksykańskiej przyrody wyłania się obraz mrocznego spisku, matni konszachtów, zależności i szantaży, w której nikomu nie można ufać.
W grupie siła
Obozowisko usytuowane jest na obrzeżach ubogiej wioski, której autochtoniczni mieszkańcy przedstawiani są dzieciom jako dzicy i niebezpieczni. Dla rzekomego dobra chłopców teren obozu ogrodzony jest płotem, w którym pewnego dnia pojawia się dziura. Dorośli z premedytacją nie badają ani nie tłumaczą okoliczności jej powstania, podsycając absurdalne plotki i domysły rodzące się w wyobraźni przerażonych chłopców. Atmosfera strachu jest obecna i pielęgnowana przez dorosłych od pierwszych minut wyjazdu, podobnie jak wrogie nastawienie do lokalnej ludności oraz antagonizmy wewnątrz grupy.
Przełożeni mają w repertuarze cały szereg doskonale opanowanych metod manipulacji. Wzbudzenie strachu i nieufności wobec „obcych” i „innych” ma na celu zjednoczenie chłopców wobec wspólnego „wroga”. Jednocześnie opiekunowie umiejętnie podsycają wewnętrzne różnice i podziały, podżegając nastolatków przeciwko sobie. W grupie nie ma miejsca na „słabsze ogniwa”. Przy cichym przyzwoleniu dorosłych, dzieci same radzą sobie z każdym, kto odstaje od wpajanych im „norm”. Na pierwszy ogień idzie stypendysta z ubogiej rodziny, wyróżniający się ciemną karnacją i „brakiem ogłady” definiowanym jako prostactwo. Od reszty odstaje też drobny chłopczyk z ręką i nogą w gipsie – najzwyczajniej nie nadąża fizycznie za rezolutną bandą. Kolejną ofiarą okrutnych nastolatków staje się ten, który próbuje zaprzyjaźnić się z „brudasem” (stypendystą) – dręczyciele okrzykują go mianem „pedała”. W sytuacjach oscylujących na granicy znęcania się i tortur, nawet wrażliwszym jednostkom nie starcza odwagi do okazania wsparcia poszkodowanym.
Reżyser ukazuje mechanizmy psychologiczne działające w grupie, łamiące nawet najbardziej szlachetne charaktery: albo jesteś z nami, albo przeciw nam. A bez nas nie przeżyjesz. Del Paso sprawdza, jak daleko grupa pozwoli posunąć się swoim liderom-oprawcom. I czy każdego da się przeciągnąć na stronę zła. By nie zdradzić biegu wydarzeń, mogę jedynie podzielić się smutną konkluzją – konsekwentnie zadawana przemoc w końcu musi zrodzić przemoc.
Joaquín del Paso, absolwent Łódzkiej Szkoły Filmowej, nakręcił swój drugi pełnometrażowy film, bazując na bolesnych wspomnieniach z dzieciństwa. Sam był ofiarą upokorzeń ze strony wychowawców konserwatywnej szkoły katolickiej. Doświadczył „łamania charakteru” za pomocą poniżających taktyk pseudowychowawczych. Sceny przemocy – choć niewiarygodnie brutalne – wydają się możliwe wśród labilnych emocjonalnie nastolatków. Do czasu aż reżyser stopniowo przekracza granice, by szokującym finałem uświadomić widza, jak daleko może eskalować podjudzana i niekontrolowana agresja zmanipulowanej grupy.
Kulminacją wyjazdu jest tradycyjna „bitwa o flagę” – nocna gra terenowa, podczas której statyści z wioski grają skazanych na porażkę pogan, młodzi zaś – jako przedstawiciele bohaterskich „elit”, bronią obozowego proporca, przy okazji bezpardonowo nawracając „dzikusów”. | Agnieszka Sawala
Konkwista 2.0
Kulminacją wyjazdu jest tradycyjna „bitwa o flagę” – nocna gra terenowa, podczas której statyści z wioski grają skazanych na porażkę pogan, młodzi zaś – jako przedstawiciele bohaterskich „elit”, bronią obozowego proporca, przy okazji bezpardonowo nawracając „dzikusów”. Szalony pościg w ciemnościach przypomina polowanie na żywych, zastraszonych ludzi – nagonkę niczym w „Lobsterze” [2015] Giorgosa Lanthimosa. Tutaj jednak – przynajmniej z założenia – chodzi wyłącznie o zabawę. W naturalnej konsekwencji systematycznego „urabiania” grupy, wymyka się ona organizatorom spod kontroli. Napompowane do granic emocje dzieciaków niemal kipią, atmosfera gęstnieje, a napięcie sięga zenitu. Czuć, że wulkan agresji lada moment wybuchnie, zbierając tragiczne żniwo. Jak we „Władcy much” Williama Goldinga, zastraszeni i zantagonizowani chłopcy tracą zahamowania i ludzkie odruchy. Wystarcza iskra, by napędzani adrenaliną dali ujście swoim lękom i podejrzeniom, które kierują przeciwko oskarżanej o wszelkie zło lokalnej społeczności.
Wydarzenia przedstawione przez meksykańskiego reżysera pokazują mechanizm prowadzący do brutalnego ataku z rąk umiejętnie pokierowanych „zwykłych ludzi”. Analogicznie do Nocy Kryształowej i innych pogromów znanych z różnych etapów historii, obserwujemy kilka składowych takiego procesu: rozsiewanie absurdalnych plotek i szerzenie strachu wobec wybranej ofiary (tu – ludności autochtonicznej); podtrzymywanie lęków w grupie, systematyczne jątrzenie drażliwych tematów (nakręcanie teorii spiskowych wśród obozowiczów). Rozpoznamy tu też wysoki poziom pobudzenia emocjonalnego (w Centro Escolar Los Pinos przebywają dojrzewający chłopcy w trakcie hormonalnych przemian, co skrzętnie wykorzystują manipulatorzy); i wreszcie wypracowanie tożsamości grupowej w oparciu o wykreowanie wspólnego, odhumanizowanego wroga (mieszkańcy wioski nie są postrzegani jako pełnoprawne istoty ludzkie).
Del Paso na przykładzie niezdrowego mezaliansu religii i polityki krytykuje zgubne skutki ksenofobii i ślepego dążenia do władzy. Posługuje się obrazem hierarchicznego społeczeństwa postkolonialnego, w którym od pokoleń tlą się wewnętrzne konflikty. Ale film można odebrać jako szerszą krytykę fanatyzmu, indoktrynacji, podziału na „równych i równiejszych”. „Słabsze ogniwo” to ostrzeżenie – pokazuje, że zło można zaszczepić nawet w niewinnych dzieciach i doprowadzić je do eskalacji na niewyobrażalną skalę.
Tutaj należą się ukłony w stronę młodocianych aktorów. Choć funkcjonują jako grupa, nie tracą indywidualnych rysów charakteru. Nie zlewają się w jedną masę. Świetnie oddają procesy zachodzącej w nich ewolucji. Chłopcy na początku filmu są po prostu sobą – dojrzewającymi nastolatkami, skłonnymi do zabawy i rozrabiania. W zaledwie kilka dni przekształcają się w zaślepione, bezwzględne bestie zdolne do najstraszniejszej zbrodni.