Czy rewolucja przyniesie wyzwolenie?

Dalsza sprawa, nasuwająca się jako warta głębienia w kontekście lektury Galeano, to okoliczność, że trudno nie zauważyć jak mało miały sukcesów ruchy antykolonialne. Poczynając od najwcześniejszych – zgrupowań niewolników uciekających do interioru z plantacji brazylijskich, gdzie odtwarzało się notabene niewolnictwo. Prawda, niektóre z tych osiedli przetrwały chyba do dziś – ale wycofując się na skrajny margines. Liberia, czy Haiti, nie wygrały losu swoim działaniem. Paragwaj, przy całej swojej chwalebnej specyfice, nawet bez wojny paragwajskiej najpewniej stałby się marginesem. Różne powstania indiańskie są godne szacunku, ale ponosiły klęski. Wybijanie się krajów latynoamerykańskich na niepodległość w niewielkim stopniu przynosiło faktyczne wyzwolenie się (poza formalnym, skądinąd też cennym). To nie były dokonania przypominające bunt przyszłych Stanów Zjednoczonych (wracamy do odmienności imigrantów oraz stworzonej przez nich struktury społecznej i gospodarczej). 

Nadto niepodległość Ameryki w perspektywie zwanej Łacińską była działaniem białych grup. Nawet na portretach stopniowo poprawiono „karaibską” urodę Bolivara. Niepodległość nie przyniosła jakkolwiek rozumianego wyzwolenia ludu, a dobre chęci i nurty ludowe przegrywały. Rewolucje bliższe naszej epoce – Meksykańska (1910), Boliwijska (1952) i Kubańska (1933, 1959), Nikaraguańska (1990), także próba zmian podjęta w Chile przez prezydenta Allendego, nie osiągnęły dobrych rezultatów, zapewne nie tylko na skutek sprzeciwów sił zainteresowanych w utrzymaniu statusu zależności. Rewolucja Kubańska radykalnie zwyciężyła. Odpychająca polityka amerykańska dodatkowo pomogła jej przekreślić obraz Kuby jako kraju neokolonialnego. Ten nowy obraz jest jednak smętny. Gdy, mając, jak wspominałem, sympatie do Kuby, spędziłem tam trochę czasu w 1971 r., widziałem znany mi realny socjalizm, tyle że w tropikach. On nie był tylko skutkiem blokady ze strony USA itd. Hugo Chávez też uzyskał w Wenezueli rezultaty, delikatnie mówiąc, marne. Różne populistyczne nacjonalizmy, które miały akcenty emancypacyjne, realizowały je w sposób szalony i podcinając gałąź, na której się opierały przez rozdawnictwo, póki było co rozdawać (peronizm, który na szczęście nie zdołał stworzyć pożądanej bomby A).

Pierwszą część eseju czytaj tutaj: Diagnoza trudna, a z terapią marnie? Wokół książki „Otwarte żyły Ameryki Łacińskiej” Eduarda Galeana [cz. 1] 

Łatwo można pójść złą drogą. Mussolini, po wypowiedzeniu wojny Francji i Anglii, deklarował, że „Narody proletariackie powstają przeciwko bogatym i skazanym na wymarcie” (słowa streszczenia Goebbelsa). Sam Goebbels mówił: „Nacjonalistyczna Europa maszeruje. Liberalny świat stoi przed upadkiem, Boże, pobłogosław nasze dzieło!”.  

Skutki rewolucyjnych działań bywają opłakane. Różne pomysły emancypacyjne krajów latynoamerykańskich miały tyle sensu, co moim zdaniem przekop Mierzei Wiślanej i projekt CPK. Przy pełnym szacunku dla Brazylijczyków, przywiązanych do swojej stolicy, zastanawiam się (choć dziś fakt jest już faktem), czy jej budowa była najlepszym narzędziem do zapewnienia rozwoju interioru i wzmocnienia samostymulującego się rozwoju. Rozpętanie relatywnie niedawno antykolonialnej (!) wojny o Faklandy/Malwiny przez generałów argentyńskich nie przyniosła szczęścia krajowi. Z tego, że się chce wzrostu gospodarczego, nie wynika sens wycinania Amazonii.

W kontekście reformy rolnej w Meksyku za rządów Cárdenasa (1934-1940) Galeano mówi „Meksykański nacjonalizm ostatecznie nie wybrał jednak ścieżki socjalizmu i w rezultacie, jak zdarzało się również w innych krajach, które nie wykonały decydującego skoku, nie zrealizował w pełni postulatów ekonomicznej niezależności i sprawiedliwości społecznej” (s. 177). No cóż, dodam, że „decydujący skok” też bywa różny, a znam parę krajów, które według autora by się pewno mieściły w tym terminie, zaś rezultaty, jakie osiągnęły… wiadomo.

Dobrze, że Afryka się wyzwoliła – ale jako jej sympatycy spodziewaliśmy się, że będzie tam lepiej. Jej dekolonizacja rozwiała mit, że jak się wyrzuci kolonizatorów, to już będzie dobrze. Dobrze jest, że ich wyrzucono, ale bywa różnie.  Komunizm „azjatycki” był mocno powiązany z walką o emancypację krajów. Warto o tym pamiętać, gdy się wiąże komunizm jedynie z zaprzaństwem narodowym. Entuzjazmu dla Wielkiego Skoku Mao, dla Czerwonych Khmerów itd. trudno wszakże z siebie wykrzesać.  

Kapitał – ani dobry, ani zły

Co istotne, pewna sytuacja jest dana. Można się kłócić o obchody 500-lecia… no właśnie „odkrycia Ameryki”, czy „spotkania światów”? Może nawet warto było podjąć taką dyskusję, by przypomnieć realia. Można kłócić się o statki z bogactwem znajdowane na dnie morza po katastrofach sprzed paru wieków. Można starać się pomóc grupom, które są na dole hierarchii społecznej (ludności indiańskiej, czarnoskórej itd.). Można starać się pomagać z zewnątrz. Mam duży szacunek dla pomagających bardziej niż przez powołanie pani minister od pomocy w Polsce. Nawet jak najlepiej prowadzona pomoc to jednak ciężka sprawa.

Białych i Czarnych  nie wyśle się z powrotem do Europy i Afryki. Raczej należy dążyć do dobrego współżycia i mieszania się grup – nawet jeśli uświadomiona polityka społeczna może być tylko częścią procesów zachodzących spontanicznie. Brazylia będzie produkować trzcinę cukrową. Można jedynie zmienić przeznaczenie jej części z korzyścią dla kraju (materiał dla produkcji paliwa zastępczego wobec benzyny). Radykalne próby zmiany upraw, nawet znielubianej monokultury, mogą być bardzo niebezpieczne. Po rewolucji 1959 r. Kubańczycy chcieli odejść właśnie od trzciny cukrowej. Politykę dywersyfikacji, za którą były i są poważne argumenty, chcieli zacząć od niszczenia plantacji. Michał Kalecki, gdy tam był doradcą, zapytał ich, z czego wobec tego chcą finansować pożądaną dywersyfikację.

Niskie płace, sprawiające,  że obcy kapitał lokuje swój przemysł w różnych krajach, oczywiście rewoltują miejscowych. Za jednego z moich pobytów w Rio de Janeiro miała miejsce rozmowa grupy miejscowych robotników z ważną osobą z Niemiec, przybyłą z wizytą do Brazylii. Robotnicy podnieśli, że w fabrykach należących do kapitału niemieckiego zarabiają mniej niż robotnicy w Niemczech. Gość odpowiedział w pewnym sensie brutalnie, ale realistycznie: jeżeli wasze płace wzrosną, to fabryka przepłynie do Niemiec. Nie powiem, oczywiście, że miejscowi nie powinni walczyć o wyższe płace – zwłaszcza gdy, jak w Indiach, warunki pracy i płacy są niewolnicze – ale lepiej jest pracować niż nie. Staje więc pytanie o przytomną politykę ekonomiczną. Zgoda, że – jak mówi Galeano – obcy kapitał nie będzie szczęśliwy ze zmiany sytuacji. Nie mam wątpliwości, że skorzystał na okropnych dyktaturach generalskich i, powiedzmy, skorzystał dzięki sukcesom liberalnej szkoły chicagowskiej w Chile. Pewno ma rację Galeano, gdy mówi, że w Brazylii za prezydenta Kubitschka, który z dążenia do rozwoju uczynił „narodową religię”, który rzucił hasło „pięćdziesiąt lat postępu w pięć” i zbudował nową stolicę, obcy kapitał sobie też nie krzywdował. W Argentynie Perona, mimo całego jego nastawienia, podobnie. Niektóre, znane z różnych materiałów sytuacje latynoamerykańskie są wyjątkowo pikantne – jak zakupywanie własnych produktów przez poszczególne kraje po ich przetworzeniu w dobra finalne „za morzem”.

Nie jest jednak źle zacząć od pytania, czego się samemu chce i czy sensownie się chce. Wrócę do opinii, że budowa Brasilii nie była najlepszym pomysłem (choć słowa prezydenta Wałęsy o tym mieście podczas państwowej wizyty były czymś jeszcze gorszym z punktu widzenia miłości własnej Brazylijczyków). Nawiążę znów do Michała Kaleckiego, który uważał, że obcy kapitał nie jest ani dobry, ani zły sam z siebie. Pytanie tylko, czy działa zgodnie z pożądanymi przez nas interesami kraju. Może warto – powtórzę – wiedzieć czego się chce i starać się jak można. Może warto, jak Lula, różnymi programami wyciągać ludzi z biedy. Może warto starać się o zrównywanie interioru z wybrzeżem niekoniecznie przez budowę szosy transamazońskiej i wycinanie Amazonii. W kontekście międzynarodowych postulatów dbania o klimat któryś z generałów-prezydentów Brazylii mówił, że najgorszym zanieczyszczeniem Ziemi jest bieda. Wycinając Amazonię, nie zmniejszy się jej jednak. Może warto nie tyle przegrywać powstania, ale warto było zrobić Okrągły Stół, tak często dziś w Polsce krytykowany.

Dekolonizacja ku głębszym zmianom 

„Odrodzenie Ameryki Łacińskiej wymaga ciężkiej pracy. Zadanie to stoi przed masami wyzutych, upokarzanych, przeklętych. Latynoamerykańska sprawa narodowa to przede wszystkim sprawa społeczna: żeby Ameryka Łacińska mogła narodzić się na nowo, trzeba zacząć od obalenia, kraj po kraju jej właścicieli. Nadchodzą czasy buntu i zmiany. Są  tacy, którzy wierzą, że przyszłość jest w rękach bogów, ale tak naprawdę tkwi ona, jako palące wyzwanie, raczej w umysłach ludzi” – pisze autor książki (s. 354). Tak, przyszłość nie leży w ręku bogów – ale hasło ograniczone do buntu nie wystarczy, podobnie jak populistyczno-demagogiczne i „patriotyczne” hasła walki o sprawę ludu. Galeano zresztą też to wie.

Poza wszystkim w dzisiejszych czasach autarchia, małe fabryki produkujące na własne potrzeby itd., są możliwe tyko w niektórych dziedzinach. Nie w każdej najlepsza jest mała firma, podobna do osiedlowej piekarni, piekącej lepszy chleb niż jakiś gigant. Można negocjować, można starać się o własne miejsce, postawić na dziedziny, w których ma się szanse być mocniejszym, jednoczyć się wybiórczo lub z zastrzeżeniami, a nie ma sensu krzyczeć, że sami dla siebie zbudujemy nasz szczęśliwy świat i robić inwestycje bardziej efektowne niż sensowne. Jeżeli narody będą stawać się mocniejsze kosztem słabnącej UE – czego nie wykluczałbym – to jest duża szansa, że przypomną sobie o w końcu niedawnych nienawiściach, a słabsze pozostaną słabszymi.

Oczywiście, bez takich czy innych rewolucji niektóre obszary postkolonialone, dzięki własnym, a czasem wspomaganym wysiłkom wydźwignęły się. To, co jeszcze u początków mojej pracy zawodowej nazywaliśmy dosyć jednolicie „Trzecie Światem”, dziś potężnie się zróżnicowało. Gdy kiedyś, już sporo czasu temu, jakaś grupa polskich przedsiębiorców przyjechała na rozmowy do São Paulo, to prowadziła je tak, że potem jeden z Brazylijczyków zapytał wspólnego znajomego: „Czy ci panowie nie wiedzą, że przemysł paulistański to więcej niż przemysł całej Polski?”. Pozostaje faktem – i autor to pokazuje – że większość nawet takich krajów postkolonialnych zachowała cechy, jakie naznaczyły je kiedyś. Ropa naftowa w wielu krajach owocuje modernizacją bardzo wybiórczą, z zarazem zmniejsza dążenie do wszelkich zmian. Trudno jednak oczekiwać i trudno chcieć odejścia od niej w zainteresowanych krajach. W Indiach największa  bieda towarzyszy najnowocześniejszym ośrodkom badawczym. Celem i środkiem zarazem musi być więc prowadzenie takiej polityki gospodarczej, by przyczyniła się do szerszej zmiany.

Jeszcze jedno, pro domo sua: trzeba dekolonizować historiografię. Historia świata – zarówno ta badana, jak nauczana choćby w szkołach – to nie jest tylko historia Zachodu z Polską omawianą na dobrym miejscu jako bitą przez innych, bohaterską, walczącą, zachodnią itd. Historia to nie są jedynie dzieje warstw wyższych – czy to w Polsce, czy gdziekolwiek na świecie. Prawda, że te niższe trudniej badać, gdyż na ogół zostawiły mniej źródeł pisanych. Jestem wszakże pełen uznania dla koleżanek i kolegów, którzy o to się starają.

 

Przypisy:

[1] Joseph Goebbels, „Dzienniki: 1939-1943”, tłum. i opr. Eugeniusz Cezary Król, Świat Książki, Warszawa 2013, t. 2, s. 81 (zapis pod datą 11 VI 1940).

[2] Tamże,  s. 77 (zapis pod datą 2 VI 1940).

[3] Adam Leszczyński, „Eksperymenty na biednych. Polityczny, moralny i ekonomiczny spór o to, jak pomagać skutecznie”, ISP PAN, Wydawnictwo Krytyki Politycznej,  Warszawa 2016.

[4] Z niedawnych polskich publikacji przykładowo: Adam Leszczyński, „Ludowa historia Polski. Historia wyzysku i oporu. Mitologia panowania”, WAB, Warszawa 2020; Agata Bloch, „Wolni i zniewoleni. Głosy grup podporządkowanych w historii imperium portugalskiego”, FNP, Toruń 2022.

 

Książka:

Eduardo Galeano, „Otwarte żyły Ameryki Łacińskiej”, tłum. Barbara Jaroszuk, wyd. II, Filtry Warszawa 2022. [Komentarz: Artur Domosławski, „Historia pewnego nieporozumienia”, s. 383-392].

 

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Rubrykę redaguje Iza Mrzygłód.