Kiedy 1 stycznia na twitterowym profilu ukraińskiej Rady Najwyższej pojawił się wpis upamiętniający Stepana Banderę z okazji rocznicy jego urodzin, w Polsce nastąpiła błyskawiczna reakcja, w wyniku której wpis usunięto. Zanim jednak do tego doszło, można tam było przeczytać cytaty z twórcy i przywódcy zbrodniczej organizacji nacjonalistycznej OUN, odpowiedzialnej za rzezie Polaków na Wołyniu. Jeden z nich brzmiał: „Kiedy wybierając pomiędzy chlebem i wolnością, naród opowiada się za chlebem, ostatecznie traci wszystko, w tym również chleb. Jeśli naród wybiera wolność, wówczas będzie miał chleb stworzony przez siebie i nikt mu go nie odbierze. […] Całkowite i ostateczne zwycięstwo ukraińskiego nacjonalizmu nastąpi wówczas, gdy imperium rosyjskie przestanie istnieć”.
Podobne słowa mógłby wypowiedzieć niejeden Ukrainiec, zastępując może słowo „nacjonalizm” słowem „społeczeństwo”. Co więcej, podobne w znaczeniu słowa są wypowiadane od lutego regularnie – wielu komentatorów bez żadnych reperkusji publicznie twierdzi, że rosyjski imperializm jest przyczyną zbrodniczych działań. Kilka dni po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji pisaliśmy o tym „Kulturze Liberalnej”.
W jednym ze wcześniejszych numerów pisaliśmy też o tym, kim jest Bandera dla Polaków i dla Ukraińców. „Żołnierzy UPA uznaje się za bohaterów nie dlatego, że mordowali Polaków, lecz dlatego, że przez kilkanaście lat po wojnie toczyli z władzą radziecką nierówną walkę”, przekonywała profesor Ola Hnatiuk, pisarka, popularyzatorka literatury ukraińskiej.
W ostatnich miesiącach wiele pisano o historycznych i kulturowych źródłach wojny Rosji przeciwko Ukrainie. Wciąż jest jeszcze jednak duże pole do uczenia się historii i kultury samej Ukrainy – a takie zainteresowanie jest ważne również niezależnie od rosyjskiej inwazji. Wojna skłania wręcz do zastanowienia nad tym, w jakim znaczeniu i do jakiego stopnia ową ukraińską historię kultury można rozumieć jako niezależną od relacji z wrogim imperium.
Czy ukraińska tożsamość i tradycja intelektualna będą rozwijać się w opozycji do Rosji, pomimo niej, a może bez związku z nią? O ile w Polsce istnieje dyskusja na temat idei w rodzaju Polaka-katolika – i tego, na ile jest ona ściśle związana z naszą kulturą – można stawiać podobne pytania dotyczące tego, co znaczy współcześnie „być Ukraińcem”. Szczególnie że od lutego słowa te nabrały nowego znaczenia. Symbolami stały się walczące i okupowane miasta. A zwykłe codzienne zajęcia zamieniają się w patriotyczną działalność – nagrywanie filmików lifestyle’owych do internetu mogło przekształcić się w dokumentowanie zbrodni rosyjskich. O takim przypadku wspominamy w aktualnym numerze, a podobnych przykładów jest mnóstwo.
W nowym numerze „Kultury Liberalnej” piszemy o ukraińskiej historii intelektualnej, życiu społecznym Ukrainy, jak tworzyć kulturę – i o tym, jak tworzyć Europę, będąc sąsiadem Rosji.
Wołodymyr Jermołenko, filozof i doktor nauk politycznych, w rozmowie z Joanną Kozłowską mówi: „W przypadku Ukrainy istniało zawsze niebezpieczeństwo, że będziemy się samookreślać głównie w opozycji do Rosji. W pewnym sensie to nawet nic złego. Ukraińcy i inne wschodnioeuropejskie narody powinny mieć możliwość pokazania, że rosyjskie wpływy w naszym regionie nie są wcale tak głębokie, że mamy wielkie szanse przezwyciężenia ich i powrotu do republikańskiej kultury politycznej. […] Zastanawiam się czasem, czy Ukraina nie odegra w XXI wieku tej samej roli, co Polska o stulecie wcześniej, jeśli chodzi o przyspieszenie rozpadu rosyjskiego imperium”.
Operatorka filmowa Olya Oborina opowiada w rozmowie z Nataliyą Parschyk o tym, jak zaczęła dokumentować rosyjskie zbrodnie w ukraińskich miastach i miejscowościach i co to dla niej znaczy jako Ukrainki. Mówi: „Nie chcę, żeby to zabrzmiało pretensjonalnie, ale mam jakieś poczucie misji. Umiem filmować, chcę to wykorzystać w dobrym celu. Czuję, że muszę być w tych miejscach, bo tak naprawdę ukraińska przestrzeń informacyjna jest bardzo mała w porównaniu z ogromną machiną rosyjskiej propagandy, która zatruwa głowy wszystkich ludzi na świecie”. Opowiada też o tym, że walka o suwerenność nie ogranicza się do frontu zbrojnego: „Rosyjskie wydarzenia kulturalne normalizują społeczeństwo rosyjskie, podczas gdy ich armia popełnia zbrodnie. Ściany sali tortur w Chersoniu były obwieszone rosyjskimi wierszami, piosenkami. Żołnierze zmuszali naszych ludzi do codziennego śpiewania hymnu rosyjskiego, piosenek, do recytowania wierszy. I koniecznie musieli przy tym klaskać w dłonie. Ci, którzy nie nauczyli się tych wierszy i piosenek na pamięć, byli bici i torturowani. Rosjanie nawet w tych salach tortur promują swoją kulturę. Po zajęciu naszych terenów sprowadzają swoich nauczycieli, swoje książki, ze swoją zniekształconą historią”.
Jakub Bodziony pyta, czy możliwy jest powrót do business as usual pomiędzy Zachodem i Rosją, ale Krystyna Kurczab-Redlich, dziennikarka, autorka książek o Rosji, odpowiada, że nie. „Nawet jeśli Rosja się zmieni?”, dopytuje Bodziony. „A kto ma doprowadzić do tej zmiany myślenia u Rosjan? Bardzo wątpliwe jest, aby następcą Putina, był ktoś o poglądach demokratycznych. Nie zapominajmy, że Aleksiej Nawalny dostał kolejny wyrok, tym razem na dziewięć lat, w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Zachód o nim zapomniał, a tacy jak on będą likwidowani. Znaczna część społeczeństwa jest zmanipulowana i popiera Putina, bo chce być częścią wielkiej Rosji. Oni nie wierzą w to, że armia rosyjska napadła na Ukrainę, a raczej w to, że NATO uderzyło na ich ojczyznę. Pozostali są albo zupełnie poddani tym potwornym kłamstwom, bo boją się władzy, albo są zupełnie obojętni. Ta apatia i stwierdzenie, że „ja się nie zajmuję polityką”, jest najlepszym prezentem, jaki można zrobić dyktatorom.
Filip Rudnik analizuje z kolei kondycję Rosji w swoim tekście „Rosja Państwo upadłe”.
Piotr Kieżun zaś pisze o słynnym dziele graficznym Gustave’a Doré, protokomiksie „Dzieje Świętej Rusi”, wydanym po raz pierwszy w trakcie wojny krymskiej w 1854 roku i przetłumaczonym obecnie na polski, który w satyryczny sposób pokazuje historię rosyjskiego sodzierżawia. Album Doré również dziś niejednokrotnie prowokuje do śmiechu. Przypomina nam też przy okazji, że pewne polityczne rosyjskie tradycje nie wzięły się znikąd.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”
Autorką ilustracji jest Sophia Suliy