Czternastoletni Jeremi (Ezra Kos) jest typowym nastolatkiem naszych czasów – jego główną „zabawką” jest telefon z dostępem do internetu, za pośrednictwem którego streamuje swoje domorosłe eksperymenty – to polakieruje mydło, to złączy klejem ciasteczka, to zanurkuje w akwarium. Chłopak wiele czasu spędza samotnie – mama (Magdalena Popławska) godzinami prowadzi dyskusje przez telefon z wiecznie nieobecnym ojcem (Andrzej Chyra), który pracuje w agencji kosmicznej. Jeremi odlicza dni do obiecanych wspólnych wakacji, podczas których mają zobaczyć start rakiety. W ostatniej chwili plan nie wypala. Chłopiec ląduje na wsi, u dziadka (Jan Peszek). Jest załamany – nie dość, że z nieco zdziwaczałym dziadkiem nie ma zbyt dobrego kontaktu, nikogo nie zna, a na dodatek nie ma co streamować „z gównianego survivalu”. Podczas live’ów nadrabia miną, ale ogarnia go coraz poważniejszy kryzys. Wolałby nudzić się w domu niż w nowym środowisku – choć i tu, i tam byłby pozostawiony sam sobie. Czy dorośli wymyślą sposób, by Jeremiego zachęcić do aktywności w naturze i nawiązania kontaktów z rówieśnikami?
Lato leśnych ludzi
Do tego momentu filmu wydawać by się mogło, że reżyser skupi się głównie na problemie nieobecności rodziców i braku więzi międzypokoleniowych. Wyraźnie jednak widać, że dziadka martwi stan chłopca, do którego nie potrafi dotrzeć. Jak się okazuje, ojciec też nie jest obojętny na cierpienie syna i w miarę możliwości stara się chłopcu wynagrodzić rozczarowanie niespełnioną obietnicą wspólnych wakacji. Dorośli wpadają na kreatywny pomysł aktywizacji chłopca. Nie walczą z jego pasją do filmowania, ale wykorzystują ją jako przynętę i motywację do wyjścia z samotniczej strefy komfortu.
Pewnego dnia Jeremi otrzymuje tajemniczą przesyłkę, a w niej prawdziwego, interaktywnego robota. Jest intrygujący i zabawny, a na dodatek przybywa z misją – zadaniem nakręcenia filmu dla kosmitów. W tym celu chłopak otrzymuje szereg wytycznych, które zmuszają go do działania – bycia kreatywnym, wyjścia z domku na drzewie, eksplorowania okolicy, nawiązania kontaktu z ludźmi. Jeremi szybko łapie bakcyla, odzyskuje radość życia. Majsterkuje niczym „Pomysłowy Dobromir”, z prostych przedmiotów tworzy innowacyjne narzędzia. Nawiązuje wreszcie więź z dziadkiem, który najwyraźniej w przeszłości był związany z branżą filmową. Chłopiec poznaje też rówieśników z wioski, choć kontakty na początku nie są zbyt ciepłe. Wspólny projekt pozwala jednak zjednoczyć „wrogów”, którzy stopniowo stają się prawdziwymi przyjaciółmi. Razem planują, śmieją się, kłócą, od rana do nocy realizują szalone pomysły do filmu, wspinając się na drzewa, brodząc w rzece, eksplorując opuszczone ruiny. Podzieleni na zespoły odgrywają scenki rodzajowe i prowadzą wywiady z mieszkańcami wioski, by wysłać kosmitom jak najbardziej rzetelny, zróżnicowany przekaz od mieszkańców Ziemi. Razem dopracowują scenariusz, tworzą scenografię inspirowaną starymi filmami z czasów niemego kina.
Film Stasika można rozebrać na kilka warstw. Krytyka ucyfrowienia życia oraz braku czasu i uwagi rodziców dla dzieci są niemal zbyt oczywiste. Reżyser w dużo ciekawszy sposób uchwycił za to sentyment do prostoty „trzepakowego” życia i zachwyt nad nieskażoną naturą, pokazaną w sposób uważny i niespieszny. Kadry makro zatrzymują się przez nieco zbyt długą chwilę nad ślimakiem czy źdźbłem trawy oświetlonym ciepłym słońcem; las ocieka apetyczną, soczystą zielenią; rzeczka wydaje się zimna, ale czysta i zachęcająca do kąpieli; dzieciaki tarzają się w żyznej ziemi. Dzikie otoczenie przyrody sprawia wrażenie swojskiego i bezpiecznego. Dzieci znają każdy zakątek lasu. Spędzają w nim swoje „Lato leśnych ludzi”. Nikt ich nie pilnuje, nie upomina, nie przestrzega. Pełnymi garściami czerpią frajdę z prostego przebywania na łonie natury w gronie serdecznych przyjaciół.
Wszystko może się przytrafić
Bywa, że bohaterowie się sprzeczają, są o siebie zazdrośni. I te młodzieńcze emocje – szczególnie chłopców – reżyser przedstawia w sposób piękny i wzruszający. Widzimy bliskość, czuły dotyk, łzy, szczęście, zakochanie, strach i złość – podane przy minimum słownego komentarza. Dialogi są zaś proste, dziecięce, naturalne – jak gdyby nie bazowały na żadnym scenariuszu, a zostały uchwycone ukrytym mikrofonem na przypadkowym wiejskim podwórku. No chyba że ekipa tworzy akurat własny scenariusz do własnego filmu – wówczas do sprawy podchodzą poważnie. W rozmowach z mieszkańcami dzieci uważnie dobierają zdania, konstruują pytania istotne z punktu widzenia ich kosmicznej misji. Pytają o sens życia, miłość, początek świata, śmierć… Dziecięce, niewinne twarze i głosy w zestawieniu z tematami tego kalibru przywodzą na myśl film Marcela Łozińskiego, „Wszystko może się przytrafić” [1995], w którym sześcioletni syn reżysera zagaduje w podobny sposób przypadkowych spacerowiczów w Parku Łazienkowskim.
Kadry z beztroskich wakacji, czasu pełnego wolności, fantazji i eksperymentu, pokazane z perspektywy dziecka, to chyba najpiękniejszy i najbardziej szczery obraz człowieczeństwa, jaki można by wysłać przybyszom z innych galaktyk. Albo po prostu uwiecznić jako kapsułę czasu pełną pięknych wspomnień. Film Piotra Stasika jest sam w sobie swoistym „filmem dla kosmitów” – a raczej dla dorosłych Ziemian, w których już za kilka lat przeobrażą się młodzi bohaterowie. To elegia na cześć prostego, szczęśliwego dzieciństwa.
Tylko czy dzieciństwo w postaci przedstawionej w filmie w ogóle jest możliwe? Wydaje się sielankowe, pozbawione ryzyka i zagrożeń, a nawet poważniejszych konfliktów w grupie rówieśników. Chłopcy wybaczający sobie wzajemne przewinienia i okazujący przy tym czułe emocje są nad wiek dojrzali – ba!, pytanie, czy dorosłych mężczyzn stać by było na taką szczerość i bliskość. Momentami można odnieść wrażenie, że Stasik prowadzi narrację w myśl „kiedyś wszystko było lepsze” – natura piękniejsza, otoczenie bezpieczne, sąsiedzi bardziej wyrozumiali, zabawy fajniejsze, bo nieskażone elektroniką. Być może takie jest wspomnienie własnego dzieciństwa reżysera, a może jego film to wyraz tęsknoty za wyidealizowanym analogowym światem. Tak czy inaczej, obraz Stasika jest tak ciepły i ujmujący, że widzowi z łatwością przychodzi przymknięcie oka na to swoiste przesłodzenie i zanurzenie się w przygody polskich „Dzieci z Bullerbyn”.
Film:
„Film dla Kosmitów”, reż. Piotr Stasik (premiera festiwalowa 2022, kinowa 2024).