„Mizubiki to niewielka japońska wieś położona w rozsądnej odległości od Tokio. Znajduje się w malowniczej górskiej dolinie i słynie z krystalicznie czystej źródlanej wody oraz gęstych lasów zamieszkałych przez dziką zwierzynę. Jest idealnym miejscem na wypoczynek po ciężkim tygodniu pracy. Wybierz się do Mizubiki i zakosztuj luksusowego kontaktu z przyrodą, dzięki naszej ofercie glampingowej (połączenie słów glamour + camping)”. Tak mogłaby brzmieć oferta sporządzona przez tokijską firmę z filmu „Zło nie istnieje” Ryusuke Hamaguchiego, chcącą wybudować ośrodek glampingowy w Mizubiki. Zanim jednak dojdzie do budowy, przedsiębiorstwo wysyła dwójkę delegatów – przechodzącego kryzys wieku średniego Takahashiego (Ryûji Kosaka) oraz młodą i zadowoloną z życia Mayuzumi (Ayaka Shibutani), by przeprowadzili konsultacje społeczne z mieszkańcami wsi. Tu zaczynają się kłopoty z całym projektem.
Konfrontacja dwóch światów
Nieprzystawalność perspektyw miejskiej i wiejskiej staje się osią dramaturgiczną wokół której Hamaguchi buduje swój najnowszy film. Perspektywę wiejską, reżyser przedstawia nam w scenach otwierających film. Przewodnikiem na tym etapie filmu jest dla widza Takumi (Hitoshi Omika), mieszkający w drewnianej chacie ojciec ośmioletniej Hany (Ryô Nishikawa). Wśród lokalnej społeczności pełni on rolę złotej rączki. Czas spędza, pomagając sąsiadom w zbieraniu źródlanej wody, której używają do gotowania, lub tnąc drewno na opał. Doskonale zna lokalne lasy, gdzie bywa wraz z córką – którą często zapomina odebrać na czas ze szkoły. Spóźnienia ojca przybierają postać swoistego rytuału. Hana ciekawa świata, zamiast czekać na ojca, chodzi po okolicznym lesie. Tam właśnie zazwyczaj znajduje ją Takumi. Ich wspólne przechadzki przybierają wówczas wymiar wycieczki edukacyjnej – Takumi gra z córką w zgadywanie gatunków drzew, tłumaczy jej istotność wodopoju i obecność napotkanych podczas jednej z wycieczek rozkładających się zwłok jelenia. Nie znalazły się tam one bowiem bez przyczyny. W oddali słychać co jakiś czas wystrzały z broni. Ktoś poluje na zwierzynę. To zapowiedź zmian, jakie przynosi coraz silniejsza obecność człowieka wśród okolicznej przyrody.
Jednym z symptomów tej obecności jest właśnie przyjazd Takahashiego i Mayuzumi – reprezentujących metropolitalną perspektywę na prowincję. W scenie oficjalnych konsultacji społecznych, po przeprowadzonej w korporacyjnym stylu prezentacji projektu ośrodka glampingowego, ze strony mieszkańców wsi pojawiają uzasadnione wątpliwości co do zagrożenia, jakie może przynieść intensywna obecność turystów w ich miejscowości. Kością niezgody jest projekt przynależącej do ośrodka oczyszczalni. Może ona okazać się niewystarczająco efektywna dla planowanej liczby gości. Przez to woda źródlana, z której słynie wieś, zostanie najprawdopodobniej zanieczyszczona. Jak mówi sołtys wsi (Taijirô Tamura), wypowiadając zakorzenioną wśród lokalnej społeczności myśl, „to, co dzieje się w górze rzeki, będzie miało wpływ na tych, którzy żyją w jej dole”.
Reżyser coraz bardziej jednak niuansuje relacje między przedstawicielami firmy a mieszkańcami wsi. Prędko okazuje się, że tokijscy wysłannicy czują się zawstydzeni swoim poziomem niewiedzy dotyczącym miejsca, w którym planują inwestycję. Miejscowi z kolei po części są w stanie z nimi empatyzować. Jak wyjawia Takumi, sami są w pewnym sensie przyjezdnymi – jego rodzina, jakich tam wiele, osiedliła się w Mizubiki wskutek przesiedleń z terenów zniszczonych w drugiej wojnie światowej. Takumi oferuje pomoc Takahashi i Mayuzumi w lepszym poznaniu okolicy, tak, by mogli swoją inwestycję przeprowadzić w lepszej symbiozie z okoliczną przyrodą.
Na marginesach opowiadania
Hamaguchi jest jednak zainteresowany nie tylko eskalacją ekranowego konfliktu. Nie powinno nas to dziwić, wszak jego „Drive My Car” czy „W pętli ryzyka i fantazji” opierały się w równej mierze na świetnie zrealizowanych scenach, gdzie reżyser sprawnie spiętrza pokłady napięcia między bohaterami, co na dramaturgicznym eksplorowaniu niuansów pozostawionych zazwyczaj poza zasięgiem standardowego opowiadania. Przykładem mogą tu być długie przejażdżki samochodem przy nagraniach audio, które odbywa główny bohater „Drive My Car”, czy toczące się powolnym tempem w tym samym filmie sceny prób aktorskich. Nie inaczej jest w „Zła nie ma”, gdzie większość czasu ekranowego reżyser poświęca na obserwację czynności takich jak rąbanie drewna, nalewanie wody, jazda samochodem czy chodzenie po lesie. Interesuje go bycie-w-świecie swoich bohaterów, ich obchodzenie się z narzędziami pozwalającymi na kontakt z naturą – żeby użyć Heideggerowskiej terminologii, która przy tym filmie okazuje się pomocna. Z drugiej strony, nie odpuszcza sobie precyzyjnie napisanych scen o ładunku społeczno-krytycznym, takich jak wspomniana scena konsultacji społecznych czy ta, gdzie Takahashi i Mayuzumi konfrontują to, co wynieśli z wizyty w Mizubiki, ze swoim szefem. Ten z kolei jest niezadowolony z wyników konsultacji i przy zachowaniu wszystkich pozorów, ma zamiar je zignorować. Projekt i tak powstanie w niezmienionym kształcie, popandemiczna dotacja, którą firma uzyskała od państwa, musi zostać wykorzystana na czas.
Najważniejszy wątek filmu Hamaguchiego dotyczy złożoności relacji człowieka z naturą. Stosunek Takumiego do okolicznej przyrody cechuje respekt, chęć poznania, ale również użytkowe podejście. W tym wydaniu natura wydaje się niejako odczarowana, każdy element lasu ma swoje wytłumaczenie i może zostać przez człowieka ujarzmiony. Drugim typem relacji jest ten reprezentowany przez nawróconego mieszczucha Takahashiego. Natura jest w jego optyce czymś magicznym i majestatycznym. Przyroda ma mu pomóc przywrócić utracony wskutek poświęcenia się karierze spokój i kontakt z samym sobą. Jego wizja jest naiwna, ale niepozbawiona respektu. Trzecia relacja to ta cechująca szefa firmy. Traktuje on przyrodę jedynie jako zasób, dzięki któremu może zaspokoić pragnienia swoich potencjalnych klientów. Nie liczy się on z lokalnymi uwarunkowaniami i konsekwencjami ich naruszenia.
Każda z pokazanych przez Hamaguchiego postaw ma jednak tę cechę, że w jakiś sposób naturę konceptualizuje i tym samym próbuje ją okiełznać. Poczucie kontroli jest jednak złudne. Natura nieustannie wymyka się człowiekowi i okazuje się przekraczać możliwości jego percepcji. „Zła nie ma” to film filozoficzny w tym sensie, że przywraca uczucie stojące u podstaw ludzkiej refleksji, czyli „zdziwienie światem”. Namawia do pokory i powściągliwości, sytuując człowieka w perspektywie całości jako jeden z jej elementów.
Społeczna oniryczność
Sposób opowiadania zaproponowany przez Hamaguchiego jest bardzo ryzykowny. Filozofowanie na ekranie może łatwo osunąć się w pretensjonalność. Z tego zagrożenia udaje się Japończykowi jednak wyjść obronną ręką. Pozwala mu na to mieszanie rejestrów opowiadania i umiejętność operowania niejednoznacznością. Treści filozoficzne umiejętnie przemyca on w części stanowiącej krytykę społeczną, pozostając blisko psychologicznego realizmu. W kontemplacyjnych fragmentach pozwala na milczącą obserwację kamery, uwypuklając materialny charakter elementów życia codziennego. W momentach poetyckich symbolika staje się niejasna i otwarta na interpretacje – jak w długich ujęciach wpatrywania się przez bohaterów w wodopój, a przede wszystkim w zakończeniu.
Finał filmu, oniryczny i niejednoznaczny, dostarcza w tym sensie nie tyle odpowiedzi, co jeszcze mocniej komplikuje sprawę. Reżyser zdaje się tym samym przypominać widzowi o tym, że oswojony świat, w którym żyje, jest w swojej istocie znacznie bardziej niejednoznaczny. Ale mówi również o doświadczeniu kinowym w jego poetyckim wymiarze, którego zadaniem nie musi być dostarczanie odpowiedzi. Jak przyznaje Hamaguchi w jednym z wywiadów: „Takie jest moje osobiste doświadczenie oglądania filmów – towarzyszy mu często szok wywołany niejednoznacznością tego, co właśnie zobaczyłem. Ale potem zaczynam zastanawiać się, czy może to nie jest po prostu świat, w którym żyjemy”.