Choć o Literackim Noblu dla László Krasznahorkaiego mówiło się już od jakiegoś czasu, to można powiedzieć, iż Akademia Szwedzka znów zaskoczyła.
To, że w tym roku będzie to pisarz, a nie pisarka, można było przewidzieć. Od kilku lat nagradzano na przemian kobietę i mężczyznę. Natomiast biorąc po uwagę kryzys demokracji, wzrost populizmu, upadek świata, który wydawał się znany i bezpieczny, również wzrost wpływu dezinformacji i sztucznej inteligencji na nasze codzienne życie, można było sądzić, że Akademia opowie się bardziej politycznie, czyli nagrodzi przywoływanego już od kilku lat Serhija Żadana lub Salmana Rushdiego.
Zdecydowała się jednak zatrzymać gdzieś w pół drogi. To ukłon w stronę Europy Środkowo-Wschodniej, która w ostatnich latach pokazuje dwa różne oblicza. Z jednej strony, polityczna wygrana lub duży wzrost znaczenia populistów (Słowacja, Czechy, Polska i Węgry). Z drugiej — kraje takie jak Mołdawia, które wygrywają z rosyjską propagandą i wciąż wierzą w to, że wejście do Unii Europejskiej to dla nich najlepsza szansa na zmianę.
Oczywiście mówimy o Nagrodzie Nobla w dziedzinie literatury, ale trudno dziś myśleć o literaturze w oderwaniu od tego, co dzieje się na świecie. Dziś to ona bardzo często go nam tłumaczy, oswaja z innością i pozwala zrozumieć człowieka na drugim końcu globu. Tym razem nam, w Polsce, jest nieco łatwiej.
László Krasznahorkai w Polsce
Po pierwsze, mamy polskie przekłady książek Noblisty. Wydawnictwo W.A.B. przetłumaczyło trzy książki László Krasznahorkaiego. W 2004 roku pojawiło się „Szatańskie tango”, w 2007 „Melancholia sprzeciwu”, w 2011 „Woja i wojna”, a na koniec tego roku wydawnictwo Czarne zapowiedziało wydanie „A świat trwa”. Ten ostatni tytuł otrzymał zresztą w 2015 roku Międzynarodową Nagrodę Bookera. Do tego możemy dopisać adaptacje książek Węgra, na przykład „Szatańskie tango” w reżyserii Béli Tarra.
Po drugie, mamy jednak wspólne doświadczenie typowe dla krajów postsowieckich, związane z kwestiami tożsamości, języka, przemocy. Z pewnością polscy czytelniczka i czytelnik odnajdą w książkach tegorocznego Noblisty własne doświadczenia.
W dużej mierze są to opowieści o ubogich mieszkańcach podupadłej wioski, którzy czekają na swojego mesjasza. Historia obracającego się w ruinę miasta, do którego przyjeżdżają tajemniczy ludzie siejący zniszczenie, o uciekinierach i migrantach, którzy szukają dla siebie lepszego życia. A to wszystko okraszone odrobiną surrealistycznej atmosfery.
„Siła sztuki wobec apokaliptycznego terroru”
Krytyczki i krytycy lubią zresztą porównywać Krasznahorkaiego z Gogolem, Melville’em i Kafką.
W uzasadnieniu Komitet Noblowski przekonywał, że nagrodę przyznano „za fascynującą i wizjonerską twórczość, która w obliczu apokaliptycznego terroru potwierdza siłę sztuki”.
Sam Krasznahorkai, choć urodził się w Gyuli na Węgrzech w 1954 roku, po raz pierwszy opuścił komunistyczne Węgry w 1987 roku, spędzając rok w Berlinie Zachodnim w ramach stypendium, później jeździł po Europie, Stanach Zjednoczonych i Azji Wschodniej. Perspektywa człowieka w podróży zaczęła się zresztą coraz mocniej uwidaczniać w jego kolejnych książkach.
Nie pozostaje nam zatem nic innego jak czekać na kolejne tłumaczenia książek Noblisty, bo trochę ich jeszcze zostało (a od lat obserwujemy taki trend na rynku wydawniczym) oraz wierzyć, że takie nagrody wciąż mają wpływ na to, że czytamy dobrą literaturę.