Poprzedni film rumuńskiego reżysera, „Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata”, trafił do polskich kin zaledwie rok temu, a już teraz możemy oglądać jego kolejne dzieło – „Kontinental ‘25”. Szalone tempo pracy Radu Judego można uznać za odpowiedź na konsumpcyjne zapotrzebowania naszych czasów. W przypadku twórcy, który chętnie sięga po formy obecne w reklamie i mediach społecznościowych, nabiera ono dodatkowej wymowy. Jego kino wydaje się powstawać „na gorąco”, w bezpośrednim zderzeniu z rozchwianą przez toksyczną politykę i drapieżny kapitalizm współczesnością.
Kino na gorąco
Takim filmem był przecież „Niefortunny numerek lub szalone porno” – jeden z niewielu przykładów fabularnych filmów „pandemicznych”. W jednej ze scen, podczas zebrania rodziców w szkole, omawiają oni nagranie porno z nauczycielką w roli głównej, które przypadkiem trafiło do internetu. W tle tej sytuacji wybucha spór o maseczki – nie bez udziału teorii spiskowych – który w swojej istocie przypomina dobrze znane nam wojny kulturowe.
Konflikty społeczne przestawiane w rumuńskim kinie łatwo przełożyć na polskie realia, co potwierdza także inny film Judego – „Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata”. Tu z kolei jednym z wątków jest znana z polskiego podwórka patodeweloperka: główna bohaterka, pracująca w warunkach prekariatu, zostaje zmuszona do przeniesienia grobu bliskiej osoby, ponieważ parafia przekazuje cmentarz deweloperowi. Ten nie wie, jak zarobić na nieboszczykach, więc woli w tym miejscu zbudować osiedle mieszkaniowe.
Tłem tragedii, która rozgrywa się w „Kontintenal ‘25”, jest z kolei zjawisko gentryfikacji. Główna bohaterka filmu, komorniczka Orsolya (Eszter Tompa), otrzymuje trudne zadanie: eksmisję bezdomnego Iona (Gabriel Spahiu), który zajmuje kotłownię w jednym ze starych budynków Cluj-Napoki – stolicy Transylwanii. Cały obiekt ma wkrótce zostać wyburzony, a w jego miejscu ma powstać nowoczesny niemiecki „hotel butikowy” (jak określają to broszury reklamowe) o nazwie „Kontinental ‘25”.

Mimo iż cała procedura eksmisji przebiega z poszanowaniem praw eksmitowanego (choć w towarzyszących Orsolyi żandarmach tli się chęć użycia przemocy), dochodzi podczas niej do tragedii. Przez całą resztę filmu, komorniczka będzie obwiniać się za to, do czego w swoim mniemaniu doprowadziła. Rozpocznie desperackie poszukiwania leku na trawiące ją poczucie winy.
Między Godardem a Rossellinim
Radu Jude często porównywany jest do Jean-Luca Godarda – podobnie jak on, często w swoich filmach analizuje relację między obrazem a rzeczywistością, pokazując, jak sam obraz potrafi tę rzeczywistość kształtować. Jednocześnie, w bardziej przystępnej formie niż Godard, demistyfikuje ideologiczne mechanizmy rządzące przedstawianiem świata. Widać to już w jego debiucie „Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie”, gdzie za kulisami reklamy napoju gazowanego obnaża się fałszywa utopia przekazu. Z kolei w „Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy” Jude wykorzystuje rekonstrukcję historyczną jako komentarz do rumuńskiej polityki wyparcia winy za współudział w Holokauście.
W „Kontinental ‘25” reżyser nie jest jednak zainteresowany tak bardzo demontażem naszej umeblowanej przez kapitalizm i politykę wyobraźni wizualnej. Chodzi mu tu raczej o prześwietlenie sumienia przedstawicieli tak zwanego pierwszego świata. Już od pierwszych scen „Kontinental ‘25”, temperatura historii wydaje się odbiegać od ostatnich filmów Judego. Bardziej niż u Godarda zadłużony jest tu u mistrza włoskiego neorealizmu – Roberta Rosselliniego. „Kontinental ‘25” szczególnie mocno czerpie z jego „Europy ‘51” (nawet tytuł stanowi nawiązanie).

Szkielet fabularny „Europy ‘51” jest zasadniczo podobny. Żona ambasadora, Irene (w tej roli Ingrid Bergman), po tragicznej śmierci nastoletniego syna, przechodzi coś na kształt moralnego przebudzenia. Dotąd żyjąca w luksusie, postanawia zaangażować się w pomoc najuboższym – przedstawicielom włoskiej klasy robotniczej. Próbując wcielić w życie zasady etyczne, inspirowane czy to komunizmem, czy chrześcijaństwem, bezskutecznie stara się uwolnić od poczucia winy, które przypisuje sobie za śmierć dziecka.
W „Kontinental ‘25” główna bohaterka przechodzi podobny proces. Jednak krajobraz Rumunii z 2025 roku różni się od włoskiego z 1951. Idee są w nim niczym plastikowe dinozaury zasiedlające park, przez który przechadza się najpierw Ion, a później sama Orsolya – pozbawione życia widma niegdyś potężnych istot.
Poczucia winy nie łagodzi się tutaj poprzez działanie, ale przez anonimowy przelew na zbiórkę dla ubogich. Tam, gdzie Irene z filmu Rosselliniego porzucała wszystko, by pomóc rodzinie niemogącej opłacić leczenia swojego dziecka, w bliźniaczej sytuacji dotyczącej romskiej rodziny Orsolya oferuje zrobienie wpłaty. Nie chce ona do owej rodziny pojechać, jak argumentuje, „wyglądałoby to, jakby wyruszyła na safari”.

Jude, nawiązując do filmu Rosselliniego, pokazuje, jak działa poczucie winy klasy uprzywilejowanej. W „Europie ’51” widzimy, że odbudowa powojennych Włoch nie przebiegała na równych warunkach. Podobne nierówności obserwujemy w potransformacyjnej Rumunii. U Rosselliniego poczucie winy uprzywilejowanych wobec wykluczonych staje się impulsem do prób radykalnej zmiany rzeczywistości. Dziś – jak wynika z filmu Judego – raczej paraliżuje, niż mobilizuje do działania.
W 2025 roku ten klasowy rodzaj winy został skutecznie zaabsorbowany przez kapitalizm. Pozycja społeczna Orsolyi – wypracowana w ramach systemu – wiąże się z komfortem, którego nie zamierza kwestionować, w przeciwieństwie do bohaterki Rosselliniego. Poczucie winy staje się – jak sugeruje Jude – emocją wkomponowaną w styl życia klasy średniej. W jednej ze scen Orsolya wylicza przyjaciółce wszystkie światowe tragedie, na które regularnie wpłaca datki – od Gazy po Ukrainę. Problem w tym, że jej poczucie winy – choć autentyczne – nie jest w pełni zasłużone. Odpowiedzialność spoczywa przede wszystkim na potężniejszych graczach: państwach, korporacjach, instytucjach – i systemie, który służy ich interesom. Zindywidualizowane poczucie winy nie prowadzi jednak do buntu wobec reguł systemu – raczej utwierdza w przekonaniu, że nic więcej zrobić się nie da.
Między Brechtem a memem
Podążając tropem neorealistów, Jude ogranicza środki filmowe do minimum. „Kontinental ‘25” nakręcony został iPhone’em 15, bez korzystania z filmowego oświetlenia. Ujęcia dokumentalne mieszają się z inscenizowanymi. Czasem wchodzą one ze sobą w interakcję – część scen to rodzaj cinéma vérité, gdzie aktor prowokuje sytuacje w naturalnym otoczeniu ludzi, jak w scenie z początku filmu, gdy Ion krąży wśród autentycznych przechodniów, zbierając od nich pieniądze. Jude ochoczo korzysta także z osiągnięć skupionej na realizmie, rodzimej „rumuńskiej nowej fali”. Stąd większość scen inscenizowana jest, podobnie jak na przykład w filmach Cristiana Mungiu („4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni”), w celu zachowania ciągłości czasu, miejsca i akcji, za pomocą jednego długiego ujęcia. Towarzyszy temu doskonałe aktorstwo, co daje poczucie obcowania z materią niezwykle żywą i autentyczną.

Jude nie byłby sobą, gdyby nie ubarwił przedstawianej w filmie obojętnej na krzywdę słabszych i wykluczonych rumuńskiej rzeczywistości swoim gorzkim poczuciem humoru. Widzimy to już w sekwencji otwierającej film: oto bezdomny Ion przemierza miasto w poszukiwaniu plastikowych butelek, lży w rozbrajający sposób mijanych przechodniów za pomocą szeptanych pod nosem wiązanek przekleństw. Film obfituje też w barwne anegdoty – prawione a to przez samą Orsolyę, a to przez zafascynowanego filozofią zen jej byłego studenta Freda (Adonis Tanta).
„Kontinental ‘25” korzysta z chwytów dobrze już znanych z poprzednich filmów Judego. Co najmniej od „Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy” reżyser wypracował charakterystyczny styl swoich fabuł: jego bohaterowie prowadzą długie rozmowy, w których obok cytatów z Brechta i Kantorowicza pojawiają się memy, rolki z mediów społecznościowych czy barwne anegdoty. Regularnie powracają tematy narodowej tożsamości i rumuńskiego nacjonalizmu — w „Kontinental ‘25” wybrzmiewają one tym bardziej w związku z węgierską historią Transylwanii, o której rumuńscy nacjonaliści wolą nie pamiętać. Wszystko to sprawia, że filmy Judego, mimo różnic, konsekwentnie dryfują w stronę mozaikowych esejów filmowych, w których główni bohaterowie stają się porte-parole samego twórcy.
Styl ma to do siebie, że przy kolejnym filmie zaczyna się powoli zużywać. Jednak biegłość, z jaką „Kontinental ‘25” jest opowiedziany, biorąc pod uwagę, jak krótko trwała jego realizacja (11–12 dni zdjęciowych – przy standardowych dla tego rodzaju metrażu 30 dniach), jest niezwykle imponująca. Radu Jude pozostaje jednym ze współczesnych geniuszy europejskiego kina. Poziom refleksji, z jaką zostawia nas „Kontinental ‘25”, dowodzi tego, że nawet tworząc nieco naprędce, wciąż niezwykle celnie potrafi on wskazać rany na naszych współczesnych sumieniach. I to lepiej niż niejeden reżyser, na którego filmy musimy czekać latami.
