W znakomitym eseju „O prawdzie i polityce” Hannah Arendt zauważa, że jeśli polityka ma rozgrywać się we wspólnym świecie, a nie w zbiorze światów równoległych, przynajmniej w minimalnym stopniu trzeba szanować fakty.

Aby zilustrować te słowa, przytacza pouczającą i zabawną anegdotę. Historia głosi, że w latach dwudziestych George Clemenceau, na krótko przed śmiercią, wdał się w przyjacielską rozmowę z przedstawicielem Republiki Weimarskiej na temat winy za wybuch pierwszej wojny światowej. Zapytano Clemenceau: „Co, pańskim zdaniem przyszli historycy powiedzą o tej kłopotliwej i kontrowersyjnej kwestii?”. Ówczesny premier Francji odparł: „Tego nie wiem. Ale wiem na pewno, że nie powiedzą, że Belgia najechała Niemcy” [1].

Anegdota o Clemenceau, przez wiele dekad uznawana za pewnik, rozpada się w obliczu spotkania z rosyjską machiną propagandową na temat wojny w Ukrainie.

Zbiorów światów równoległych wspomnianych przez Hannah Arendt można dopatrzeć się w słynnym filmie Akiry Kurosawy „Rashōmon” z początku lat pięćdziesiątych. W tym czarno-białym dziele kilka osób opowiada historię ataku na samuraja i jego żonę. Każda z postaci staje się narratorem i przedstawia wydarzenia w inny sposób. „Rashōmon” w języku japońskim oznacza „spór”. W rezultacie pod znakiem zapytania staje nawet sama możliwość ustalenia tego, co się naprawdę wydarzyło. Nie ma wspólnego świata, w którym miałyby rozgrywać się wydarzenia.

To zderzenie narracji w pozornie jednoznacznej kwestii przypomina różne perspektywy spojrzenia na wojnę w Ukrainie.

Perspektywa posttraumatycznej suwerenności

Europa Środkowo-Wschodnia przeżywa na nowo swoje lęki i doświadczenia przeplatające się z jej suwerennością – posttraumatyczną, czyli obarczoną pamięcią utraty.

W czasach wojny rosyjsko-ukraińskiej posttraumatyczny stosunek do suwerenności w Europie Środkowo-Wschodniej przekłada się na sojusz państw wspierających Ukrainę. Porozumienie między nimi opiera się na wspólnych doświadczeniach z przeszłości i podobnych interpretacjach historii.

Od czasu pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę posttraumatyczny stosunek do suwerenności stał się bardziej oczywisty i powszechnie zrozumiały.

Kraje sąsiadujące z Rosją żyją w ciągłym napięciu geopolitycznym. Boją się rosyjskich rakiet i zmiany politycznego klimatu na Zachodzie, sprzyjającego Ukrainie. Rządy państw Europy Środkowo-Wschodniej chciałyby, słusznie lub nie, stanowić strategiczne centrum pomocy demokratycznego świata Ukrainie. Zasadniczo, podobnie jak Ukraińcy, chcą osłabić Rosję na każdym możliwym poziomie.

Kraje połączone posttraumatyczną suwerennością wykazują obecnie tendencję do wywierania wpływu na resztę Europy. W wielu innych częściach świata wpływ ten nie jest jednak odczuwalny.

Istnieją inne, stale ewoluujące opowieści o rosyjskiej agresji. Zwycięstwo którejś z nich oznaczałoby zupełnie inny obrót wydarzeń – tak w wymiarze lokalnym, jak i globalnym [2].

Opowieść rosyjska

Jak wiemy, rozpoczynając pełnoskalową wojnę z Ukrainą w lutym 2022 roku, Władimir Putin nazywał ją „operacją specjalną”. Przedstawiał swój kraj jako ofiarę wielopłaszczyznowej agresji Zachodu, a o Ukraińcach mówił jedynie, że są brutalnymi nazistami. Zgodnie z wizją historii Putina, największym nieszczęściem dla jego kraju był rok 1991, oznaczający nie tylko upadek ZSRR, lecz także utratę dawnej strefy wpływów na świecie. W tym ujęciu Rosja w 2022 roku musiała podjąć działania w celu obrony przed spodziewanym atakiem militarnym – prawie tak, jakby musiała uprzedzić napoleońską ofensywę z 1812 roku lub nazistowski atak z roku 1941.

Według Kremla, nie sposób poważnie mówić o jakimkolwiek samostanowieniu narodów Europy Środkowo-Wschodniej. Na świecie zawsze istniały tylko imperia oraz… nieistotna reszta.

Według tej narracji jedynym sensownym zakończeniem obecnego konfliktu jest militarne pokonanie Ukrainy, a tym samym odzyskanie przez Rosję statusu geopolitycznej potęgi na miarę Związku Radzieckiego. Dla Kremla to jedyna rzecz, która może przywrócić równowagę w niespokojnym świecie. Może to oznaczać niekończącą się wojnę w Ukrainie, stopniowo prowadzącą do całkowitego zniszczenia tego kraju. Wbrew temu, co się może wydawać z zewnątrz, sytuacja w Rosji bywa niestabilna, a władza Władimira Putina wcale nie jest niezniszczalna, czego najlepszy przykład to krótki, lecz dający do myślenia marsz Jewgienija Prigożyna na Moskwę w czerwcu 2023 roku (w końcu rebeliant podważył wojenną narrację Kremla) [3]. Warto zauważyć, że wewnętrzne wstrząsy w Rosji ujawniają sposób myślenia liderów opinii o regionie. Propagandowy program telewizyjny „Wieczór z Władimirem Sołowjowem”, nadawany przez Rossija 1, rozpoczął się od lamentu gospodarza, że „to był straszny dzień”. Propagandysta grzmiał później na wagnerowców: „A co oni robią? Ruszają, ale nie na Kijów, nie na Lwów, nie na Warszawę, tylko na Moskwę!” [4].

Zachodnioeuropejski lis…

Starożytny grecki poeta Archiloch stwierdził, że „lis zna rzeczy wiele, ale jeż zna jedną rzecz wielką”. Na przestrzeni wieków cytat ten był inspiracją dla wielu interpretacji i rozważań, z których być może najbardziej znanym jest esej Isaiaha Berlina „Jeż i lis”.

Cytat z tego eseju może pomóc zrozumieć różnicę między stanowiskami Europy Zachodniej i Europy Środkowo-Wschodniej w sprawie pełnoskalowej wojny. Przypomnijmy zatem, co wiedział zachodnioeuropejski lis, gdy wybuchła wojna. Wiedział, że rozpoczął ją Władimir Putin i że jest to straszliwa zbrodnicza machina. Jednocześnie jednak zdawał sobie sprawę z możliwości rozlania się konfliktu poza granice Ukrainy, co nadal jest postrzegane jako śmiertelnie niebezpieczne dla całego świata zachodniego.

Lis był również świadom kosztów tej wojny dla społeczeństw demokratycznych. Prawdziwych kosztów ekonomicznych rosyjskiego embarga na gaz dla zwykłych obywateli. Niebezpieczeństw związanych z wciągnięciem NATO w wojnę z Rosją, a potencjalnie nawet z Chinami.

A z czasem, po niemal roku sprawowania prezydentury przez Donalda Trumpa i czterech latach pełnoskalowej wojny – niebezpieczeństw związanych z uległością Stanów Zjednoczonych wobec Rosji podczas negocjowania planu pokojowego. A także zagrożeń wynikających z polityki Trumpa wobec Unii Europejskiej. „Narodowa Strategia Bezpieczeństwa” Stanów Zjednoczonych zdradza zamiary osłabiania i dzielenia Europy z wykorzystaniem państw prowadzących politykę konfrontacji ze wspólnotą i deklarujących poparcie dla polityki Trumpa.

Dlatego Europa Zachodnia waży różne stanowiska i szuka możliwości konsensusu.

Przez wieki Moskwa należała do klubu supermocarstw, a także udowodniła swoją zdolność do przetrwania najgorszych doświadczeń. Nie powinniśmy więc naiwnie oczekiwać, że nagle się to zmieni, zdaje się mówić Zachód.

Ukraiński jeż

Ukraiński jeż wie tylko jedno: poddanie się lub przegrana w tej wojnie oznacza jego unicestwienie. Nie tylko Kijów myśli w ten sposób. Ten sam pogląd podziela ważna grupa krajów Europy Środkowo-Wschodniej, dotkniętych w przeszłości paktem Ribbentrop–Mołotow z sierpnia 1939 roku – od Finlandii, przez kraje bałtyckie i Polskę, po Rumunię i Mołdawię [5].

Zwolennicy tej narracji zgadzają się, że militarnym agresorem jest Rosja, a jej ofiarą Ukraina. Postrzegają jednak tę wojnę bardziej jako pewien proces niż wydarzenie.

Napaść nie rozpoczęła się w 2022 roku, ale ponad dwadzieścia lat temu, już w Czeczenii. Następnie okrucieństwa rosyjskiej agresji dotknęły Gruzję, Krym, Donbas, Donieck, by ostatecznie w Ukrainie przybrać formę pełnoskalowej wojny.

Wschodnioeuropejski jeż ostrzega, że prezydent Władimir Putin próbuje odbudować imperialną strefę wpływów Związku Radzieckiego poprzez brutalne deptanie prawa narodów do samostanowienia i łamanie praw człowieka.

Z tego punktu widzenia nie ma innego pożądanego scenariusza niż militarne zmiażdżenie Rosji. Po pierwsze, dlatego że jakikolwiek kompromis z państwem Putina pozwoliłby Europie tylko kupić trochę czasu. Nawet gdyby udało się osiągnąć tego rodzaju pokój, prędzej czy później walka o Ukrainę zostałaby wznowiona, albo też inne kraje w regionie zostałyby zaatakowane. Granica między wojną a pokojem może zostać zatarta; dobrymi przykładami takiego położenia są Estonia i Mołdawia. Po drugie, żaden pokój nie jest możliwy z agresywnym reżimem Putina.

To twarde stanowisko odnosi się do natury wschodnioeuropejskiego jeża. Ukraina i Europa Środkowo-Wschodnia mają głęboko zakorzenione historyczne doświadczenie rosyjskiego imperializmu, wielokrotnie zagrażającego tym ziemiom, za każdym razem przychodzącego w towarzystwie morderstw, gwałtów, porwań dzieci i tortur [6].

W tej perspektywie potrzeba zdecydowanego zwycięstwa militarnego na polu bitwy, ponieważ Rosja rozumie tylko język siły.

Wojna białych ludzi. Globalne południe

Kolejna opowieść o wojnie w Ukrainie rozprzestrzenia się po całym świecie. To przekonanie, że w Europie „biali ludzie” toczą swoją wojnę, której konsekwencje dotykają najsłabszych. Zamiast kontynuować szukanie tego, kto rozpoczął tę wojnę, problem należy rozwiązać tak szybko, jak to możliwe.

Deklarowany pacyfizm, troska o ofiary i geograficzna odległość od epicentrum wojny sprawiają, że narracja ta kształtuje się jednocześnie obok i wbrew narracji krajów zachodnich. W raporcie Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych sprzed dwóch lat podkreślono znaczenie „globalnej opinii publicznej”, która wojnę w Ukrainie postrzega zupełnie inaczej niż świat zachodni [7].

W tym kontekście należy wspomnieć o stanowisku Chin. Zakulisowe i bezpośrednie wsparcie tego kraju dla Rosji może sugerować, że sympatyzują one z narracją Kremla. W rzeczywistości jednak nominalnie komunistyczne Chiny oscylują gdzieś pomiędzy narracjami. Pekin wykorzystuje swoje mocne strony i nie chce dopuścić do upadku Rosji, aby Chiny nie stały się jedynym poważnym przeciwnikiem wojskowym USA.

Dziecko

Jak widać, posttraumatyczna postawa Europy Środkowo-Wschodniej wobec suwerenności to tylko jedna z kilku możliwych interpretacji bieżących wydarzeń. Zderzenie różnych narracji na temat wojny w Ukrainie to poważna sprawa. Do rozładowania napięć zachodzących między globalnymi rywalami ideologicznymi, dysponującymi bronią jądrową, potrzeba bezpośrednich relacji i sztuki dyplomacji. To lekcja, którą, jak się wydawało, wszyscy odrobiliśmy w XX wieku, podczas zimnej wojny. Osiągnięcie tego celu wymaga oczywiście woli politycznej i poczucia odpowiedzialności, których obecnie brakuje.

Traumatyzujące wydarzenia mają i miały miejsce na całym świecie. Nauka pozwala stwierdzić, że dla wielu z nas trauma jest częścią ludzkiego doświadczenia i życia. Ważna wydaje się próba zrozumienia, że politycy ogrywają różne traumatyczne doświadczenia narodów i interpretują je w sposób pojednawczy lub antagonistyczny. Przeszłe zbrodnie mogą być interpretowane jako podstawa do uzdrowienia i pojednania. Albo zostać wykorzystywane w celu podkreślenia rzekomo niemożliwych do przezwyciężenia różnic między krajami. Konsekwencje tych wyborów są kluczowe, ponieważ mają bezpośredni wpływ na nas, obywateli. Dlatego tak ważne jest zrozumienie powiązań między wiedzą o traumie a współczesną polityką.

W „Rashōmon” Kurosawy niemożność dojścia do prawdy o morderstwie i gwałcie skutkowała coraz gwałtowniejszymi polemikami między postaciami filmu. Kłamstwa mieszały się z egoistycznym pragnieniem posiadania monopolu na prawdę.

Ostatecznie troska o przyszłe pokolenia – symbolizowana w dziele Kurosawy przez małe dziecko – pozwoliła przywrócić wiarę w humanizm. Ze względu na poczucie kruchości i niezgodę na narrację o „strefach wpływów”, posttraumatyczna suwerenność może przyczynić się do bardziej skoncentrowanego na wartościach i krytycznego wobec okrucieństwa spojrzenia nie tylko na wojnę w Ukrainie, lecz także na globalną politykę jako taką. Może także służyć jako źródło wiedzy na temat decyzji podejmowanych przez kraje Europy Środkowo-Wschodniej, które na Zachodzie bywają zaskakujące. Aby jednak było to możliwe, wiedza ta musi stać się bardziej powszechna.

Przypisy:

[1] Zob. Hannah Arendt, „Prawda i polityka, w: Między czasem minionym a przyszłym. Osiem ćwiczeń z myśli politycznej”, tłum. M. Godyń, Aletheia 1994.
[2] Zob. Jarosław Kuisz, Karolina Wigura, „Kampf der Narrative”, „Internationale Politik”, maj/czerwiec 2023, nr 3/78, s. 66–70.
[3] Ku zaskoczeniu całego świata, lider grupy Wagnera publicznie przedstawił własną wersję przyczyn wybuchu wojny: chęć wzbogacenia się rosyjskiej elity kosztem Ukrainy. Jak przyznał Prigożyn, „Siły Zbrojne Ukrainy nie zamierzały atakować Rosji z NATO. […] Wojna była potrzebna, aby banda łajdaków zatriumfowała i pokazała, jak silną mają armię”, zob. Gabriel Gavin, „Russian army is retreating, Wagner boss claims in anti-war tirade”, „Politico”, 23 czerwca 2023.
[4] Więcej informacji zob. Jarosław Kuisz, „Kto się boi rozpadu Rosji?”, Interia, 27 czerwca 2023 r.
[5] Wyjątek Węgier, choć dla wielu zaskakujący, można częściowo wytłumaczyć faktem, że Węgry nie były objęte paktem Ribbentrop–Mołotow. Chodzić może także o to, że politycy odgrywają aktywną rolę w wyborze przeszłych traum dla swojego programu politycznego i ich interpretacji.
[6] Christina Lamb, „The Ukrainian children stolen by Putin and sent to camps”, „The Times”.
[7] Timothy Garton Ash, Ivan Krastev, Mark Leonard, „United West, divided from the rest: Global public opinion one year into Russia’s war on Ukraine”, ECFR, 22 lutego 2023.