Była to też jedna z niewielu sposobności do skonfrontowania tych opinii z perspektywą osób, mających z gender bliżej do czynienia – Dominiką Kozłowską z miesięcznika „Znak”, Zuzanną Radzik z „Tygodnika Powszechnego” i Agnieszką Graff z „Krytyki Politycznej”. Choć już przed spotkaniem dało się słyszeć krytyczne głosy wskazujące, że żadna z rozmówczyń nie była zdecydowaną przeciwniczką gender, organizatorzy debaty – Instytut Tertio Millenio i młodzież z dominikańskiego duszpasterstwa – świadomie nie zaprosili rozmówców o radykalnych poglądach, tak by rozmowa nie ugrzęzła w emocjonalnej konfrontacji.

Mimo to spotkanie rozpoczęło się wybuchowo – pojawiły się okrzyki, transparenty i odpalona raca. Emocjonujące było, zdaje się, już samo zderzenie dwóch światów. Z jednej strony Agnieszka Graff oraz katolicką publiczność – i narodowcy – z drugiej. Napięcie wisiało w powietrzu. Trudno się dziwić, krytyka „agresywnej ideologii gender” i feminizmu, np. apel biskupa Ryczana o obronę ojczyzny przed totalitarnym genderyzmem, wybrzmiewała zapewne jeszcze w uszach osób obecnych na spotkaniu.

Jednak przepaść między stanowiskami antropologicznymi od początku przyjęto za stałą nie rokującą na rychłą zmienność, więc być może dzięki temu obu stronom udało się dowiedzieć o sobie kilku ciekawych rzeczy.

Strona katolicka obawia się przede wszystkim wpływu gender na edukację i status rodziny, to oczywiste. Świadomy, katolicki rodzic instynktownie sprzeciwia się pomysłowi posyłania swojego dziecka na lekcję wychowania seksualnego polegającego na „odczarowywaniu” tej sfery i zimnym instruktażu, ponieważ uznaje, że odpowiedzialność za wprowadzenie swej pociechy w sferę współżycia, miłości i odpowiedzialności spoczywa na nim, w równym stopniu na ojcu i matce. Stąd tak silna po tej stronie obawa przed ustawodawstwem, które poważnie narusza wolność rodziców do decydowania o edukacji swoich dzieci. Jak się okazuje, Agnieszka Graff rozwiązaniom, w których rodzice pozbawieni są wpływu na edukację dzieci, sprzeciwia się równie mocno. Podkreśliła, że na tej samej zasadzie, należy z szacunkiem odnosić się do woli rodziców-ateistów, by ich dzieci nie uczęszczały na lekcje religii.

Jedna z wypowiedzi dotyczyła obaw środowisk katolickich, że genderowi badacze w swoich publikacjach, podważają znaczenie płci biologicznej. Graff ripostowała, że faktu tego nie kwestionują, lecz uzupełniają o perspektywę społecznych norm, które w różnych epokach kształtowały zachowanie kobiet i mężczyzn. Dodała, że przytaczany często fragment „Drugiej płci” Simone de Beauvoir, która twierdziła, że kobietą się stajemy, a nie rodzimy, jest tezą radykalną, z którą nie wszyscy badacze gender muszą się zgadzać. Dominika Kozłowska wskazywała ponadto na fakt, że w wielu opracowaniach na temat gender cytuje się najradykalniejszych i w zasadzie niszowych autorów.

Strona katolicka kilkakrotnie podkreślała znaczenie szacunku dla ojcostwa i macierzyństwa rozumianego – szczególnie w przypadku wielodzietności – jako ważna funkcja społeczna, wymagająca finansowego, a nie tylko symbolicznego, wsparcia ze strony państwa. Graff również dostrzega potrzebę wsparcia rodzicielstwa, choć jak zaznacza, stosunek do macierzyństwa jest przedmiotem debaty również w polskim ruchu feministycznym. Jednym z wielu głosów w tej dyskusji w ramach środowiska feministycznego był wywiad z Moniką Zakrzewską zatytułowany „Matka to nie zawód”, w którym ekspertka Lewiatana krytykuje wydłużenie urlopów rodzicielskich, twierdząc, że państwo nie może płacić kobietom za to, że zostały matkami. Graff zamierza z tą tezą polemizować, zadeklarowała nawet, że jeżeli przegra debatę o pozycję i szacunek dla macierzyństwa wewnątrz Kongresu Kobiet, to go opuści.

Ważnym elementem spotkania było szukanie wspólnych dla lewicowej i katolickiej wrażliwości kwestii społecznych. Padło kilka tematów, a wśród nich wprowadzenie bonów opiekuńczych, większe finansowe wsparcie osób opiekujących się niepełnosprawnymi, emerytura dla matek rodzin wielodzietnych, wsparcie samotnych matek i ich dzieci oraz promocja ojcostwa.

Mało to i dużo zarazem. Nikt nie przeczy, że niebezpieczeństwo ideologizacji gender istnieje – grozi ono jednak obu stronom. W sposób namacalny pokazali nam to, kierowani zapewne dobrą intencją obrony przed totalitarną ideologią, zadymiarze. Nadmierną ideologizację, a za nią brak szacunku dla odmiennych perspektyw, widać też w niektórych, zadziwiająco radykalnych tekstach badaczy genderowych. Niektórzy z nich stosowaną metodologię zdają się traktować jak ostatecznie prawdziwą interpretację rzeczywistości, a nie tylko jedną spośród wielu metod w nauce. Zdrowy rozsądek sprzeciwia się badaniom dobrych stron pornografii albo porównywaniu działaczy pro-life do faszystów, nie mówiąc już o prawnym regulowaniu spraw, które wchodzą w zakres życia prywatnego i naruszają wolność jednostek i rodzin. Między tymi ekstremami jest jednak przestrzeń na rozmowę o sprawie kobiecej, również w kontekście katolickiego lub jak kto woli nowego feminizmu, który proponował Jan Paweł II.