Latem weszła w życie nowelizacja ustawy o finansowaniu nauki, która zdejmuje z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego obowiązek dostarczania funduszy na publikację książek i czasopism. Dotąd odbywały się w MNiSW dwa konkursy rocznie, które zabezpieczały finansowanie naszych publikacji. Jak pisze Pan Minister Ratajczak w piśmie skierowanym do prezesa Polskiej Izby Książki, znowelizowana ustawa: „nie przewiduje finansowania w ramach środków na działalność upowszechniającą naukę […] kosztów wydawania czasopism naukowych i publikacji zwartych, jak miało to miejsce przed jej zmianą”. Finansowania publikacji należy dokonać – zdaniem ministra – ze środków statutowych lub z grantów.

Odpowiedź ta jest kuriozalna, ponieważ wszyscy wiemy, że dotacja statutowa, systematycznie zmniejszana w stosunku do innych źródeł, była, jest i jeszcze długo będzie niewystarczająca w stosunku do potrzeb, a dopisanie do niej nowego wydatku, jakim są koszty publikacji, zupełnie zrujnuje budżety jednostek naukowych, szczególnie tych najbiedniejszych, humanistycznych, bo to one przede wszystkim rozwijają aktywność wydawniczą. A granty? Przecież nie wpisze się do nich czasopism i wielu innych publikacji niezwiązanych z tematami realizowanych projektów. Jest jeszcze inna kwestia: czasopisma i druki zwarte wydawane są nie tylko przez placówki dysponujące dotacją statutową. Np. Towarzystwo Literackie im. Adama Mickiewicza wydaje rocznik „Wiek XIX” (10 pkt. na liście MNiSW, lista ERIH, zdigitalizowane roczniki, umiędzynarodowiona rada redakcyjna, recenzje zewnętrzne, piękna typografia itp., itd.). Jako pismo wysoko punktowane, dostawaliśmy dotację ministerialną. Co teraz mamy zrobić? Potrzebujemy na ten cel ok. 30 tys. rocznie. Czy ministerstwo ma dla nas jakąś podpowiedź?

Pan minister wyjaśnia, że celem nowelizacji było „zwiększenie stopnia koncentracji środków finansowych przeznaczonych na upowszechnianie nauki”. Teraz do ministerstwa będzie się można zwracać tylko po to, aby pozyskać pieniądze na wersje internetowe pism oraz na koszty związane z umiędzynarodowieniem (recenzje zagraniczne, wersje anglojęzyczne). Pierwsza z tych spraw jest już dawno załatwiona, nie znam pisma, które nie miałoby wersji dostępnej online. Druga jest przereklamowana i przegadana – mamy taką współpracę z kolegami ze świata, jaka wynika z dziedziny, którą uprawiamy. W każdym razie brak takiej współpracy nie jest kwestią pieniędzy. Ministerstwo chętnie zapłaci za lakier, ale nie chce widzieć, że dobrze funkcjonująca maszyna musi mieć dobry serwis i stałe zasilanie.

Pan minister pisze wprost i ogródkowo, że finansowano często publikacje słabe. Teraz, kiedy jednostki będą musiały podjąć decyzje, co wydawać za własne pieniądze, poziom tych publikacji ma się podnieść. Ta zasada działa tylko w sytuacji zaspokojenia podstawowego poziomu środków. Kiedy nie ma ich wcale, tak jak w Towarzystwie Literackim, trudno mówić o racjonalnych wyborach. I jeszcze jedno: pieniądze na publikacje rozdzielała w MNiSW komisja powołana przez ministra. Może należało zmienić zasady postępowania, podnieść kryteria, wyśrubować normy. Tymczasem zrobiono to, co zawsze – wylano dziecko z kąpielą. Czy może dziwić fakt, iż marzę o innych rozwiązaniach i ludziach, którzy je wprowadzą?

 


 

O stanie polskiej nauki czytaj także:

Temat Tygodnia „Po 25 latach wolności. I po co nam dziś uniwersytet?” (nr 316)

Łukasz Bertram „Niech jedzą wnioski”