
Szanowni Państwo,
Parę dni później film z wigilii w Radomiu stał się prawdziwym przebojem polskiego internetu, dzieląc samych internautów na tych, którzy surowo krytykowali zachowanie utrwalonych na filmie Radomian, i takich, którzy uważali, że zabieranie ze stołu wigilijnego poczęstunku było dowodem na biedę, w której pogrążone były czyniące to osoby, a nie złą wolę lub brak wychowania.
Temperatura sporu między internautami była tak wysoka, że sam autor filmu wycofał go z You Tube. Być może emocje były tak silne, bo cała sytuacja dotknęła szalenie istotnego zagadnienia z punktu widzenia naszej historii, a mianowicie Polaków nastawienia do dobra wspólnego. Czyżbyśmy przeżywali powrót roszczeniowego i ignorującego sferę publiczną homo sovieticus, mimo że jego koniec dawno już został ogłoszony? A może wigilia w Radomiu to z socjologicznego punktu widzenia miniatura sytuacji, jaką obserwowaliśmy przy okazji budowy autostrad na Euro 2012 – słowem dowód na to, że wciąż uważamy państwo za byt obcy i nieprzewidywalny, ufając jedynie temu, co sami stworzymy w sferze prywatnej?
Z całą pewnością z powyższymi zdaniami nie zgodziłby się Przemysław Sadura. Jego zdaniem radomska wigilia jak w soczewce pokazuje dwie dekady transformacji ustrojowej w Polsce. Ich efekt to... upokorzenie, frustracja, zagubienie ludzi pracujących w Polsce robotniczej, Polsce prowincjonalnej. „Nie dostrzegamy, że śmiejąc się z Radomia, tak naprawdę śmiejemy się z samych siebie. Mógłby to być bowiem równie dobrze Białystok czy Częstochowa, a nawet Warszawa” – pisze Sadura.
Tomasz Sawczuk poszukuje odpowiedzi w oddziaływaniu marnego poziomu debaty publicznej na społeczną świadomość Polaków. „W rzadkich chwilach, gdy w naszej debacie publicznej pojawiają się elementy merytoryczne, zostaje ona zdominowana przez argumenty ekonomiczne. Mówimy, że trzeba podnieść wiek emerytalny, bo inaczej system się zawali, że trzeba po prostu płacić, by potem mieć z czego wypłacać. Służba zdrowia jawi się nam jako worek bez dna, do którego należy wrzucić jak najwięcej pieniędzy na leczenie, załatać powstałe w międzyczasie dziury i podnieść pensje pracowników”.
Z kolei Tadeusz Ciecierski zastanawia się nad pojęciem dobra wspólnego, konfrontując je z pojęciem interesu jednostki. „Co prawda nie sądzę, abyśmy mieli podstawy, by wątpić w trafność opinii Adama Smitha, iż «mając na celu swój własny interes, człowiek często popiera interesy społeczeństwa skuteczniej niż wtedy, gdy zamierza służyć im rzeczywiście». Nie powinniśmy jednak zapominać o tym, iż często nie znaczy zawsze. Tam, gdzie chodzi o dobro wspólne, obowiązuje bowiem najprawdopodobniej zasada zgoła przeciwna: realizując wyłącznie własny interes, człowiek nigdy nie popiera interesów społeczeństwa, którego jest częścią”.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja
Stopka numeru:
Autor koncepcji numeru: Łukasz Pawłowski
Autorzy ilustracji: Wojciech Tubaja (ilustracja nr 1), Antek Sieczkowski (ilustracja nr 2)
Współpraca: Jakub Stańczyk