0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close
Fot. Joe Wolf; Źródło: Flickr

Szanowni Państwo!

Po zaskakujących wynikach wyborów prezydenckich polscy publicyści i komentatorzy – także w tym tygodniku – natychmiast i masowo podjęli próbę wyjaśnienia nowej rzeczywistości. Dlaczego tak wielu Polaków zagłosowało przeciwko obecnej władzy lub – co jeszcze bardziej zaskakujące – przeciwko systemowi politycznemu w ogóle?

Odpowiedź okazała się tym trudniejsza, że ledwie kilka miesięcy wcześniej żadne znaki na niebie i ziemi (czytaj: podstawowe dane społeczne i ekonomiczne) nie wskazywały, że może dojść do wybuchu. Bezrobocie spadało, gospodarka rosła, a w sondażach Polacy deklarowali ogromne zaufanie do urzędującego prezydenta i – coraz liczniej – zadowolenie z życia.

Co gorsza, kiedy już do wybuchu doszło, nie wiadomo było, kto tak naprawdę podpalił lont. Niemal 1/4 wyborców, która oddała głos na niejasne i sprzeczne ze sobą postulaty Pawła Kukiza, nie tworzy spójnej grupy. Kukiz nie porwał ani mieszkańców wsi, ani największych miast, punktując przede wszystkim w miastach średnich. To jednak bardzo szeroka kategoria obejmująca miejscowości od 50 do 500 tys. mieszkańców. Trudno też scharakteryzować jego wyborców na podstawie wykształcenia – poparło go 30 proc. Polaków z wykształceniem średnim i 25 proc. z dyplomami wyższych uczelni. Równie nieprzydatne okazują się kategorie zawodowe, muzyk ma bowiem licznych zwolenników wśród robotników i bezrobotnych, ale niewiele mniejszym poparciem cieszy się wśród pracowników administracji i kadry kierowniczej. W mozaice deklarowanych poglądów gospodarczych i społecznych także trudno znaleźć spójny wzór. Jak podsumowują badacze, „poza niezadowoleniem z sytuacji w kraju” niewiele tych ludzi łączy.

Proste opisanie tak niejednorodnej zbiorowości wydaje się niemożliwe, a jednak podejmowane są kolejne próby. Szczególnie interesująco wyglądają one na lewicy, gdzie cały ruch niezadowolonych czy „antysystemowych” Polaków – obejmujący nie tylko wyborców Pawła Kukiza – określa się jednym słowem: „prekariat”. Złożone ze zbitki angielskich słów precarious (czyli „niepewny”) i bardziej swojsko brzmiącego proletariat – ma, zdaniem jego popularyzatora, brytyjskiego ekonomisty Guya Standinga, opisywać ludzi o niestabilnych dochodach i pozycji na rynku pracy, nieustannie balansujących na granicy finansowej katastrofy. „Członków prekariatu charakteryzują określone stosunki pracy. Nie mają tożsamości zawodowej i dostępu do gwarantowanych świadczeń socjalnych, które dałyby im poczucie bezpieczeństwa. To rosnąca grupa i dlatego gdziekolwiek mówię o prekariacie, czy to w Polsce, Japonii, Niemczech, Hiszpanii czy USA, ludzie odnajdują się w tym opisie” – mówi Standing w rozmowie z „Kulturą Liberalną”.

Kto dziś w Polsce należy do prekariatu? Zdaniem nowo powstałej Partii Razem, kierującej swoją ofertę do tej właśnie grupy, do prekariatu należą dziś niemal wszyscy – pracujący studenci, robotnicy, sklepowi sprzedawcy, drobni przedsiębiorcy, ale i pracownicy korporacji. Wszyscy, poza niewielkim odsetkiem „beneficjentów obecnego systemu”.

Zwykle jednak prekariusza definiuje się w polskiej debacie publicznej nieco bardziej szczegółowo – to relatywnie młody człowiek, między 20. a 35. rokiem, bez etatu, zatrudniony na tzw. umowie śmieciowej z bardzo niską pensją i brakiem świadczeń socjalnych. „1500 na rękę, dwa języki, bez urlopu, bez chorobowego z wałówką od rodziców” – opisuje tę grupę w alarmującym tonie Marek Beylin.

Jak duża jest to jednak grupa? Kłopot w tym, że nie ma co do tego elementarnej zgody. Beylin mówi o niemal 20 proc. Polaków, ale już ekonomistka Elżbieta Mączyńska informuje, że w Polsce „mamy już prawie 30 proc. śmieciówek”. Jeszcze inny obraz wyłania się z badań Narodowego Banku Polskiego, który szacuje, że na umowy cywilnoprawne zatrudnionych jest zaledwie... 4 proc.! Jak wyjaśnić tak wielkie różnice danych, tłumaczy w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim ekonomistka i współautorka badań NBP, Joanna Tyrowicz - „27 proc. to są osoby, które mają umowę o pracę, ale na czas określony. Tylko 3–4 proc. to ludzie, którzy mają umowę cywilnoprawną lub są samozatrudnieni. Oczywiście są różnice branżowe. W gastronomii ten odsetek sięga 25 proc., ale średnio na rynku pracy jest znacznie niższy”.

Przytaczając inne dane z polskiego rynku pracy, Tyrowicz krytykuje także samo pojęcie prekariatu. Jej zdaniem niepewność dochodu i zatrudnienia, która ma charakteryzować tę grupę, towarzyszy dziś wszystkim. „Prawnik i lekarz znajdują się w tym samym położeniu, co osoba siedząca na kasie w sklepie i zatrudniona na umowę-zlecenie. Oni także nie wiedzą, czy i kiedy przyjdzie do nich klient” – uważa Tyrowicz. Może więc przedstawiciele Partii Razem mają rację i do prekariatu należy dziś 90 proc. Polaków? Jeśli to prawda, wówczas tak definiowane pojęcie prekariatu niewiele nam mówi o społecznej rzeczywistości i jej faktycznym zróżnicowaniu.

W ciągu ostatniego ćwierćwiecza w polskiej debacie publicznej pojawiło się wiele pojęć próbujących uchwycić dokonujące się przemiany i definiować znaczne części społeczeństwa. Od „homo sovieticusa”, przez „ciemnogród”, „Polskę solidarną i liberalną”, aż po „IV RP” i „lemingi” – pojęcia nośne publicystycznie wkrótce okazywały się nijak nie przystawać do polskiej rzeczywistości. Ciemnogród wcale nie okazywał się tak ciemny, sovieticusów znajdowaliśmy na pęczki, nawet w nowoczesnych zachodnich korporacjach, a lemingi zamiast kontynuować swoje rytuały, całkiem licznie opowiedziały się za zmianą.

„Prekariat” może podzielić ich los – pojęcia tak nadużywanego i tak wyświechtanego, że ostatecznie pozbawionego wszelkiego znaczenia. Dziś jednak zdaje się zyskiwać coraz liczniejszych zwolenników, dlatego warto przyjrzeć się mu bliżej.

Zapraszamy do lektury!

Łukasz Pawłowski


 

Stopka numeru:

Autor koncepcji Tematu Tygodnia: Łukasz Pawłowski.

Współpraca: Julian Kania, Thomas Orchowski, Konrad Kamiński, Jakub Sypiański, Hubert Czyżewski.

 

Nr 338

(26/2015)
30.06.2015

Z Guyem Standingiem rozmawia Łukasz Pawłowski

Wolne rynki to oszustwo

„W dłuższej perspektywie może dojść do zasadniczego politycznego przetasowania, a prekariat będzie odgrywał dużo większą rolę” – mówi brytyjski socjolog i ekonomista.

Z Joanną Tyrowicz rozmawia Łukasz Pawłowski

Prekariat nie istnieje

„Jeśli chcemy definiować klasę przez pryzmat tego, że ma poczucie niepewności, to powinniśmy do niej wrzucić wszystkich”, mówi ekonomistka i doradczyni ekonomiczna w Instytucie Ekonomicznym NBP.

PATRZĄC

Joanna Pijanowska

Frankenstein rex. Wokół „Jurassic World” Colina Trevorrowa

Nowa odsłona opowieści o wyspie dinozaurów to głównie popis speców od efektów komputerowych. Prof. Joanna Pijanowska, specjalistka od animal studies, wskazuje jednak, że – niezależnie od zamierzeń twórców – ten najnowszy blockbuster wpisać można w żywe debaty na styku technologii, biologii i etyki.

Camilla Nielsson w rozmowie z Grzegorzem Brzozowskim

Wyzwoliciel strachu. O sylwetce Roberta Mugabe w „Demokratach” Camilli Nielsson

Zwycięzca tegorocznego festiwalu Tribeca to nie tylko znakomity przykład dramatu władzy na miarę afrykańskiego „House of Cards”. „Demokraci” dają unikalny wgląd w rzeczywistość polityki strachu w Zimbabwe. Czy Zachód ma jednak moralne prawo, by ją piętnować?

WIĘCEJ
CZYTAJĄC

Swietłana Aleksijewicz w rozmowie z Julią Alaksiejewą i Łukaszem Jasiną

Białoruś to taki „kolektywny Łukaszenko”

„Jesteśmy teraz zakładnikami niezwykle trudnej sytuacji, z czego zaczyna sobie zdawać sprawę większość moich przyjaciół. Jeśli Putin i Łukaszenko upadną, to na ich miejsce wcale nie muszą przyjść demokraci”, mówi „Kulturze Liberalnej” Swietłana Aleksijewicz.

Thomas Orchowski

Mama i tata. O książce „Pani Stefa” Magdaleny Kicińskiej

Stefania Wilczyńska urodziła się 26 maja 1886 r. Kilkadziesiąt lat później po raz pierwszy obchodzono Dzień Matki. Nie wiadomo, skąd ta data. Wątpliwe, żeby ustalono ją na cześć Wilczyńskiej. A jeśli tak było, to trudno o lepszą patronkę.

WIĘCEJ
SMAKUJĄC

Magda i Adam Gendźwiłłowie

Bób zdetronizował cieciorkę

Czerwcowy bób to zazwyczaj sąsiad truskawek i czereśni na straganach, choć oczywiście mniej od nich popularny, warto jednak po niego sięgnąć i odkryć zalety zielonych ziaren.

WIĘCEJ
SŁYSZĄC
WIĘCEJ

FELIETONY

[Feminizując] Mieć dzieci, ale jak?

[Putinada] Azerbejdżan – więcej niż petrodolary

[Polska polityka] Panie, Panowie – w teren!

[Chiny] Hongkong – zmęczenie i impas

[Grecja] Co się dzieje na ulicach Aten?

[Przegląd prasy] Sądne dni Grecji

KOMENTARZ NADZWYCZAJNY

Nastroje przedreferendalne w Grecji