Wywiad z Jameelem Jafferem, zastępcą dyrektora działu prawnego Amerykańskiej Unii Swobód Obywatelskich (American Civil Liberties Union).

Pierwsza część wywiadu – poświęcona przede wszystkim losom Edwarda Snowdena – ukazała się w Temacie Tygodnia „Kultury Liberalnej” w dniu 15 lipca 2013 r. i jest dostępna pod tym linkiem.

Adam Bodnar: Zatrzymajmy się chwilę przy mechanizmach kontroli. Zgodnie z ustawą o wywiadzie zagranicznym (Foreign Intelligence Surveillance Act – FISA) z 1978 roku, stworzono sąd o specjalnej jurysdykcji (tak zwany sąd FISA), którego zadaniem było kontrolowanie operacji służb specjalnych mających na celu inwigilowanie obywateli. Ale według ostatnich doniesień „New York Timesa“, sąd FISA przychyla się praktycznie do każdego wniosku służb. Wskazuje na to analiza jego wyroków i postanowień. W związku z tym czy naprawdę wierzy pan, że mechanizmy kontroli służb są w ogóle możliwe, szczególnie przy zaangażowaniu władzy sądowniczej?

Jameel Jaffer: Nie wydaje mi się, żeby sąd FISA działał w prawidłowy sposób. Tak jak pan powiedział, sąd FISA akceptuje praktycznie wszystko, co jest mu przedstawiane. Poza tym, sąd ten nie jest skonstruowany w sposób, który może zapewnić realną kontrolę nad poczynaniami rządu. Sędziowie spotykają się niejawnie, pozwalają przedstawiać wnioski tylko stronie rządowej, rzadko kiedy upubliczniają swoje decyzje, a zasięg ich jurysdykcji jest tak naprawdę bardzo ograniczony. Sąd FISA rozpatruje tylko wnioski odnoszące się do ochrony prywatności, ale nie może zajmować się sprawami związanymi z Pierwszą Poprawką, takimi jak wolność słowa czy wolność stowarzyszeń. Ale nawet w sprawach ochrony prywatności, sąd FISA nie zajmuje się indywidualnymi przypadkami inwigilowania obywateli. Zajmuje się tylko ogólnymi programami inwigilacji. Sąd nie zadaje rządowi pytań: kogo kontrolujecie, dlaczego kontrolujecie? Zamiast tego sąd FISA zadaje pytania na zasadzie: jaki jest generalny cel tego programu inwigilacji? Czy dotyczy to wywiadu zagranicznego? Jeżeli rząd odpowiada twierdząco, wtedy sąd analizuje sprawę i wydaje decyzję.

Sąd FISA może także dowiedzieć się czy osoby, które są rozpracowywane przez służby, znajdują się poza granicami USA. Jeżeli odpowiedź rządu jest twierdząca, oznacza to koniec postępowania sądowego, gdyż ochronie prywatności gwarantowanej przez amerykańskie prawo nie podlegają obcokrajowcy. Ale to nie tylko ich problem; dotyczy również samych Amerykanów. W procesie monitorowania ludzi spoza USA, NSA zbiera również mnóstwo informacji pochodzących bezpośrednio od Amerykanów, którzy komunikują się z osobami mieszkającymi poza USA. NSA wykorzystuje jednak do tego także rozmowy między Amerykanami. Nawet jeśli będziemy myśleć w taki „prowincjonalny” sposób i przyjmiemy założenie, że tylko amerykańska prywatność powinna podlegać ochronie (ja osobiście nie zgadzam się z takim podejściem), to i tak okaże się, że prawa Amerykanów są mocno naruszane. Z różnych przyczyn system niejawnego sądu okazał się nieskutecznym mechanizmem kontroli działań rządu. Jednym z ważnych wniosków z aktualnej debaty jest przekonanie o rosnącej potrzebie zreformowania systemu tak, aby był bardziej przejrzysty i oparty na dyspozycyjności stron.

AB: Rozumiem, że jedną z reakcji na aferę PRISM jest wzmożone zainteresowanie różnych komisji Kongresu stworzeniem nowych mechanizmów kontroli rządu w tym zakresie. Czy mógłby pan wytłumaczyć, które komisje są szczególnie zainteresowane tą kwestią i jaki może być efekt ich prac?

JJ: Są to przede wszystkim Komisje ds. Służb Specjalnych i Komisje ds. Wymiaru Sprawiedliwości istniejące w obu izbach Kongresu. W teorii sprawują one nadzór nad działalnością służb specjalnych. W praktyce jednak nie były przesadnie skuteczne w kontrolowaniu służb wywiadowczych. Wprost przeciwnie, największymi obrońcami poczynań NSA są właśnie przewodniczący komisji ds. służb specjalnych. Po części dlatego, że posiadali dostęp do tajnych informacji dotyczących tych działań co najmniej od kilku lat. Teraz, kiedy zostały one ujawnione, bronią się przed opinią publiczną. Ale są także członkowie Komisji ds. Służb Specjalnych, szczególnie senatorzy Mark Udall czy Ron Wyden, którzy wypowiadali się na te tematy. Publicznie wyrażali opinie, że w ostatnich latach wewnątrz NSA dzieją się niepokojące rzeczy, że chcieliby powiedzieć o tym więcej, ale tajność prac komisji nie pozwala im mówić w pełni otwarcie. Dlatego przekazali tyle informacji, ile mogli, nie łamiąc przy tym klauzuli tajności. Tak więc są członkowie Komisji, którzy próbowali wykonywać swoją pracę, ale większość członków Komisji ds. Służb działała po prostu jak mechanizm obronny NSA, a nie jako mechanizm nadzoru.

AB: Z drugiej strony to właśnie senacka komisja przygotowała ostatnio raport o objętości 5000 stron dotyczący programu tajnych porwań i przetrzymywania więźniów CIA. Zgodnie z ogólnymi informacjami dostępnymi w tym raporcie, działania CIA za administracji Busha w kwestii przetrzymywania więźniów mogą mieć duże znaczenie dla różnych krajów, w tym dla Polski. Ale ostatecznie okazuje się, że nie ma konsensusu co do ujawnienia tego raportu czy chociażby jego 500-stronnicowego podsumowania. Czy uważa pan, że jest szansa, aby ten raport został kiedykolwiek ujawniony i w rezultacie przyczynił się do pociągnięcia do odpowiedzialności winnych nadużyć?

JJ: Myślę, że ten raport zostanie odtajniony w pewnym momencie, ale kiedy – to już jest inne, choć równie istotne pytanie. Są członkowie Komisji ds. Służb, którzy uważają, że przynajmniej podsumowanie tego raportu powinno być ujawnione. Inni uważają, że do wiadomości publicznej należy podać nawet większą część tego dokumentu. W ostatecznym rozrachunku, to sąd federalny zweryfikuje raport i zdecyduje, czy jakieś fragmenty będą ujawnione, czy też nie. Im więcej czasu upływa, tym bardziej prawdopodobne jest, że fragmenty raportu będą odtajnione. Ale z drugiej strony, trzeba pamiętać, że z upływem czasu taki raport traci na aktualności. Za 10 lat będzie ciekawy tylko dla historyków.

Jest jedna zasadnicza różnica między torturami i przetrzymywaniem więźniów przez CIA a sprawą inwigilacji, która jest teraz przedmiotem debaty. Tortury i przetrzymywanie miały miejsce, ponieważ władza wykonawcza przekroczyła swoje uprawnienia, podjęła decyzję o stosowaniu brutalnych metod przesłuchań itd. W przypadku inwigilacji wiele z tego co się działo, zostało zaaprobowane przez Kongres. Jest więc bardzo mało prawdopodobne, że zobaczymy tutaj podobne systemy kontroli i nadzoru, jak w przypadku przetrzymywania i przesłuchań prowadzonych przez CIA. To Kongres dał NSA wielką władzę. Problem polega na tym, że NSA i tak przekroczyła swoje kompetencje, a kwestia odpowiedzialności Kongresu za brak sprawowania należytej kontroli jest w tym wypadku bardzo skomplikowana.

AB: W związku z nadużyciami władzy w USA, w Europie możemy zaobserwować próby stworzenia pewnych mechanizmów odpowiedzialności publicznej – zarówno w kontekście programu przetrzymywania więźniów przez CIA, jak i w kontekście PRISM. Na przykład, zostały stworzone specjalne komisje przy Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy (Komisja Dicka Marty’ego) czy w Parlamencie Europejskim (komisja Giovanniego Favy). Parlament Europejski ma teraz powołać specjalną komisję do zbadania sprawy PRISM. Był także wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie El-Masri v. Macedonia, w którym Stany Zjednoczone zostały określone jako kraj stosujący tortury. Jaka jest pańska ocena reakcji różnych amerykańskich instytucji na te wydarzenia w Europie? Czy kogokolwiek to w ogóle obchodzi ?

JJ: Na pewno interesuje to Amerykański Związek Swobód Obywatelskich (American Civil Liberties Union). Ale bardzo trudno powiedzieć, jaki wpływ będą miały te decyzje na sytuację w USA. Czasami mają one wpływ na to, jak sędziowie wyrokują w konkretnych sprawach. Jeżeli sędziowie widzą, że sądy w innych krajach zajmują się podobnymi sprawami, jest im dużo trudniej wytłumaczyć, dlaczego nie wyrokują podobnie jak ich koledzy z zagranicy. Prawdą jest, że amerykańskie sądy generalnie bardzo niechętnie mierzą się ze sprawami dotyczącymi tortur czy bezpieczeństwa narodowego. Prywatny pozew przeciwko Jeppesen Dataplan, spółce zależnej Boeinga, w sprawie jej zaangażowania w program przetrzymywania więźniów CIA, został odrzucony większością 5 do 4 przez Sąd Apelacyjny Siódmego Okręgu. Sprawa Mahera Arara, dotycząca przetrzymywania przez CIA obywatela Kanady w Syrii, została odrzucona większością 7 do 4 przez Sąd Apelacyjny Drugiego Okręgu. Sprawa James Clapper v. Amnesty International i inni, dotyczącą działań NSA, którą prowadziłem w zeszłym roku przed Sądem Najwyższym, także została odrzucona większością 5 do 4. Wszystkie te sprawy zostały rozstrzygnięte na naszą niekorzyść, ale przy mocno podzielonej opinii sędziów. Widać więc, że poszczególne wyroki różnych sądów mają ogromne znacznie. Jeżeli jest coś takiego, co może zmienić stanowisko sądu z 5 do 4 na 4 do 5, to może to w fundamentalny sposób zmienić cały system. Nie wydaje mi się, aby tym czymś mogła być jakaś decyzja czy raport przygotowany w Europie, opinia amerykańskiego sądu niższej instancji czy ciała zajmującego się prawami człowieka. Ale nie jest wykluczone, że jedna z takich kluczowych spraw zaważyła na decyzji innego, mocno podzielonego w swojej opinii sądu.

AB: Bardzo chciałbym przedyskutować kwestie tak zwanych „celowanych zabójstw” (targeted killings) dokonywanych przy użyciu dronów, jako że jest pan bardzo zaangażowany w postępowania dotyczące tego rodzaju spraw. Obawiam się jednak, że w ten sposób otworzylibyśmy nową puszkę Pandory różnych tematów. Ograniczę się do jednego zagadnienia, które łączy kwestie postępowań w sprawie dronów oraz ochronę prywatności, o której dyskutowaliśmy wcześniej. Wydaje mi się, że strategia ACLU skupia się bardziej na prawach obywatelskich, to znaczy na konkretnych prawach przysługujących obywatelom amerykańskim zgodnie z Bill of Rights [10 pierwszych poprawek do amerykańskiej konstytucji – red.], niż na prawach człowieka jako takich. Jesteście zainteresowani atakami dronów, ponieważ czasami może się zdarzyć, że obywatel amerykański zostanie zabity w takim ataku bez należnego procesu (jak w sprawie Anwara Al-Awlaki), ale nie zajmujecie się odpowiednio sprawami masowych zabójstw nie-obywateli amerykańskich. Takie podejście było widoczne również w niedawnej przemowie Baracka Obamy, w której zapowiedział wprowadzenie pewnych gwarancji procesowych, kiedy obiektami „celowanych zabójstw” są obywatele amerykańscy. Prezydent jakoś jednak nie wspomniał o prawach setek innych ofiar, które nie są obywatelami amerykańskimi. Nie wydaje się panu, że takie podejście tak naprawdę szkodzi całej sprawie?

JJ: Myślę, że to trafna uwaga. To coś, z czym staramy się walczyć cały czas. Muszę podkreślić, że my przede wszystkim pracujemy w amerykańskich sądach. Musimy ciągle mierzyć się ze specyfiką amerykańskiego prawa. Ta specyfika jest nieprzyjazna, nawet, jeśli reprezentujesz interesy obywateli amerykańskich. Jeżeli bronisz sprawy kogoś, kto nie jest obywatelem amerykańskim, kto nie przebywa na terytorium USA, kogoś z Pakistanu, kto został zabity w wyniku ataku dronów i nie ma jakichkolwiek związków ze Stanami Zjednoczonymi, to nie jest to po prostu trudniejsza sprawa przed sądem. Pozew w takiej sprawie mógłby być uznany za nadużycie prawa do sądu (tzw. frivolous claim). Nie zgadzamy się z taką opinią. Uważamy, że ochrona, jaka przysługuje obywatelom amerykańskim, powinna przysługiwać każdemu. Ale w praktyce jesteśmy zmuszeni dokonywać wyboru pomiędzy malutkimi postępami w sprawach sądowych dotyczących niewielkiej liczby ludzi, którzy zostali poszkodowani w atakach dronów, a brakiem postępów w ogóle. Dlatego skupiamy się na małych zwycięstwach, na jakie możemy sobie pozwolić, pracując przy sprawach poszkodowanych, którzy mają prawo zwrócić się do sądów amerykańskich o ochronę ich praw. Dopiero wtedy staramy się dotrzeć do opinii publicznej z szerszym przesłaniem, że nie ograniczamy się tylko do tych klientów, których możemy reprezentować przed sądem. To trudne zadanie, ponieważ przedstawiamy w mediach sprawy, które są w sądzie, a przy tym staramy się ukazać je na tle dużo ważniejszych kwestii, bardziej generalnej natury. Staramy się tak robić, ponieważ nie zawsze udaje nam się osiągać takie sukcesy, jakich byśmy chcieli.

Co do sprawy inwigilacji, w tym wypadku nie ma żadnego sensu skupiać się tylko na obywatelach USA, bo oni z kolei mogą być podsłuchiwani przez inne kraje. Dlatego musimy wypracować takie rozwiązania, które będą ograniczać wszystkie rządy i chronić wszystkich ludzi. Inaczej zostaniemy z niczym, będziemy mieć tylko coś na zasadzie szwajcarskiego sera, gdzie żadna prywatność nie będzie chroniona.

AB: Dziękuję za wywiad.

* Jameel Jaffer, zastępca Dyrektora ds. Prawnych Amerykańskiej Unii Swobód Obywatelskich (American Civil Liberties Union – ACLU) oraz dyrektor Centrum Demokracji przy ACLU.

** Adam Bodnar, wiceprezes zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka oraz adiunkt w Zakładzie Praw Człowieka WPiA UW, stały współpracownik „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 237 (30/2013) z 23 lipca 2013 r.