Czy Grecy emocjonują się niedzielnym głosowaniem? Zdecydowanie tak. W kawiarniach nad stolikami krążą słowa „rząd”, „referendum” i „negocjacje”. Nawet bez znajomości greckiego można łatwo wyłapać rozpoznawalne: „Merkel”, „Tsipras” czy „capital controls”. W autobusach dochodzi do sprzeczek między współpasażerami, którzy przedstawiając racje za głosem na „nie” i „tak”, przyjmują jednak w miarę uprzejmy ton. Czy to jednak oznacza, że w miastach panuje chaos? Bynajmniej – wbrew temu, co donoszą rozemocjonowane media. Przed bankomatami stoją co prawda kolejki, ale gdyby nie one, nie domyślilibyśmy się, że obserwujemy najbardziej dramatyczny tydzień w greckiej historii ostatnich kilkudziesięciu lat.

Może dziwić, że ostatnie referendum w kraju o oficjalnej nazwie „Helleńska Demokracja” (Ελλnνική Δημοκρατία) miało miejsce w… 1974 r. Grecy odrzucili w nim pomysł przywrócenia monarchii po upadku siedmioletnich rządów dyktatury Czarnych Pułkowników. Teraz waga referendum jest o wiele wyższa. Dla Europy jest to najważniejszy głos ludu od czasu francuskiego „non” dla projektu konstytucji europejskiej w 2005 r.

W najpopularniejszych polskich telewizjach napotykamy na dziwne informacje. Oprócz obrazu paniki na ulicach, nieznajdującego żadnego pokrycia w ateńskiej rzeczywistości, można się dowiedzieć, że Alexis Tsipras obiecał dymisję, jeśli Grecy powiedzą „tak” (taką obietnicę złożył tylko Janis Varufakis), że wyborcy mają w większości dość jego „schizofrenicznej postawy” wobec Unii Europejskiej, że referendum jest odbierane jako wotum nieufności dla rządu (nic na to nie wskazuje) i że sondaże jednoznacznie wskazują na przewagę „tak”.

„Nie” dla Brukseli, „tak” dla Europy?

W ostatnich dniach ukazało się kilkanaście sondaży. Większość sugeruje niewielką przewagę opcji „nie”. W kilku zadano jednak nieco więcej pytań, dających wgląd w motywacje i nastroje głosujących. Sondaż firmy To the Point dla radia Focus FM wróży 40,2 proc. dla „nie” (wśród wyborcy Syrizy 54,5 proc.) i 37 proc. dla „tak”. Co ciekawe, tylko 44,8 proc. badanych uważa, że ogłoszenie przez rząd referendum było dobrą decyzją (43,3 proc., że złą). Jaki jest preferowany scenariusz dla rządu w przypadku wygranej „tak”, czyli opcji, do której rząd zniechęca Greków? Najwięcej (38,7 proc.) badanych uważa, że gabinet powinien kontynuować sprawowanie władzy.

Ostatnie pytanie sondażu pokazuje również, że przedstawianie niedzielnego referendum jako sprawdzianu sympatii europejskich wśród Greków nie jest do końca uzasadnione. Choć 40,2 proc. badanych deklaruje głosowanie przeciw propozycji Brukseli, to 78,6 proc. popiera pozostanie Grecji w Unii Europejskiej. Za wyjściem z UE jest tylko 13,6 proc., choć wśród wyborców faszystowskiego Złotego Świtu liczba ta rośnie do 45 proc. Przeciwko pozostaniu w Unii występuje też jednoznacznie niezrzeszona z Syrizą Grecka Partia Komunistyczna (KKE).

Sondaż IPSOS potwierdza, że dla Greków referendum nie jest decyzją o utrzymaniu euro i pozostaniu w Unii. Zdecydowana większość popiera jedno i drugie, choć paradoksalnie Grekom bardziej zależy na walucie (71 proc. uważa zachowanie euro za ważne) niż na samej Unii Europejskiej (68 proc.).

Ten sam sondaż wskazuje, że wbrew temu, do czego przekonują greckie media i europejscy politycy, w oczach Greków w referendum nie chodzi o podjęcie decyzji o wyjściu lub pozostaniu w strefie euro. Spośród nich 58 proc. nie zgadza się z opinią, że negatywny wynik referendum oznacza porzucenie euro (przeciwnego zdania jest 35 proc.).

Referendum nie jest też traktowane w Grecji jako wotum zaufania dla rządu, bo sympatia dla ekipy Tsiprasa wykracza poza odsetek głosujących na „nie”. Według sondażu IPSOS 45 proc. Greków popiera działania premiera w ostatnich pięciu miesiącach („nie popiera” 36 proc.). Także sondaż Metron Analysis sugeruje, że Grecy wciąż sympatyzują z wybranym w styczniu rządem: 46 proc. ankietowanych obarcza winą za najbardziej dramatyczną decyzję tego roku – poniedziałkowe zamknięcie banków – zagranicznych wierzycieli, a tylko 38 proc. – premiera i rząd.

Kto jak zagłosuje?

Niewielka różnica w rozkładzie głosów, jej dramatyczna waga i odsetek wciąż niezdecydowanych Greków sprawiają, że sondażowe wyniki referendum zmieniały się nieznacznie w ciągu tygodnia, szczególnie na początku. Według firmy badania opinii publicznej ProRata przed poniedziałkiem 30 proc. Greków zamierzało głosować na „tak” i 57 proc. – na „nie”. Jednak po zamknięciu banków przewaga przeciwników najnowszego porozumienia z UE zmalała. Część Greków najwyraźniej przestraszyła się realności nadchodzących wydarzeń i we wtorek już tylko 46 proc. wybierało „nie”. O siedem punktów procentowych wzrosły rzesze zwolenników „tak”, z dnia na dzień zwiększyła się też liczba niezdecydowanych. Aż 86 proc. badanych deklaruje pójście do urn, co sugerowałoby frekwencję o wiele większą niż w styczniowych wyborach parlamentarnych, kiedy wyniosła 63,87 proc.

Ten sondaż objął więcej interesujących, szczegółowych pytań. Najbardziej negatywnie do ugody z UE są nastawieni wyborcy neonazistowskiego Złotego Świtu – 80 proc. deklaruje głos na „nie”. Tuż za nimi wyborcy Syrizy (77 proc.), eurosceptycznej konserwatywnej partii Niezależnych Greków (ANEL, w koalicji z Syrizą, 60 proc.) oraz niezrzeszonej z Syrizą Komunistycznej Partii Grecji (ΚΚΕ, 57 proc.). Najbardziej skłonni do kontynuowania negocjacji z UE na obecnych warunkach są wyborcy dawnych wielkich graczy – konserwatywnej Nowej Demokracji (teraz głównej siły opozycyjnej), socjalistów z PASOK-u (którzy w styczniu utracili lwią część elektoratu na rzecz Syrizy) oraz małej centrowej Partii Rzeka.

Jeśli chodzi o grupy zawodowe, to do zagłosowania na „tak” najbardziej skłaniają się… emeryci (ok. 42 proc., choć i wśród nich wygrywa „nie” – 45 proc.). Nie jest zaskoczeniem, że największy sprzeciw wobec propozycji Eurogrupy wyrażają bezrobotni (62 proc. na „nie”) i pracownicy sektora państwowego (56 proc.). Wśród deklarujących głosowanie na „tak” najczęściej deklarowaną motywacją była „chęć utrzymania Grecji w UE” (powód wybierany przez 64 proc. badanych). Ci, którzy zamierzają zakreślić kratkę przy „nie”, najczęściej mówili, że przyczyną są ich „uczucia do ojczyzny” (41 proc.) i ich „opinia o propozycji Eurogrupy” (28 proc.).

Co mówią media, co mówi ulica

Odchodząc od abstrakcyjnych słupków w sondażach i kierując uwagę na żywych Greków, znajdziemy potwierdzenie wielu wskazań wyżej przedstawianych badań. Rzeczywiście można spotkać wyborców, którzy nie są zadowoleni z decyzji o referendum. Twierdzą, że nie po to wybierali rząd, aby ten teraz umywał ręce od odpowiedzialności. Zdecydowanie częściej jednak słyszy się, że decyzja o referendum była dobra. Wszystko wskazuje też na to, że europejscy przywódcy rozczarują się, licząc, że referendum doprowadzi do oddania władzy przez Syrizę. Zarówno w sondażach, jak i w rozmowach widać duże poparcie dla obecnej władzy, choć jednocześnie czuć, że jest to dla Greków rząd do zadań specjalnych, wybrany do walki z kryzysem, a nie z sympatii do skrajnie lewicowej ideologii.

Większość mediów nawołuje do głosowania „tak” – albo pośrednio, dając głos ekonomistom i politykom opowiadającym się za tą opcją, albo otwarcie, jak na przykład centrolewicowe „To Vima”, jeden z największych dzienników, który na sobotniej okładce napisał: „«Tak» dla euro, «tak» dla Grecji”. Na ulicach natomiast dominują plakaty ze słowem „nie”.

Zwolennicy „tak” najczęściej mówią, że ich motywacją jest chęć pozostania w Europie i w strefie euro. Głosujący na „nie” z kolei uważają, że to jedyna szansa na wyjście z pogłębiającego się kryzysu – po pięciu latach polityki zaciskania pasa według zaleceń UE, nie wierzą, że przynosi to jakikolwiek efekt. Słuchając jednych i drugich, można odnieść wrażenie, że preferencje społeczeństwa przypominają decyzje w grze w pokera – Grecy albo wybierają ostrożne zagranie, głosując na „tak”, albo głosując na „nie”, świadomie ryzykują, wierząc, że to jedyna szansa na wyjście ze spirali pogłębiającego się kryzysu.