„Indonezję itd.” odczytać można na wiele sposobów. Najprościej jako zbiór kilkunastu dosyć krótkich reportaży ilustrujących wybrane aspekty codzienności Indonezyjczyków, którzy egzystują na wyodrębnionych przez autorkę skrawkach wyspiarskiego kraju. Jedni specjalizują się w połowach tuńczyków, inni w zbieraniu kauczukowego lateksu czy sprzedaży drewna z parków narodowych. Żywot każdej z postaci doskonale nadaje się na kanwę intrygującego tekstu, gdzie w mikroskali twórca ukazuje (lub sam tworzy) makroproblemy.
To wygodna – i dość trywialna – forma pisania reportaży. Wystarczy spędzić na danej wysepce kilka niedziel (autorce „Indonezji itd.” wojaże zajęły w sumie 13 miesięcy), cierpliwie wsłuchać się w serca i umysły autochtonów, na bieżąco prowadzić bloga, po powrocie w zaciszu gabinetowym doczytać kilka raportów ekonomistów i prac antropologów, na koniec wykoncypować w miarę oryginalną tezę i materiał ma się gotowy. Stworzenie antologii takich tekstów także nie jest ambitnym wyzwaniem. Arkusz za arkuszem i powstaje książka. Można ją potem czytać od deski do deski – albo na wyrywki, co także nie burzy narracji.
Odradzam takie właśnie potraktowanie „Indonezji itd.” – choć jest to możliwe, jeśli planujemy podróż na Bali, nie mamy bladego pojęcia o Indonezji i wierzymy, że pochłonięcie opasłego tomiszcza schludnie wydanego przez renomowaną oficynę zapewni spokój większy niż lektura przewodnika w rodzaju „Lonely Planet”.
Receptą tylko decentralizacja
Na „Indonezję itd.” warto spojrzeć inaczej, wczytawszy się bardziej w podtytuł niż w tytuł. „Studium nieprawdopodobnego narodu” jest opowieścią o ratowaniu idei państwowości, projektowaniu skomplikowanej inżynierii społeczno-politycznej, mającej spajać i uczyć akceptacji różnorodności.
Słowem kluczem do zrozumienia ewolucji, która zaszła i nadal zachodzi w społeczeństwie indonezyjskim, jest „decentralizacja”. Wyraz ten zyskuje na popularności w Europie w kontekście debat nad przyszłością architektury Unii i jej świeżo upieczonego „bękarta” – Wielkiej Brytanii. Dla części politologów decentralizacja (czy w żargonie Pax Britannica – dewolucja) to przenoszenie kompetencji na inny organ, a zatem akt waloryzujący znaczenie samorządności regionów. Dla innych decentralizacja jest synonimem utraty suwerenności, kryzysu państwowości, dojścia do głosu aktorów politycznych, którzy z uporem maniaka walczą o samostanowienie i zyski finansowe. Dla Elizabeth Pisani decentralizacja staje się jedynym możliwym ratunkiem dla Indonezji, szansą na modernizację „azjatyckiego tygrysa” bez imitowania rozwiązań swoistych dla globalnej Północy.
Pielgrzymując przez ponad rok po mało znanych rejonach kraju, reportażystka dostrzegła znaczenie sieci społecznych, które ściśle oplatają Indonezję – fuzji tradycyjnych relacji klientelistycznych z nowoczesnym podejściem do, jak pisał Zygmunt Bauman, „płynnego państwa” (fluid state). Część tej pajęczyny utkana została w odległej przeszłości, część pojawiła się dopiero u progu XXI w. Decentralizacja systemu zarządzania krajem, gwałtowny wzrost liczby dystryktów, zaktywizowała lokalne elity. System patronacki, obecny w Indonezji od zawsze, rozwinął się. Fundusze wyrównawcze, za których dystrybucję odpowiadają politycy, trafiają do kieszeni klanów zapewniających bezpieczeństwo swoim członkom (więzy krwi nie są tutaj kluczowe). Uzyskanie koneksji i zarobienie na nich kroci stało się rutynową strategią dla milionów Indonezyjczyków.
Z korupcją oficjalnie się walczy – protekcję klanową powszechnie się toleruje. Dysonans ten odczuć mogą jedynie Europejczycy. W społeczeństwach, w których sfera publiczna przenika się z prywatną, nakładanie gorsetu prawd moralnych na kolektywistyczny behawior mogłoby okazać się fatalne w skutkach. Tutaj liczy się przede wszystkim funkcjonalność danych rozwiązań. Piętnuje się tylko bezzasadną, wyrachowaną chciwość. A zwykłe łapówki podnoszą integrację narodu. „Protekcja jest ceną jedności”, sugeruje Pisani.
Autorka znajduje potwierdzenie swoich tez w losach setek napotykanych postaci. Przykładowo, charakteryzując mechanizm – jak sama określa – „rozprasowywania” nierówności ekonomicznych, zwraca uwagę na współistnienie dwóch zjawisk. Z jednej strony mamy pozornie irracjonalny zwyczaj wymiany darów (związanych m.in. z konsolacjami), który w krótkiej perspektywie czasowej rujnuje donatorów. Z drugiej zaś – armię nowych konsumentów nieustannie rozprzestrzeniającą się po kraju, a zatem inwazję pomysłodawców coraz to nowych biznesów. Edukacja ekonomiczna i adat (zwyczaj kulturowy) są pozornie niekompatybilne. W praktyce, w realiach indonezyjskiej decentralizacji władzy, bez jednych nie byłoby drugich. Tak naprawdę to współistnienie odmiennych typów lokalnej gospodarki oraz etos komunitariański zapewniają trwałość wspólnotom. Pisani stwierdza: „Prawie wszystkich Indonezyjczyków łączy co najmniej jedna istotna sieć wzajemnych zobowiązań. […] To zapewnia […] dyskretne poczucie bezpieczeństwa. Codzienne życie wydaje się mniej niespokojne niż wśród bardziej zatomizowanych społeczeństw innych narodów”.
Etnometodologiczne skrzywienie
Narracja książki prowadzona jest ze swadą, dystansem, lekko ironicznym poczuciem humoru. Pisani pisze w sposób swojski, ujmująco prostolinijny. W tekście próżno szukać chwil egzaltacji czy dowodów na ezgotyzowanie miejsc i postaci. Dyskurs ten przywodzić może na myśl dzieła współczesnych indonezyjskich pisarek takich jak Ayu Utami, Fira Basuki czy Dewi Lestari. Ich styl, określany jako sastra wangi, czyli „pachnąca / perfumowana literatura”, uznawany jest za głos wykluczonych z życia publicznego kobiet. Pisarstwo to jest społecznie zaangażowane, od pierwszej do ostatniej strony prowokacyjne i obalające mity narodowe.
Można zaryzykować tezę, że Pisani wchłonęła wzory kultur lokalnych (jak sama wylicza: „otwartość, pragmatyzm, hojność, zrelaksowane podejście do życia”), które z namaszczeniem podpatrywała przez długie lata, a następnie z cech tych uczyniła narzędzie opisu rzeczywistości. Owe etnometodologiczne skrzywienie unaocznia się we fragmentach książki, w których autorka opisuje paradoksy społeczne. Przykładowo, krytykując tryb życia mieszkańców stolicy, Pisani zauważa koegzystencję zjawisk takich jak: regularne przerwy w dostawie prądu i rekordowa w skali globu liczba tweetów wysyłanych przez dżakartczyków, skrajna bieda w podmiejskich slumsach i nowe centra bankowe w wiecznie zakorkowanym centrum. Brak dostępu do podstawowych usług publicznych to jedno, a narodziny zrębów społeczeństwa informacyjnego i konsumpcjonistycznego to drugie, przekonuje Pisani.
Ekologia, geopolityka, historia
Autorka jest z wykształcenia sinolożką, a z zawodu dziennikarką i epidemiolożką, specjalizującą się w problematyce AIDS. Połączenie tych profesji daje o sobie znać na każdej stronie jej książek – nie tylko „Indonezji itd.”, ale także wcześniejszej „The Wisdom of Whores”. Pisani analizuje strukturę i funkcjonowanie ekosystemów społecznych. Bada oddziaływanie pomiędzy organizmami a ich środowiskiem. Tropi wirusy, które niszczą tkankę kulturową. Prognozuje, gdzie epidemie (fale przemocy, ksenofobii, nietolerancji seksualnej) mogą wkrótce wybuchnąć.
Dziennikarka potrafi także sprawnie umieścić opisywane wydarzenia w szerszym kontekście geopolitycznym – zna Azję, pracowała jako korespondentka Reutersa w Phnom Penh, Dżakarcie, Hanoi, Hongkongu. Charakteryzując egzystencję Indonezyjczyków, przybliża zależności gospodarcze i kulturowe z Malezyjczykami, Filipińczykami czy Timorczykami. Bez nieustannego lawirowania między pazernymi sąsiadami los tysięcy wyspiarzy byłby zagrożony.
Najsłabszą częścią książki są passusy poświęcone dziejom Indonezji. Anegdoty o historii tego kraju zostały w znacznej części sztucznie upchnięte do pierwszych rozdziałów. Zabieg ten miał zapewne na celu stworzenie zgrabnej entrée, uspakajającej czytelników, którzy ze zgrozą orientują się nagle, że Suharto i Sukarno to dwie różne osoby. Niestety, narracja historyczna na początku „Indonezji itd.” prowadzona jest zbyt chaotycznie – przypomina smętne streszczenie podręcznika używanego w indonezyjskich liceach, uzupełnione o kąśliwe komentarze sfrustrowanej turystki ze Stanów Zjednoczonych. Najlepiej widać to we fragmentach poświęconych obecności Europejczyków w Azji – swobodnego przejścia od wprowadzenia monopoli do konfliktów, kolonizacji i kleptokracji. Lepszym rozwiązaniem byłoby umieszczenie krótkiego kalendarium i przemycanie informacji o dziejach Indonezji bezpośrednio w tekście kolejnych reportaży.
Trudno też zaakceptować sposób, w jaki Pisani przedstawia projekty eksterminacyjne realizowane na przestrzeni półwiecza przez władze w Dżakarcie. Historycy Papui Zachodniej, Timoru, Acehu mogą mieć słuszne skądinąd zastrzeżenia co do zawartej w „Indonezji itd.” oceny „demokracji sterowanej” Suharto i autorytaryzmu Sukarno, polityki ojców niepodległości realizowanej względem krnąbrnych peryferii imperium. Pisani jak ognia unika używania wyrazów takich jak „wewnętrzna kolonizacja” i „ludobójstwo”. Nakłada bardziej wieloznaczny kostium narracyjny. Prawdopodobnie wynika to z maniery wieloletniej korespondentki, która – rezydując w stolicy, nieopodal gmachów służb bezpieczeństwa – nawykła do nieostrego politycznie języka. Ale, jak głosi jawajskie przysłowie, „jeżeli wszystko rozumiesz, to znaczy, że jesteś źle poinformowany”.
Książka:
Elizabeth Pisani, „Indonezja itd. Studium nieprawdopodobnego narodu”, przeł. Adam Pluszka, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016.