Kitty Crowther, belgijska autorka i ilustratorka książek dla dzieci, może być obecnie rozpatrywana w kategoriach twórczyń doświadczonych, a jednocześnie (co nie zawsze jest jednoznaczne) bardzo dobrych. Wśród tematów przez nią podejmowanych, przynajmniej jeśli chodzi o literaturę dla najmłodszych, można odnaleźć kryzys tożsamościowy (niewydana w Polsce, fenomenalna „Mama Meduza”), międzypokoleniowy (ilustracje do książki Ulfa Starka „Uciekinierzy”) czy problemy rasowe („Mój przyjaciel Szymon”). Innymi słowy – tematy nienależące do łatwych. Stąd też satysfakcjonujący brak zaskoczenia, gdy w ręce polskiego czytelnika w końcu trafia książka „Teo” [oryg. Le petit homme et Dieu] traktująca o bogu – bądź Bogu. Zależy, jak na tę w gruncie rzeczy dziwaczną postać spojrzeć.

Osobami pojawiającymi w książce Belgijki są przede wszystkim Mały Człowiek oraz wspomniane już niezdefiniowane bóstwo. Nazwa pierwszej z nich może nieść ze sobą podwójne znaczenie. Jako że mamy do czynienia z literaturą dziecięcą, Mały Człowiek prawdopodobnie jest po prostu dzieckiem. A koncept „małego człowieka”, a więc „małego dorosłego”, przywołuje na myśl przede wszystkim Arystotelesa i jego postrzeganie dzieci jako właśnie niedojrzałych, nie w pełni ukształtowanych jeszcze ludzi. Interpretację tę wspierać może fakt, że Mały Człowiek na ilustracjach faktycznie wygląda na dorosłego – przez wzgląd na ubiór i charakterystyczną mimikę twarzy. Drugie znaczenie nie musi wykluczać pierwszego – „Mały” może odnosić się w sensie ogólnym do statusu człowieka w zestawieniu z bogiem, z którym przyszło mu obcować. Może też wskazywać na jego jednostkowość – w obliczu wszechogarniającego świat ducha, człowiek wydaje się niewiele znaczącą istotą. Na szczęście – i nieco przewrotnie – Crowther udowadnia, że nawet najmniejszy element świata może mieć ogromny wpływ na jego losy. Nie bez przyczyny bowiem imię Małego Człowieka, ujawnione dopiero pod koniec książki, to Teo – czyli od greckiego „theos” – „bóg”.

Drugi bohater „Teo” jest nie mniej skomplikowany co pierwszy. Bóg Crowther nie ma ostatecznej formy, nie ma również jednego imienia. Jest istotą zmiennokształtną, przyjmującą taką postać, jaką wyobrazi sobie jego rozmówca. Fakt ten zostaje jednak ujawniony nie poprzez tekst, ale ilustracje (bóg przyjmuje na nich postaci zarówno ludzkie, jak i zwierzęce), co wyraźnie wskazuje na istotną rolę obrazu w opowieści Belgijki. Co więcej, bóg nieprzypadkowo w pewnym momencie przyjmuje postać ojca Małego Człowieka, wyraźnie podkreślając patriarchalny charakter ich relacji. Podobnie rzecz ma się z imieniem boga – bohater przekonuje, że ma wiele imion, w tym to pisanie przez wielkie „B”. Trudno zatem zdefiniować, jakim i czyim bogiem jest nasz shape-shifter. Jak zresztą na początku opowieści przyznaje duch: „Jest nas [bogów] tylu, ile gwiazd na niebie, a nawet więcej” [s. 5]. Autorka prezentuje bóstwo uniwersalne, bardziej przypominające ducha przenikającego ludzką rzeczywistości niż władcę wszechświata, mocarza obdarzonego paranormalnymi zdolnościami rozliczającego człowieka z jego życiowych decyzji. 

Integralną częścią książki Crowther są stworzone przez nią ilustracje. Oprócz wspomnianych już postaci głównych należy zwrócić szczególną uwagę na nieustannie towarzyszącą im przyrodę. Rośliny i pojawiające się w ich gąszczu zwierzęta są dynamiczne, dzikie, wręcz nieokiełznane – co w zestawieniu z raczej niespiesznym charakterem rozmów Małego Człowieka i boga otwiera drzwi do wielu interpretacji. Jedną z nich z pewnością może być starotestamentowa wizja raju z czającym się w jego gęstwinach złem. Należy jednak pamiętać, że mamy do czynienia z bogiem – nie „Bogiem” – zatem rośliny mogą mieć charakter bardziej uniwersalny – symbolizować wibrujące życie oraz naturę – bądź „Naturę” – zespoloną z bytowaniem człowieka. Nie ma natomiast wątpliwości, że każdy element znajdujący się na ilustracjach jest nieprzypadkowy, a jako ikonotekst opowieść Crowther formalnie jest absolutnie bez zarzutu.

Spotkanie Teo i boga może być interpretowane jako dziecięca inicjacja w dorosłość. Dzięki uświadomieniu sobie własnej sprawczości Mały Człowiek może przestać być „mały” i od tej pory posługiwać się prawdziwym imieniem – co ważne, ujawnionym, jak wspomniałam, w drugiej części książki. Rozmowy z bogiem mają również charakter swoistego namaszczenia człowieka (reprezentującego kulturę) przez ducha (ściśle związanego z naturą). I wreszcie, spotkanie boga i człowieka ma wyraźny charakter metafizyczny, który możemy kojarzyć z wieloma tradycjami religijnymi i filozoficznymi. „Teo”, którego tytuł może odnosić się tak do boga, jak człowieka, to historia zarówno o intymności, jak i uniwersalności relacji ludzi z szeroko pojmowanym światem zewnętrznym, odzwierciedlającym to, co dla nas najistotniejsze. Jej wieloznaczność świadczy o niezwykłym talencie Crowther, każdorazowo ujawnianym w jej książkach dla dzieci. Miejmy nadzieję, że w Polsce będzie ich wydawanych coraz więcej.

Książka: 

Kitty Crowther, „Teo”, przeł. Paweł Łapiński, wyd. Wytwórnia, Warszawa 2025. 

Proponowany wiek odbiorcy: 5+ (wskazanie wydawcy)

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.