Obywatelka śledcza (2)*:
To, czego brakuje pomiędzy [read in English]
Aktywni obywatele zdają sobie sprawę z problemów budzących globalne zaniepokojenie. Jednak czy wspólna lista kwestii do załatwienia wystarczy nam, globalnemu społeczeństwu obywatelskiemu, by wspólnie im przeciwdziałać? Czy jesteśmy gotowi na to wyzwanie? I czy naprawdę jesteśmy ponad podziałem na globalne Północ i Południe? Anna Mazgal rozmawia z Katsujim Imatą, Zastępcą Sekretarza Generalnego CIVICUS World Alliance for Citizen Participation.
Anna Mazgal: Jakie globalnej problemy nas dotyczą? Czy globalne społeczeństwo obywatelskie ma wspólną agendę?
Katsuji Imata: Oczywiście! Wizja globalnego społeczeństwa obywatelskiego, jednak przeszła pewną transformację. Dyskusja nad tym, czym ono jest, nabrała rozpędu się w latach 90tych. Wtedy myślenie o społeczeństwie obywatelskim w skali globalnej stało się możliwe dzięki Internetowi, który łączy nas szybko ze sobą niewielkim kosztem. Globalne akcje, takie jak kampania przeciwko minom przeciwpiechotnym, zaczęły przynosić efekty i nagłaśniać kwestie ważne dla społeczeństwa obywatelskiego. Pomoc rozwojowa, prawa człowieka, oraz środowisko naturalne stały się trzema najważniejszymi obszarami zaangażowania społecznego na świecie. Tymi kwestiami zainteresowali się zarówno obywatele jak i instytucje ponadnarodowe. Wielu grantodawców zaczęło finansować też działania w tych obszarach. Jednocześnie niektóre międzynarodowe organizacje zajmujące się pomocą rozwojową zyskało spory polityczny wpływ jak i zasoby finansowe.
Czy wspólna, globalna agenda oznacza duże wyzwanie?
Zarówno organizacje rozwojowe jak i ekologiczne mają pewne sukcesy w rzecznictwie na poziomie globalnych procesów decyzyjnych. Ale, jak ujmują to badacze, w tym John Gaventa np., trudno jest udowodnić, że zaangażowanie obywateli na poziomie globalnym ma decydujący, długofalowy wpływ na te procesy. Podkreśla on zwiększającą się świadomość tego, co jest ważne, i do czego do tej pory nie przywiązywaliśmy wielkiej wagi. Jest to zaangażowanie na poziomie własnego kraju, które może wesprzeć rozwiązywanie spraw z listy globalnych problemów. Myślenie globalne jest ważne, ale nie możemy zapominać o realnych, bliskich nam poziomach podejmowania decyzji.
Jak możemy więc połączyć poziom krajowy z globalnym?
To ciągle jest pewien problem! Myślę, że próbujemy pominąć przestrzeń pomiędzy tym, co lokalne i ponadnarodowe. Gaventa używa określenia: „brakujący środek”. Jest to obszar gdzie wypracowuje się wiele istotnych lokalnie polityk mających realny wpływ na życie ludzi, i które mają skutki w skali globalnej.
Z kim możemy rozmawiać na poziomie globalnym i jakie wyzwania są tam obecne?
To są instytucje takie jak ONZ, Bank Światowy, Światowa Organizacja Handlu i inne międzyrządowe instytucje, mające kontakt ze społeczeństwem obywatelskim. G8 przekształca się właśnie w G20 i rządy tych krajów składają określone deklaracje. Umowa kopenhaska i jej zobowiązania są tuż za rogiem. Jednak rządy nie zawsze dotrzymują swoich obietnic. Co więcej, G20 to zaledwie 20 krajów z ponad 190, a jednak podejmowane tam kwestie mają zasięg wykraczający znacznie poza dwudziestkę. Jednak wszyscy jesteśmy w różnym stopniu dotknięci nędzą, łamaniem praw człowieka, zmianami klimatycznymi. Dlatego tak istotne jest, żeby rozwiązywać te problemy wspólnie.
Naprawdę wydaje się, że czegoś brakuje po środku…
Tak, ten brakujący środek ma sens, bo to my musimy dbać o to, żeby rządy wypełniały swoje zobowiązania. Świadomość, że organizacje aktywne w swoich krajach powinny pilnować także tego, rośnie.
Ale czy jesteśmy odpowiednio do tego przygotowani?
Dziesięć lat temu wydawało się, że globalne społeczeństwo obywatelskie to mieszanina działaczy, aktywistów i ruchów z czterech stron świata, którzy mają coś do powiedzenia na poziomie globalnym. To był pierwszy etap formowania się globalnego społeczeństwa obywatelskiego. To mógł być każdy, kto twierdził, że czuje się jego częścią. Jednak w takim układzie mamy do czynienia z mnogością głosów i brakiem jakiejkolwiek struktury. Dlatego uważam, że teraz jesteśmy w następnej fazie. Cały czas trzymamy się szerokiego rozumienia, ale zauważamy, że do tego, aby te głosy były słyszane, potrzebna jest pewna struktura. Musimy też oczywiście myśleć o legitymizacji i rozliczalności naszych działań, o tym czyj głos reprezentujemy. Na bardziej ogólnym poziomie są to wszystko cechy demokracji partycypacyjnej, a nie przedstawicielskiej. Musi jednak istnieć jakiś algorytm na sprawdzenie, czy jest się odpowiedzialnym i rozliczalnym wobec swoich zwolenników i czy zwraca się uwagę na to, co na dole. Jeśli ONZ ma więcej uprawnień, wtedy jest szansa na efektywny dialog pomiędzy tym, co nazywamy globalnym społeczeństwem obywatelskim, a globalnym poziomem podejmowania decyzji.
Czy można próbować przewidywać co wydarzy się w ciągu następnych dziesięciu lat? Czy taka struktura się pojawi? A może jeszcze bardziej się zatomizujemy, bo różnorodne interesy łatwiej będzie promować poprzez mniejsze, lokalne jednostki?
Chyba obserwujemy ruch w obu tych kierunkach, jednak trudno jest dzisiaj powiedzieć, który z nich będzie dominował. Wydaje mi się, że z tych procesów wyłania się przekonanie, że naprawdę potrzebujemy trochę więcej koordynacji i konsolidacji priorytetów; ale bez przesady, bo różnorodność jest kwintesencją działań obywatelskich. Parę rzeczy stało się oczywistych: po pierwsze, cokolwiek chcemy robić, musimy się upewnić, że prawa człowieka są priorytetową sprawą. Nieważne, czy chcemy rozmawiać o środowisku naturalnym, pomocy rozwojowej, lepszych świadczeniach socjalnych. Musimy zawsze dbać o to, by agenda praw człowieka zawsze była najważniejsza.
Po drugie, jednym ze skutków kryzysu finansowego jest rosnąca świadomość związana z potrzebą lepszego modelu globalnego finansowego governance. Procesy decyzyjne są rozczłonkowane i znajdują się w rękach instytucji, które nie komunikują się ze zorganizowanymi obywatelami, ani nie mają żadnego systemu pozwalającego rozliczyć się ze swoich działań. Co więcej, ludzie nie rozumieją co się w tych instytucjach dzieje. A potem słyszymy o wielkich pakietach ratunkowych dla amerykańskich czy europejskich banków i nie czujemy jakiegokolwiek wpływu na te decyzje. Jako społeczeństwo obywatelskie powinniśmy bardziej się angażować i mieć swój udział w transformacji globalnego governance, w tym jego ekonomicznych aspektów.
Czy można realistycznie oczekiwać, że organizacje skutecznie przeforsują rekomendacje dotyczące globalnego finansowego governance, które w efekcie staną się częścią oficjalnego planu transformacji?
Jest to coś, nad czym musimy jeszcze popracować. W lipcu odbyła się konferencja ONZ na temat kryzysu finansowego i spowolnienia gospodarczego, i wiele organizacji działających na poziomie światowym pojawiło się tam by dyskutować o problemach.
A rezultaty?
Spotkanie się odbyło, powstały stosowane dokumenty, ale informacja zwrotna chyba nie była wystarczająca. Odpowiedzialnością organizacji, włączając w to CIVICUS, jest tłumaczenie jak ważne i relewantne są to kwestie na wszystkich poziomach: lokalnym, krajowym i regionalnym. Wszyscy są przecież dotknięci skutkami. My, aktywni globalnie, powinniśmy szukać sposobów na efektywne komunikowanie co możemy w tych sprawach zrobić. A organizacje działające krajowo powinny te informacje ponieść dalej, do swoich członków i beneficjentów. W ten sposób ludzie dowiedzą się dlaczego te dalekie, globalne kwestie są istotne lokalnie. I ta informacja powinna do nich trafiać nie tylko za pośrednictwem rządu, ale także społeczeństwa obywatelskiego.
Na wielu poziomach obserwujemy podziały między globalną Północą i Południem. Czy obserwujemy je również w ramach społeczeństwa obywatelskiego?
Ta kwestia jest dosyć ciężka. Na pewno jakiś podział jest. W dzisiejszych czasach ludzie działający w organizacjach na poziomie globalnym, mają przynajmniej sentyment do poprawności politycznej. W tym kontekście oznacza to, że staramy się zapewnić odpowiednią reprezentację przedstawicieli organizacji z Południa np. w dyskusji o efektywności pomocy rozwojowej. Nazywam to poprawnością polityczną, bo coraz trudniej jest odróżnić „Północ” od „Południa”. Czasem mamy tendencję do zadowalania się tym, że np. twarzą organizacji międzynarodowej jest przedstawiciel południowego regionu.
Jak możemy więc wzmocnić tę inkluzję?
Kiedyś mieliśmy jasność czy organizacja jest z Północy czy z Południa. Teraz wiele organizacji ponadnarodowych ma mieszaną strukturę. Mogły mieć główną siedzibę na Północy, ale przenoszą ją na Południe. Organizacje oparte na rodzaju franszyzy starają się dbać o to, żeby przewodnictwo w danym kraju znajdowało się w rękach osób z lokalnej społeczności. Wydaje mi się jednak, że pewien poziom krytyki jest uzasadniony ze względu na procesy decyzyjne. Bywają zdominowane przez Północ. W CIVICUSie przykładamy wielką wagę do pracy z południowymi organizacjami, także dlatego, że jest to oczekiwanie w stosunku do organizacji takiej jak nasza. Ludzie widzą, że kontakty z globalnym społeczeństwem obywatelskim są nakierowane na Północ i my próbujemy zmienić tę dynamikę. Tak to wygląda przez ostatnich dziesięć lat, ale przed nami jeszcze długa droga.
Patrząc na agendę zaangażowania globalnego: pomoc rozwojowa, zmniejszenie ubóstwa, prawa człowieka, można odnieść powierzchowne wrażenie, że to społeczeństwa Północy dają coś od siebie, a Południe jest jedynie odbiorcą. Co takiego Południe wnosi do gry, czego my, Północ, nie dostrzegamy?
Jest to coś co nazywa się partycypacyjnym zarządzaniem. Zwiększone zainteresowanie tymi zjawiskami i dostępna literatura pokazują, że te procesy w dużej mierze mają miejsce na południu. Teraz nie tylko uczymy się z modeli wypracowanych na Północy, ale i tych z Ameryki Południowej na przykład, gdzie pojawiła się koncepcja budżetowania partycypacyjnego. Ameryka Łacińska ma bardzo interesującą tradycję ruchów społecznych i historię aktywnych ruchów wywodzących się z religii. Te modele są rozwijane tam zarówno na poziomie koncepcyjnym jak i praktycznym. Jest jeszcze na przykład Międzynarodowe Partnerstwo Budżetowe, sieć zajmująca się zbieraniem dobrych praktyk z całego świata związanych z budżetowaniem.
Czy te dobre praktyki są przenoszone do innych miejsc?
Budżetowanie partycypacyjne zostało zaimportowane do Europy na przykład. Republika Południowej Afryki ze swoją Komisją Prawdy i Pojednania to też dobry przykład. Południowoafrykański model rozwiązywania problemów post-konfliktowych był przedmiotem zainteresowania w wielu krajach.
Jeśli chodzi o mikropożyczki, uznanie światowe przyszło po tym, jak Fundacja Grameen otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla. Popularyzowanie takich osiągnięć wydaje się być kolejnym zadaniem globalnego społeczeństwa obywatelskiego…
Tak. Jeśli pozbędziemy się uprzedzeń funkcjonujących na Północy, zobaczymy różne ciekawe modele pochodzące dosłownie z całego globu. Mamy do wykonania dobrą robotę, która polega na wychwyceniu ich i upewnieniu się, że uczymy się z tych lekcji, bez względu na to z której części świata pochodzą.
* Drugi z serii wywiadów Anny Mazgal z osobami związanymi z trzecim sektorem (NGO).
** Anna Mazgal, Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych.