Austria, milczenie, neurozy

z Arno Geigerem, autorem książki „U nas wszystko dobrze”, rozmawia Marta Budkowska*

Marta Budkowska: „U nas wszystko dobrze” to powieść przede wszystkim o austriackiej pamięci zbiorowej. Pamięci o wydarzeniach sprzed aż 70 lat. Bohater pańskiej książki, trzydziestokilkuletni Philipp, robi wszystko, aby uwolnić się od przeszłości, która była udziałem jego rodziców i dziadków. Wyrzucając rodzinne pamiątki, próbuje dokonać oczyszczenia, oderwać się od wydarzeń, które nie były jego udziałem, ale które w pewien sposób obciążają go… Czyżby w Austrii nikt nie rozmawiał już o wojnie?

Arno Geiger: Bardzo mnie zawsze dziwiło, że moja książka jest odbierana jako przede wszystkim austriacka, jako mówiąca o jakimś wycinku austriackiej rzeczywistości. Bohaterowie tej książki są przedstawicielami tylko jakiejś części społeczeństwa. Ta saga rodzinna nie jest w stanie oddać tego, co się działo w Austrii z przeszłością. Bo to bardzo problem bardzo indywidualny.

Pisze pan o pozbywaniu się rodzinnych pamiątek i zarazem mówi, że nie jest to książka o pamięci. Uważa pan, że nie istnieje coś takiego jak austriacka pamięć zbiorowa?

Odpowiedź na to pytanie jest dla mnie trudna. Jako pisarz jestem raczej przywiązany do jednostek, ponieważ to je właśnie opisuję. Sposób, w jaki podchodzimy do przeszłości, jest sprawą bardzo indywidualną. Są tacy, którzy w ogóle nie potrafią o niej rozmawiać, i tacy, którzy robią to świetnie. A dla wielu jest to zeszłoroczny śnieg – coś, co należy zostawić, o czym nie ma sensu już rozmawiać. Tak jak wszędzie, tak i tu są frakcje. Mnie mówienie o przeszłości przychodzi łatwo, bo to temat bardzo pasjonujący i zarazem bardzo złożony.

Dobrze, ale nie można przecież zapominać, że Austria po wojnie nie przeszła procesu oczyszczenia, takiego jak Niemcy. A skoro emocje nie znalazły ujścia w sferze publicznej, trzeba było poradzić sobie z nimi inaczej. Czy aby Austriacy nie wybrali w tym wypadku najłatwiejszego rozwiązania?

Tak, Austria to przespała. Od początku nie radziła sobie z problemem. Austriacy zaczęli rozmawiać o wydarzeniach z czasów wojny bardzo późno. Okres przemilczenia i wypierania był w ich wypadku bardzo długi. Doszło nawet do powstania pewnych stanów chorobowych, których nie można się już pozbyć. Mam na myśli neurozy, do których doprowadziło ukrywanie przeszłości. Lawirowanie, przemilczanie jest problemem dotyczącym historii. Ale z drugiej strony jest to też pewna strategia, którą można zastosować szerzej. I na pewno jest to część austriackiej mentalności. Strategia ta odniosła pewien sukces w życiu codziennym, nadal jest stosowana w relacjach rodzinnych. Ludzie po prostu zobaczyli, że to działa i nauczyli się, że można o czymś nie mówić.

Milczenia nauczyły się dzieci tych, którzy brali udział w wydarzeniach z lat 30. i 40. A pokolenie wnuków? Zazwyczaj to ono właśnie powraca do przeszłości, zadaje niewygodne pytania. Tymczasem pański bohater o nic nie pyta, niczego nie chce wiedzieć…

Wydaje mi się, że nie da się nadrobić kilkudziesięciu lat milczenia. Moje pokolenie nie jest w stanie zrobić niczego dla ludzi, którzy już nie żyją i którzy sami nie zmierzyli się ze własną przeszłością. Dla mnie i moich rówieśników to tylko historia. Pod tym względem Philipp oczywiście nie jest typowym przedstawicielem swojego pokolenia, które docieka, jak było naprawdę, rozlicza się z przeszłością swoich dziadków. I które mówi o tamtych czasach w bardzo otwarty sposób. Sęk w tym, że wszystko to są rozliczenia historyczne. I nie dotyczą one najbardziej obciążonej sfery, czyli sfery emocji.

Który z bohaterów pańskiej książki ma właściwy stosunek do przeszłości? Może Johanna, przyjaciółka Philippa? To w końcu jedyna osoba, która próbuje przypomnieć Philippowi o jego dziedzictwie, uświadomić, że pozbywanie się lekką ręką rodzinnych pamiątek jest błędem.

Johanna uważa, że odwracanie się plecami do własnej rodziny jest wykluczaniem się ze społeczeństwa. To osoba świadoma przeszłości i tradycji, a przez to bardziej do nich przywiązana. Jest typem macho i przypomina Richarda, dziadka Philippa. Natomiast Philipp łagodnym, melancholijnym usposobieniem bardziej odpowiada Almie, swojej babci. Role płciowe są tu zamienione, zachwiane jak nasze społeczeństwo. Tak naprawdę chciałem napisać książkę o zamianie ról płciowych i to był mój cel. Pokazałem związek Richarda i Almy jako związek starego typu; potem nie wiadomo co, czyli małżeństwo Ingrid i Petera, czyli rodziców Philippa; a w końcu absolutne odwrócenie ról w relacji Philippa i Johanny.

Wciąż ucieka pan od problemu pamięci. Po co w takim razie wprowadził pan wątek amnezji, jaka na starość dotyka Richarda? Czy to metafora?

Mój ojciec od dziesięciu lat cierpi na chorobę Alzheimera i dla mnie nie jest to żadna metafora. Natomiast w szerszym kontekście można zestawić zapominanie z własnej woli z zapominaniem wymuszonym przez chorobę. Powieści rodzinne są zazwyczaj powieściami wspomnieniowymi, a ta jest o zapominaniu. To powieść antyrodzinna: tu nikt nie idzie na strych, aby czytać stare listy, tylko po to, aby je wyrzucić. To książka przede wszystkim o życiu, o codzienności. I to jest jej mocną stroną.

Chciałabym jeszcze wrócić do Philippa. Czy to, co robi, porządkując dom, jest rodzajem prowokacji? Czy też może wyrzucając pamiątki rodzinne, celowo dokonuje samowykluczenia ze wspólnoty?

To, co robi Philipp, jest wbrew czwartemu przykazaniu. Bohater ten często określany jest jako postać pasywna. Jednak to, co robi, jest pewnym rodzajem aktywności. Żeby się wszystkiego wyprzeć, pozbyć potrzeba siły. W pierwszym rozdziale książki Philipp pyta, dlaczego miałby się interesować tymi, którzy nie interesowali się nim. Nie rozprawia się z nimi, ale zarazem odmawia im prawa bytu. Philipp jest postacią ambiwalentną i naprawdę nie wiadomo do końca, co tak naprawdę myśli i czuje. Na pewno jest osobowością bardzo zranioną, człowiekiem pozostawionym samemu sobie, opuszczonym przez rodzinę. Tym, czego szuka, jest miłość. Nie dostaje jej od swojej przyjaciółki Johanny, nie dostaje jej od listonoszki, z którą czasem sypia. Próbuje zaprzyjaźnić się z ukraińskimi robotnikami remontujących dom, który odziedziczył po babci. Nawiązać kontakt z sąsiadami. Ale wszystko na próżno.

Książka:

Arno Geiger, „U nas wszystko dobrze”, przeł. Karolina Niedenthal, MUZA SA, Warszawa 2009.

* Marta Budkowska, redaktor „Kultury Liberalnej”.
Współpraca: Katarzyna Kazimierowska.