Profesorowi P. Śpiewakowi w dniu urodzin dedykuję
Jerzy J. Kolarzowski
Kristeva, czyli mosty zamiast murów
Człowieczeństwo jest pojęciem pojemnym. Pojemność odbiera jednak istotność człowieczeństwu. Julia Kristeva w swojej książce przywraca rangę temu, co ludzkie, wskazując na dwa biegunowe fenomeny, przez które człowieczeństwo się wyraża – ciało i słowo. Pytania o wiarę mogą być różnorodne, tak jak różnorodna w formie jest ta książka, składająca się z esejów, rozmów i wykładów. Jak mocno wiara jest ugruntowana w życiu człowieka? Jak bardzo człowiek, pisarz, filozof, artysta, święty jej ulega i ją odczuwa? Byt ludzki, powiada Kristeva, praktykująca psychoanalityczka, to byt mówiący. Takie doświadczenie jest wpisane w naszą egzystencję, jest dla nas pierwotne, niedyskutowalne, bliższe indywidualnej prawdzie niż całej powszechnej wiedzy naukowej.
Julia Kristeva, bułgarska dysydentka, w roku 1966 opuściła ojczyznę i udała się do Francji, gdzie dołączyła do intelektualistów z Tel Quel (po polsku: Jakie Jest). Grupa, w której skład wchodzili m.in. Roland Barthes, Phillipe Sollers (założyciel grupy i małżonek J. Kristevej), Tzvetan Todorov, w latach 1960 – 1982 wydawała czasopismo pod tą samą nazwą i zyskała międzynarodową sławę. W roku 1982 uznano, iż spory teoretyczne, ale też ideologiczne, dotyczące stosunku do XX-wiecznych totalitaryzmów są tak znaczne, że grupa została rozwiązana przez Sollersa. Kontynuacją przedsięwzięcia, choć na mniejszą skalę, jest do dziś czasopismo „L’Infini”.
Zdaniem bułgarsko-francuskiej intelektualistki jednym z najistotniejszych nieredukowalnych i wyrażających człowieczeństwo fenomenów jest Słowo, a Słowo może stanowić klucz i sposób odczytania spuścizny Jana Pawła II. Dlatego też warto zająć się polską recepcją prac naukowych tej badaczki. Odbiór Kristevej w Polsce najeżony był trudnościami.
Najpierw „Problemy strukturowania tekstu” przełożyła pani W. Krzemień na potrzeby archiwum przekładów „Pamiętnika Literackiego” nr 4/1972. Jedenaście lat później prof. D. Ulicka w zbiorze „Bachtin” (wyd. PWN, Warszawa 1983) zamieściła tekst bułgarskiej intelektualistki pt. „Słowo, dialog i powieść”, (s. 394-418, przeł. W. Grajewski). Obydwa teksty pochodzą ze znanej pracy tej badaczki „Teorie d’esemble” (Seuil, Paryż 1968). Następnie grupa studentów i doktorantów warszawskiej polonistyki wydająca czasopismo „Ogród” umieściła na łamach numeru 2(6)1991 tekst „Martwy Chrystus Holbeina” (przekł. R. Lis), pochodzący z książki „Czarne słońce. Depresja i melancholia”. Polskie wydanie tej istotnej pracy Kristevej ukazało się w szacownej serii „Nowe Horyzonty” nakładem TA i WPN Universitas dopiero w roku 2007 (przekł. M.P. Markowski).
Tomasz Kitliński, który obronił u prof. Jadwigi Mizińskiej (UMCS) doktorat opublikowany pod tytułem „Obcy jest w nas. Kochać według Julii Kristevej” (wyd. Aureus, Kraków, 2001), w początkach lat 90. zaczął wydawać czasopismo „Rewia Kontr Sztuki”. W jednym z numerów znalazł się przetłumaczony przez niego tekst Kristevej. Po wydaniu trzech numerów na skutek decyzji fundatora – władz miasta Lublina – zaprzestano wydawania pisma. Piszącego tę recenzję spotkała reprymenda ze strony przedstawicielki papirologii za używanie uczelnianego kserografu do powielenia dla znajomych jednej stronicy tego unikatowego czasopisma.
Do niedawna u zbiegu ulic Krakowskiego Przedmieścia i Traugutta w Warszawie, czyli w salach budynku Instytutu Filozofii UW, na temat Kristevej można było podobno usłyszeć epitety mające stanowić anatemy: nie zna się na tym, o czym pisze, szarlatan nauki, zwariowana kobieta, która zawdzięcza karierę przyczynom pozaintelektualnym – antykomunizmowi i urodzie. W oskarżeniach tych celował jeden z profesorów zajmujący się semiotyką.
Dopiero w ostatnich trzech latach ukazało się kilka książek Julii Kristevej w języku polskim, w tym biografia Hannah Arendt jej autorstwa (przekł. J. Lewin, wyd. KR, Warszawa 2007) oraz „Potęga obrzydzenia. Esej o wstręcie” (przekł. M. Falski, wyd. UJ, Kraków 2007).
Profesor Marian Przełęcki (ur. 1923), uważany za nestora szkoły lwowsko-warszawskiej, w przełomowym roku 1989 opublikował piękny esej „Chrześcijaństwo niewierzących” (wyd. SW Czytelnik). Temat nie znalazł kontynuatorów, których publikacje książkowe mogłyby mieć podobną rangę i podążyć szlakiem zarysowanym przez intelektualistę wychowanego w Polsce międzywojennej. Dopiero książkę Kristevej, pisaną z oryginalnych pozycji post-freudystki, można uznać za kolejny kamień milowy zgłębianego tematu – potrzebie powierzania i zawierzenia człowieczego losu.
Wiadomo, że Karl R. Popper uznał zarówno marksizm, jak i psychoanalizę za teorie, w których element wiary jest tak znaczący, iż niepodobna je sfalsyfikować. A zatem, zdaniem tego super-pozytywisty, są pozanaukowe. Na przedstawiony zarzut obrońca danego konglomeratu przekonań wynajdzie jakikolwiek inny argument z arsenału terminologii podlegającej hipostazom, a więc na tyle pozalogicznej, że urągającej prawu wyłączonego środka. Wówczas dyskusja może ciągnąć się w nieskończoność. Skoro tak, to może właśnie na zasadzie mimesis, teorie, w których znalazł się spory ładunek przekonań nie do udowodnienia, winien mieć zastosowanie do tego, co mimo zapędów racjonalistów, marksistów, rzeczników psychoanalizy może zostać opisane. Przez opis przekonanie może zostać częściowo wytłumaczone, niewytłumione, ulotnie dotykając jądra religijności.
Przedstawiciele kościołów tłumaczą źródła wiary na różne sposoby. Kościelni uczeni już dawno umilkli i na spotkaniach ekumenicznych, a słowa zastępują gesty. Żniwo wojen religijnych i religijny integryzm spowodowały, że różnorodność stała się wstydem. Teologiczne uzasadnienie wiary nawet w literaturze konfesyjnej bywa redukowane do dogmatu i „traktowane” brzytwą Ockhama. Łaską nadprzyrodzoną tłumaczą wiarę w katolicyzmie i częściowo w prawosławiu. Silną wolą, pragnieniem wyjaśniają ją luteranie i racjonalistyczne odłamy protestantyzmu. Treningiem pobożności tłumaczy konieczność wiary islam. W ekskluzywistycznych grupach sufich i w buddyzmie uczucie zostaje wzmocnione doświadczeniem fizjologiczno-mistycznym (tańcami wirowymi, hiperwentylacją, ćwiczeniami fakirów, jogą, medytacją).
Julia Kristeva, jak przystało na humanistyczną uczoną, postanowiła poprzestać na minimalistycznym wymiarze dyskursu, operować wyłącznie Słowem, które pragnie zrozumienia, zjednoczenia, wyrażenia zarówno ekstazy, jak i bezsilności.
Równie znane jest interpretowanie wierzeń religijnych przez Zygmunta Freuda, który nazywał wierzenia iluzją, resentymentem po zamordowanym przywódcy, co doprowadziło do wykreowania pojęcia jedynego boga (Mojżesz i monoteizm). Z perspektywy XXI wieku, patrząc w przeszłość, na doświadczenie dwóch totalitaryzmów – nazizmu i komunizmu, na przemiany w obyczajach – równouprawnienie kobiet i rewolucję seksualną, wiemy, jak bardzo słabe jest ciało człowieka. Jak bardzo potrzebuje sanktuarium, co próbował wyrazić Karol Wojtyła w pracy „Osoba i czyn”, później: papież-sportowiec, papież-aktor, papież z chorobą i śmiercią na oczach świata.
Wiemy również, jak mało może słowo. Nieporadne, źle dobrane, opacznie rozumiane, a często prześladowane, cenzurowane, manipulowane i skazywane na nieobecność. Reagujące w swej bezsilności jedynie kontekstową ewolucją. Niczym roślina z nieprzepartą wolą bycia, która jednak musi zmienić część istotnego przejawu życia, żeby przetrwać w warunkach, do których nie była dostosowana.
Może ktoś zapytać, po co czytać książkę Kristevej „Ta niewiarygodna potrzeba wiary”. Zamiast tego wierzący podążą do świątyń. Niewierzący wzruszą ramionami i zaproponują (jeżeli będą odważni): porozmawiajmy o hedonizmie! Filozof religii skonstatuje: jest jeszcze tak zwany nurt pośredni, wywodzący się od Friedricha Daniela Ernsta Schleiermachera (1768 – 1834), niemieckiego teologa, pisarza, kaznodziei, filozofa i pedagoga, duchownego kościoła ewangelicko-reformowanego związanego ze śląskim pietyzmem i wspólnotą braci morawskich. Myśliciel ten jako pierwszy zaproponował sojusz teologii i religioznawstwa. Chciał wierzyć, że wyklinanie postawy gnostycznej oraz wyśmiewanie daru profetyzmu nie doprowadzą do zubożenia kondycji ludzkiej w stopniu tak znaczącym, iż będzie oznaczało gatunkowe samozniszczenie ludzkości. Julia Kristeva wpisuje się swoja książką w ten szczególny nurt pośredni. W każdym zdaniu jej pracy brzmi najwyższej wody intelektualizm francuskich strukturalistów drugiej połowy XX wieku i witalizm bułgarskiej kobiety, wyrażającej się poprzez różnorodne syntezy. Jest to synteza witalizmu i dojrzałości, synteza uśmiechu zwróconego do tego, co nadprzyrodzone, i ustępstwa wobec zwątpienia; synteza cielesności, która znała płomień fizyczny i nadprzyrodzony, po to by móc się usunąć i pozwolić tym dobitniej mówić ustom przeoranym zmarszczkami.
Kristeva w cytatach brzmi prowokacyjnie płytko. Jest tak dlatego, że narracja postfreudowska przemawia siłą całych akapitów. Dialektyka płci, synteza hermafrodyty schowana we wnętrzu każdego indywidualnego ego a ujawniana w szeroko rozumianej kulturze na biegunowych wyżynach i w szeroko rozlanych płyciznach tego, co popularne, dopiero wypracowuje środki werbalnego wyrazu. Stąd też z pozostającej w cieniu greckiej kultury Bułgarii przenieśmy się w rejony podlegające wyłącznie wpływom łacińskim – na północ do kraju Daków, do Rumunii.
Nadchodzi czas, w którym, jak wieszczył rumuński filozof Constantin Noica, filozofii pozostanie zajmować się głównie granicami. Wyznaczaniem tego, co po jednej i drugiej stronie powinno się znajdować. Wyjaśnianiem sporów, dekonstrukcją racji stron przeciwnych.
Będzie także zajmowała się ważeniem agonów – przeciwieństw, poszukiwaniem jednostek wagi i nominału dla większych bądź mniejszych kontrowersji od czasów babilońskiego mane, tekel, fares.
Naukę Noici we wspomnieniowo-eseistycznej książce streszcza jego uczeń Gabriel Liceanu, wyróżniony za swoją twórczość eseistyczną niemiecką nagrodą Herdera, minister kultury w postkomunistycznej Rumunii:
„Idea musi być myślą poddaną refleksji, inaczej zostanie zwykłym spostrzeżeniem. Więc żebyś zaczął ją modulować, rzucam ci prowokację w postaci listy składającej się z dwóch kolumn: w pierwszej umieściłem przykłady granicy, w drugiej — ograniczenia (…). To ci uświadomi, jak wielka jest różnica między twoją teratologią a moim ograniczeniem. Po pierwsze, twoja granica operuje wyłącznie na płaszczyźnie ducha subiektywnego, związana jest z wolą, a więc uczestniczy w porządku dynamicznym; moje ograniczenie wiąże się z duchem obiektywnym i jest poniekąd leniwe, nie mówiąc już o tym, że ma charakter ontologiczny, toteż odnajduję je wszędzie, od świata nieorganicznego do człowieka. Następna różnica, granica jest stała bądź ruchoma, ale przekraczalna, natomiast ograniczenia się nie przekracza: gdy coś się powiększa, niesie z sobą ograniczenie. W ostatecznym rachunku granicę można zostawić za sobą, ograniczenie towarzyszy ci zawsze, nawet w nieograniczeniu. Dam ci kilka przykładów: koło to granica, horyzont – ograniczenie; religia (religo) to granica, wierzenie – ograniczenie; drugi człowiek (l’enfer c’est l’autre) – granica, inny – ograniczenie; kasta – granica, klasa – ograniczenie; rzeczownik – granica, rzeczownik odsłowny – ograniczenie; stan – granica, sytuacja – ograniczenie; prawda jako ścisłość – granica, prawda ścisła – ograniczenie; »być w« – granica, »być w i ku« – ograniczenie; mieszkanie – granica, dom – ograniczenie; donżuanizm – granica, prawdziwa miłość do człowieka – ograniczenie. I tak dalej” ( G. Liceanu, „Dziennik z Paltinisu. Pajdeja jako model w kulturze humanistycznej”, przeł. z rumuńskiego I. Kania, Sejny, 2001, s. 125-126).
Książka:
Julia Kristeva, Ta niewiarygodna potrzeba wiary, przekład A. Turczyn, Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych Universitas, Kraków 2010.
* Jerzy J. Kolarzowski, doktor nauk prawnych.
„Kultura Liberalna” nr 67 (17/2010) z 20 kwietnia 2010 r.