August Lecker
Bukaresztańskie uroki, czyli o ciągłości kulturowej
Skusił mnie piec. Dekoracyjne, brązowe, secesyjne kafle zwieńczone malowanym gzymsem. W upalny dzień kelner oparł się o niego niedbale i głęboko zasnął. Zanim go obudziłem, pomyślałem ze smutkiem, że przy Bukareszcie warszawskie restauracje to szara naga jama. Pieców jak na lekarstwo.
Nie byłem w nastroju na eksperymenty, więc z krótkiego menu szybko wybrałem danie proste i pewne – karkówkę z grilla. I tu czekała mnie miła niespodzianka. Mięso nie zostało bowiem przyrządzone na wszechobecnej u nas patelni grillowej, która daje węgliste prążki zamiast aromatu. Tłusta świnina upiekła się na węglu drzewnym dobrego gatunku – wonny dym znakomicie zastąpił przyprawy.
Leniwy pan kelner, podawszy do mięsa lemoniadę i kiszone pomidory, ponownie zasiadł przy piecu.
– Szaranagajama – mruknąłem mimowolnie.
– Magyar? – zapytał.
– Nie, Polak.
Odpowiedzi chyba już nie usłyszał. Zasnął, tak jak wcześniej, oparty o piec kaflowy.
* August Lecker, globtroter, kolekcjoner smaków, zapachów i myśli. Lubi Warszawę. Dumny posiadacz abonamentowego biletu warszawskiego ZOO.
„Kultura Liberalna” nr 76 (26/2010) z 22 czerwca 2010 r.