0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > BUCHOLC: Picie zawodowe....

BUCHOLC: Picie zawodowe. „Boso, ale na rowerze”

Marta Bucholc

Picie zawodowe. „Boso, ale na rowerze”

Wymowa „Boso, ale na rowerze” jest, jeśli się dobrze zastanowić, mocno dwuznaczna.

Jeśli wychowałeś się w tzw. rodzinie z alkoholem w tle, na pewno będziesz miał trudności z nawiązywaniem relacji z kobietami – ale tylko na początku (potem znajdziesz miłość swojego życia, a nawet zdołasz być niezłym wujkiem dla dziecka, które zrobiłeś żywiołowo znienawidzonej przypadkowej dziewczynie). Może będziesz miał ciężkie dzieciństwo, ale za to życie w szkole z internatem okaże się idyllą, która da ci energię na długie lata. Może będziesz definiował relacje rodzinne w patologicznych kategoriach, ale doświadczysz dzięki nim mnóstwo radości. W końcu swoje traumatyczne dziecięce doświadczenia przekujesz w uderzająco oryginalną prozę, która da ci możliwość katarktycznej autoekspresji oraz dostatnie, godne życie i społeczne uznanie.

„Boso, ale na rowerze” to opowieść złożona głównie z obszernych retrospekcji ukazujących życie małego Gunthera Strobbe (fenomenalny Kenneth Vanbaeden) pod jednym dachem z ojcem Marcelem (Koen De Graeve), trzema stryjami (w różnym, jak można wnosić, stopniu uzależnionymi od alkoholu) oraz babcią (współuzależnioną wdową po alkoholiku, w tej roli świetna Gilda De Bal). Wszystko dzieje się w małym miasteczku, w którym picie piwa (mocniejsze alkohole pojawiają się sporadycznie) jest stylem życia całej społeczności. Na retrospekcje nakładają się sceny z życia dorosłego Gunthera (Valentijn Dhaenens), w którym z początku wszystko idzie tak, jak należałoby się spodziewać – czyli fatalnie. Potem jednak (dlatego, że Gunther, wedle obserwacji swego ojca, „jest Strobbem, ale innym”) wszystko obraca się na dobre i dobrze kończy.

W filmie przedstawiono obrazowo kilka elementów standardowego wyposażenia socjalizacyjnego dziecka alkoholika: upokorzenie, wyczekiwanie, zawód, wstyd, fałsz, robienie dobrej miny, niepewność, samotność, rozdęte poczucie odpowiedzialności, iluzje i zaprzeczenia. Nie na tym jednak polega siła „Boso, ale na rowerze”. Siłą jest to, że całą historię pomyślano tak, by wydobyć z niej maksymalnie wiele komizmu.

Kiedy sala kinowa pełna ludzi, którzy (wierzę w to niezłomnie) za nic w świecie nie zapaliliby papierosa przy niemowlęciu, wybucha gromkim śmiechem, gdy maleńki Gunther, przywieziony przez pijanego ojca rowerem w torbie na listy do ojczystego baru wypada na zalany piwem i zasłany petami blat, orientujemy się, że niecałe dwie godziny wystarczą, by z tragedii zrobić folklor. Nieskutecznie przełamana puentą w stylu braci Cohen przerażająca scena bicia rekordu świata w piciu piwa (w którym ojciec Gunthera, mimo świetnych warunków, odmówił udziału, bo „pił towarzysko, nie zawodowo”) odbierana jest w sumie jako zabawna scenka rodzajowa. Jedyne, na co publika na sali zareagowała pewnym zastanowieniem, to widok kota pożywiającego się wymiotami śpiącego w nich Marcela. Co potwierdza słuszność tezy Mary Douglas: rzygowiny były nie na swoim miejscu, ale piwo owszem.

Nic dziwnego, że Felix Van Groeningen nie darował sobie dowcipu z widza, czyniąc Gunthera pod koniec filmu jedynym źródłem bezcennego dla uniwersyteckich badaczy materiału etnograficznego w postaci tekstów pijackich piosenek, przy których traciły neurony i niewinność pokolenia zamroczonych dzieci. Ta scena pokazuje doskonale, że „kultura picia”, w której wyrastają Guntherowie w całej Europie (jak się wydaje, wszędzie taka sama, ja przynajmniej nie dopatrzyłam się żadnych uroczych regionalnych odmienności) faktycznie staje się źródłem tożsamości. Rzecz w tym, że treści tej tożsamości ni diabła nie da się niestety odtworzyć, tak się bowiem składa, że kultura picia tworzona, przekazywana i reprodukowana jest w stanie deficytu świadomości.

„Boso, ale na rowerze” to film ogromnie ponury, choć – już bez mędrkowania – doceniam efekty komiczne w rodzaju doskonałej rozmowy braci Strobbe z pracownicą socjalną Nele Fockedey („A fuck a day keeps the doctor away” – dowcipkuje a vista mocno wstawiony wujek, skądinąd zdaje się, strukturalnie bezrobotny, dowodząc tym samym, że metodyka nauczania angielskiego w krajach Beneluxu stoi jednakowoż na bardzo wysokim poziomie). Przez śmiech, śpiew, dowcip (czasem naprawdę niezły), huczne imprezy do rana i gry towarzyskie (np. Tour de France z kilometrażem przeliczonym na jednostki czystego alkoholu), wkrada się w dusze wszystkich bohaterów coś, co spłaszczy, wyciągnie w nieskończoność i wyługuje do białości ich trzeźwe życie, zmieniając je w sterylny szpitalny korytarz wiodący od knajpy do knajpy, w nieskończoność. Między knajpami nie ma nic.

Najstraszniejsze jest właśnie to: między knajpami, między kuflami nie ma nic. Przekonujemy się do tego tak skutecznie, że happy end (choć ze wszech miar sprawiedliwy, należało się w końcu małemu od społeczeństwa trochę afirmacji za całą tę nieodczutą gehennę) wydaje się naciągany, nieprawdziwy i jakoś mało pocieszający. Za każdym razem, kiedy na ekranie pokazywał się dorosły Gunther z piwkiem, przenikał mnie zimny dreszcz. Jakbym czekała, kiedy się chłopak połapie, że tak naprawdę dla niego też istnieją tylko knajpy.

Film:

„Boso, ale na rowerze”
Reż. Felix Van Groeningen
Belgia/Holandia 2009 (premiera polska 2010)
Dystr. Against Gravity

* Marta Bucholc, doktor socjologii, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 81 (31/2010) z 27 lipca 2010 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 81

(30/2010)
27 lipca 2010

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj