August Lecker
Dziennikarski cocktail
Prawdziwa konferencja prasowa nie może obejść się bez zwyczajowego poczęstunku, który dumnie wieńczy spotkanie z mediami. Lecker od lat fascynuje się tym, jak ludzie, którzy z racji wykonywanego zawodu roszczą sobie prawo do kształtowania opinii publicznej, mają mało rozbudzony zmysł krytyczny w dziedzinie kulinariów. Czy też mówiąc wprost – jak to się dzieje, że pożrą wszystko.
Dawniej na konferencjach urządzanych w sieciowych hotelach zdarzały się poczęstunki ciepłe, a na nich dania nawet smaczne. Tyle że sprawę zazwyczaj zaprzepaszczała zachłanność, nakazująca spróbować wszystkiego. W ten sposób ogonek łososia na jednym talerzyku popadał w kazirodczy melanż z bigosem i szczyptą drobiowego gulaszu. Jak kto miał pecha, musiał jeść na stojąco z talerzykiem w dłoni, nie było więc szans na rozdział smaków, widelec brał jak leci, nóż zaś czekał w kieszeni.
Od kiedy kryzys wprowadził modę na poczęstunki oszczędne, życie stało się łatwiejsze, bo mniej jest do mieszania – na półmiskach kruche ciastka w czekoladopodobnej polewie, chore na suchoty markizy i słone paluszki (bywa, że kminkowe). Od wielkiego dzwonu podadzą pączki lub prawdziwe kanapki z sałatą, majonezem, wiórkiem papryki i strzępuszkiem wędliny.
Nie ma powodu specjalnie rozwodzić się nad tym, co i jak publicznie jadają media (nie tylko publiczne). Warto jednak choć raz w życiu popatrzeć na dziennikarzy i krytyków posilających się po konferencji. Do kształtowanych przez nich opinii człowiek niechybnie nabierze dystansu. A ten jest zdrowy, jak wiadomo.
* August Lecker, globtroter, kolekcjoner smaków, zapachów i myśli. Lubi Warszawę. Dumny posiadacz abonamentowego biletu warszawskiego ZOO.
„Kultura Liberalna” nr 113 (10/2011) z 8 marca 2011 r.