Agnieszka Wądołowska
„Stara Ochota” pełna dziwów
Kiedyś była tu kotłownia, potem zakład fotograficzny, który zamienił się we fryzjerski, a ten z kolei – w zakład poligraficzny. Dziś w tym miejscu można się napić etiopskiej kawy, zjeść naleśniki z konfiturami i śmietaną albo pierogi z serem i brzoskwiniami, a na koniec kupić stare pianino – lub ewentualnie krzesło, na którym się siedziało. Po zejściu schodkami na zbiegu ulic Glogera i Mochnackiego człowiek cofa się w czasie. Na malusieńkiej powierzchni Galeria & Cafe „Stara Ochota”, między kredensami z porcelaną, stosami płyt winylowych, nut i książek zmieściły się akurat cztery niewielkie stoliczki z ręcznie dzierganymi serwetami. Wszędzie lampki, secesyjnie powyginane nogi, miękkie obicia. Pod sufitem pośród rzeźbionych żyrandoli unoszą się modele samolotów i żaglowców. Tu zestaw ręcznie malowanych talerzy ze scenkami rodzajowymi jak z „Pana Tadeusza”, tu maszyna do pisania, tu fajka wodna, tu młynek do kawy. Na ścianach obrazy, obrazki, karykatury – wszelkiego kalibru i jakości. Bażant z jednej strony, landszafcik z drugiej. W różne miejsca powtykane karty i gry planszowe. W tle sączą się dźwięki starego jazzu, a czasem utwory starej kapeli z Chmielnej czy inne warszawskie przeboje. Można by stwierdzić, że to zwykła rupieciarnia zatrzymana w czasie. Albo jaskinia skarbów. Zależy, co kto lubi.
W tym całym rozgardiaszu i natłoku rzeczy można napić się efektownie nazwanych i smacznych herbat: Hawajskich Romansów (m.in. z kawałkami malin i liśćmi jeżyn), Królewny Śnieżki (pełnej wszelkich możliwych kwiatków polnych) czy Carmen (z plasterkami pomarańczy i ostu). Dla wyznających zasadę, że herbata powinna nie tylko mieć smak i aromat, ale też odpowiednio wyglądać, w karcie znalazła się Chińska Srebrna Truskawka – herbata, której liście są zwijane w taki sposób, by w czasie parzenia rozwinęły się w formę kwiatu. Są tu też różne gorące czekolady przygotowywane domową metodą, a także tosty (z brie i borówkami czy kozim serem i miodem) i sałaki. Wszystko może nieszczególnie tanie, ale i nie rujnujące – za to bardzo domowe. Jest to bowiem rodzinna kawiarnia. Teoretycznie otwiera się o 12, ale bezpieczniej tam być później, zamyka się koło 21. Właściciel obiecuje, że już niedługo będzie tu też wino, i że wtedy godziny otwarcia się trochę rozciągną, a menu jeszcze wzbogaci.
Kawiarnio-galeria mimo niewielkiej powierzchni wspiera też miejscowe inicjatywy sąsiedzkie i włącza się w lokalne działania. Choć ciężko to sobie wyobrazić, odbywają się tu przedstawienia teatralne, m.in. w ramach działań Teatru Ochoty, wieczorki poetyckie, spotkania z autorami czy warsztaty rękodzieła. A czasem po prostu schodzą się tu sąsiedzi i rżną w karty. Najczęstsi bywalcy to studenci i ludzie starsi. Może tylko oni mają czas, żeby się na chwilę zatrzymać i zanurkować w tę nierealną przestrzeń. Mieszkać by się w takim składziku dziwów nie dało, ale jest to miejsce idealne na kawę i domowe ciacho, a także chwilę odpoczynku od nowoczesności, funkcjonalnie zaplanowanych rozwiązań czy lśniących pustych przestrzeni – chwilę dla zatracenia się w klimacie zapętlonego czasu jak z „Sanatorium pod klepsydrą”.
Galeria & Cafe „Stara Ochota”, ul. Glogera 6.
http://www.stara-ochota.pl/
* Agnieszka Wądołowska, absolwentka filologii angielskiej UW.
„Kultura Liberalna” nr 117 (14/2011) z 5 kwietnia 2011 r.