August Lecker

Co z ananasem

Upału nie było. Markotny Lecker schował świeżo wyprasowany plażowy strój na dnie szuflady. Zadumał się nad światem, globalnym ociepleniem i postępem prac przy budowie Stadionu Narodowego. Ów rzuca coraz dłuższy cień na nadwiślańską plażę, na której rodacy rozpoczęli już bezkrytyczny marsz w stronę negliżu.

***

Gdy zbliża się letni czas pogody plażowej, Polakowi nie przystoi łasić się na słodkości ciężkie i tuszę potęgujące. Dlatego też Polak decyduje się dopełnić kulinarny rytuał owocem, jakkolwiek egzotycznym. Fakt, że ten jest gotów do konsumpcji, w żadnej mierze oczywisty nie jest. Nabyty przed dniami siedmioma w hali zakupowej był ledwie mglistą – dokładniej zaś twardą, zieloną i bezwonną – zapowiedzią smakowej rozkoszy. Szczęśliwym trafem jednak niefrasobliwie porzucony na parapecie jednego ze wschodnich okien apartamentu nabrał ów owoc barwy szlachetnej, libijskiej róży pustyni bliskiej, wonią się nasycił i miękkość stosowną zyskał. I zachwycił, ananas ów, spragnionego deseru Polaka.

Instrukcja

Owoc położyć na drewnianej desce. Nóż cienki (0,023 cm) po stalce kilkakrotnie przeciągnąć, aż dźwięk szpiczasty oznajmi, że ostrość klingi właściwa. Nożem pióropusz zielony uciąć, następnie podstawę usunąć. Owoc na pół przekroić. I raz jeszcze na pół. Ćwiartkę zaś tak podzielić, by małym widelczykiem można było z niej wprost do ust wonne trójkąciki przenosić. Ważne, by nie zapomnieć usunąć włóknistego rdzenia ze środka, ten bowiem może goszczącą na przyjęciu niewiastę wielce zaambarasować, gdy połykać nie ma ona ochoty, a wypluwać w gościach przecież nie wypada.

Gotowego ananasa podawać na porcelanie.

* August Lecker, globtroter, kolekcjoner smaków, zapachów i myśli. Lubi Warszawę. Dumny posiadacz abonamentowego biletu warszawskiego ZOO.

 

„Kultura Liberalna” nr 122 (19/2011) z 10 maja 2011 r.