Natalia Zalewska
Wyznaniowe sprawy
Któregoś leniwego popołudnia na uniwersytecie podszedł do mnie człowiek i wręczył mi niewielką, plastikową miseczkę wypełnioną dziwną, kleistą substancją przetykaną orzechami, owocami granatu, figami, morelami, mandarynkami i Bóg jeden wie czym jeszcze. Spojrzałam na niego nieufnie, ale uśmiechnął się tylko, nie próbując mnie do niczego namawiać ani nie wręczając mi dodatkowo naręcza ulotek czy też innych pism uświadamiających. Za nim, na szerokiej ławie, stała jeszcze chyba z setka takich miseczek. Zdziwiona odwróciłam się do znajomej, która w tej właśnie chwili do mnie podeszła, i odruchowo wyciągnęłam do niej rękę, w której trzymałam cenny dar:
– Chcesz?
– A co to?
– Nie mam pojęcia.
Wzięła, zerkając na zastawiony stół.
– Zresztą, nieważne. I nieważne, co to za religia, skoro częstują jedzeniem.
Zwłaszcza jeśli akurat jest się beneficjentem.
Słodkawa substancja z mnóstwem bakalii okazała się całkiem smaczna. Jednak to, co zainteresowało mnie najbardziej, więcej ma wspólnego ze sposobem jej serwowania niż ze smakiem czy nawet przepisem, który winien – wedle różnych źródeł – zawierać od MINIMUM 14 do MINIMUM 40 składników! Krótko mówiąc – wszystko to, co zostało Noemu na arce. Otóż Aşure przyrządza się w ilości oszałamiającej, po czym, zamiast zaszywać się na tydzień w domu i pożywiać, rozkłada się po talerzykach i roznosi. Sąsiadom, przyjaciołom, rodzinie. Idea jest wspaniała – każdy smakosz bowiem zdaje sobie sprawę z faktu, że jedzenie bywa również czynnością społeczną. Najlepsza czekolada o trzeciej nad ranem spożyta w całkowitej samotności nie da takiej satysfakcji i radości, ile pieczone o tej samej porze – lecz wspólnie z innymi ludźmi – najprymitywniejsze czekoladowe ciasteczka.
Warto też wspomnieć, że zgodnie z turecką tradycją talerzy, na których trafił do nas podarunek, nie należy oddawać pustych… Tym sposobem przystojny sąsiad / piękna sąsiadka nie będą mieli szans, aby wywinąć się od nowej znajomości. Jeśli – oczywiście – choć odrobinę wyznają się na turecczyźnie.
* Natalia Zalewska, wietrzna studentka, couchsurferka.
„Kultura Liberalna” nr 133 (30/2011) z 26 lipca 2011 r.