Helena Anna Jędrzejczak

Marcepan i (nie)podległość

Ryby. Gulasz z renifera. Żurawina. To moje pierwsze skojarzenia z kuchnią krajów skandynawskich. Przynajmniej te pozytywne – nie będę przecież marudzić, że pieczywo niedobre, a warzywa głównie hiszpańskie. Coś na deser? Może miód? Nic innego nie przychodziło mi do głowy, więc jadąc do Estonii, pocieszałam się wszechdostępnością Kitkatów i Rittersportów, wierząc w ich obecność także w tym „postkomunistycznym kraju skandynawskim”, jak nazywają go mieszkańcy z premierem na czele i z czym trudno się nie zgodzić.

Tallinn to nie tylko stolica kraju postkomunistycznego. I nie tylko jedno z miast Skandynawii. Estoński był tylko w Dwudziestoleciu i od 1991 roku. Wcześniej przechodził z rąk do rąk – i poza wcieleniem do ZSRR mieszkańcy widzą głównie zalety takiej „podległej” historii. Dania? Dała nazwę (Tallinn znaczy „Duńskie miasto”) i część murów obronnych. Kawalerowie Mieczowi? Rozbudowali zamek i baszty obronne. Szwecja? System 46 baszt obronnych, łączących je murów i tuneli. Rosja (carska oczywiście)? Park i pałac Kardiorg, do dziś będący chlubą Tallinna. Wreszcie Duńczycy dali (a inni nie odebrali) Tallinnowi jeszcze jedno – przynależność do Hanzy. I chyba za to Estończycy najbardziej ich kochają. Korzyści polityczno-gospodarcze płynące z członkostwa w Związku znamy z lekcji historii. O innych łatwo zapomnieć – bo czymże jest deser w porównaniu ze współdecydowaniem o kształcie Europy?

Hanza pozostała jednak głównie we wdzięcznej pamięci (i na rejestracjach hamburskich czy greifswaldzkich samochodów), a wpływ Lubeki można wyczuć w każdej tallińskiej cukierni, w każdym sklepie ze słodyczami, a nawet – w muzeum-pracowni przy jednej ze staromiejskich uliczek. W Lubece Dom Buddenbrooków od Muzeum Marcepanu dzieli krótki spacer. W Tallinnie ci pierwsi nie są specjalnie istotnymi postaciami, ale marcepan to niemal dobro narodowe, a niektórzy nawet twierdzą, że to Estonia jest jego ojczyzną. I poważnie mówią o nim jako ważnej korzyści z członkostwa w Związku Hanzeatyckim.

Marcepan klasyczny, marcepan na wagę, marcepan w czekoladzie mlecznej i deserowej. Marcepan w kształcie serduszka, motylka, staromiejskiej zabudowy. Marcepanowe figurki, marcepanowe kulki, marcepanowe obrazki i marcepanowe ornamenty. Marcepan z rodzynkami i marcepan z Vana Tallinn. Do wyboru, do koloru, dla każdego coś miłego. A niejako przy okazji smak marcepana przynosi wspomnienie o czasach świetności, przynależności do zjednoczonej wokół Bałtyku Europy, a także – co w Polsce pewnie mniej zrozumiałe – rozwoju kraju mimo braku niepodległości. Czasy Estońskiej SRR to czasy bez marcepanu. Czasy prób wymazania historii i dumy z niej płynącej. Czasy odrzucania dziedzictwa kulturowego. Czasy słusznie minione.

„Bałtycki łańcuch” z 1989 zwiastował wolność, demokrację, rozwój, a także rzeczywistość znaną Estończykom tylko z Dwudziestolecia, czyli niepodległość. Na szczęście ufundowaną także na powrocie do tradycji i czerpaniu z niej tego, co najlepsze. W tym lubeckich marcepanów.

* Helena Anna Jędrzejczak, historyk idei, socjolożka, doktorantka w Katedrze Historii Idei i Antropologii Kulturowej ISNS UW.

„Kultura Liberalna” nr 134 (31/2011) z 2 sierpnia 2011 r.