August Lecker
Między kaczką a perliczką
Puszka hańbi! Po trzykroć tak. W tle stosowny na tę chwilę Jeremi Przybora w Wieczorze XIII i doniosłe:
„(…) deptanie trawników to hańba trzewików.
Bo trawnik zdeptany – jak cześć lub uczucie –
Jak krew pozostawi chlorofil na bucie”.
Inspirujące. Cóż, trawnik jesienny, trzewik obuty, a głodu trzewikiem nawet nie trącę – Lecker nie dał się ponieść emocjom mimo wszystko. A ona po prostu tkwiła pomiędzy zakurzoną rurą a słojem na małosolne.
W to piątkowe popołudnie zgłodniały August w zakamarku kuchennego blatu znalazł zupełnie zapomnianą francuską konserwę, zakupioną dawno na czarną godzinę. Ta właśnie nadeszła. Lekko zakurzona puszka została rozpruta szwajcarskim scyzorykiem (szwedzki otwieracz okazał się dla Augusta zbyt wolny). I w ten, dość chaotyczny jak na Leckera, sposób confit z kaczych udek trafiło na patelnię. Przed wieczornym kinem czasu było coraz mniej, powstało więc danie niezbyt wyrafinowane – do grzejących się na maśle ghee udek wystarczyło dodać dwie łyżki konfitury figowej z orzechami włoskimi i sezamem, podlać trochę wodą, dobrze popieprzyć i podać z ulubionym, najgrubszym jasnym bulgurem. Bez zieleniny.
Po naznaczonym niezdrowym pośpiechem piątkowym posiłku August postanowił, że sobotni poranek spędzi na zakupach nie tyle przemyślanych, co pełnych namysłu. Okazało się jednak, że przed delikatesową zamrażarką nad piątkowymi postanowieniami górę wziął żywioł aforystycznie opisany przez Oskara Wilde’a – można oprzeć się wszystkiemu z wyjątkiem pokusy. Do domu Lecker powrócił jako dumny posiadacz mrożonej perliczki. Ta została nafaszerowana suszonymi morelami, obłożona wędzoną suwalską słoniną, upieczona na wolnym ogniu i zjedzona. I już nic nigdy nie było takie samo.
* August Lecker, globtroter, kolekcjoner smaków, zapachów i myśli. Lubi Warszawę. Dumny posiadacz abonamentowego biletu warszawskiego ZOO.
„Kultura Liberalna” nr 152 (49/2011) z 6 grudnia 2011 r.