Polska i Ukraina w pułapce historii?
Ostatnich kilka dekad sprzyja dyskusjom na temat tożsamości narodowej oraz czynników ją budujących. W Europie Środkowo-Wschodniej mikrohistorie dowodzą, że sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana niż wydaje się zwolennikom czarno-białej wersji historii. Polacy, Ukraińcy, Żydzi ukształtowali się we wspólnym świecie, którego pozostałości nie była w stanie zniszczyć wojna i tworzony po jej zakończeniu mit państwa jednonarodowego.
Późniejsze czasy (również rok 1968) zmuszały mieszkańców naszego regionu do dokonywania wyborów i ciągłego określania samych siebie. Ihor Szewczenko, bohater książki stanowiącej punkt wyjścia do dyskusji – godził w sobie postawę patrioty i kosmopolity. Nie było dla niego problemem łączenie ukraińskiej tożsamości i swoiście pojętego polskiego patriotyzmu. Ostatnie wydarzenia pokazują jednak że akceptacja wielokulturowości nie jest jeszcze powszechnie dominującą (nawet wśród elit) postawą.
Czy w dalszym ciągu dominuje w naszym dyskursie dziewiętnastowieczna koncepcja „narodu”? Jak bardzo zmieniliśmy nasze myślenie o tym problemie w ciągu ostatnich dwudziestu lat?
Zapraszamy do lektury zapisu debaty wokół książki-wywiadu Łukasza Jasiny z Ihorem Szewczenką „Zakorzeniony kosmopolita”.
W dyskusji udział wzięli: Michał Łuczewski, Łukasz Adamski i Łukasz Pawłowski, a poprowadził ją Łukasz Jasina. Debata odbyła się w warszawskiej klubokawiarni Chłodna 25, zorganizowała ją „Kultura Liberalna”, a patronat medialny objęły: „Res Publica Nowa”, „Nowa Europa Wschodnia”, „Gazeta Wyborcza”, „Nasze Słowo”, „TVP Historia”.
Zapraszamy do lektury!
Łukasz Jasina: Zbliża się dwudziesta pierwsza rocznica odzyskania przez Ukrainę niepodległości, a co za tym idzie – również nowego otwarcia w relacjach polsko-ukraińskich. Poziom polskiej dyskusji o polsko-ukraińskiej historii jest bardzo nierówny, a dyskusja skupia się zazwyczaj na wielkich problemach politycznych. Tymczasem mówienie o relacjach polsko-ukraińskich za pośrednictwem „mikrohistorii”, choć pozwala spojrzeć na nie z nowej perspektywy, wciąż nie jest popularne. Warto tę lukę wypełnić.
Naszą dzisiejszą dyskusję inspiruje wydany niedawno wywiad-rzeka z Ihorem Szewczenką, „Zakorzeniony kosmopolita”. Ta rozmowa, którą prowadziłem z profesorem Szewczenką na przestrzeni wielu miesięcy, doprowadziła do zmiany mojej opinii na sprawy polsko-ukraińskie – choć tym tematem zajmowałem się dużo wcześniej i zajmuję się nim do dziś. W 2005 roku Szewczenko przyjechał do Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie, w którym wówczas pracowałem. Znał go chyba każdy historyk Europy Środkowo-Wschodniej, ale to, co o nim mówiono, pełne było sprzeczności. Wiedziałem, że był ukraińskim patriotą, ale skończył liceum im. Adama Mickiewicza, najlepsze w przedwojennej Warszawie. Wiedziałem również, że wykładał na Harvardzie – najlepszym uniwersytecie świata – i że był najwybitniejszym znawcą historii Bizancjum. Profesor i jego biografia okazała się materiałem na bardzo specyficzną opowieść. Był Ukraińcem, reprezentantem petlurowskiej wersji ukraińskiej idei narodowej – jego rodzice wywodzili się z Ukrainy naddnieprzańskiej. Jednak przez całe swoje życie Ihor Szewczenko udowadniał, że można być Ukraińcem i miłośnikiem Polski, a jednocześnie przedstawicielem świata, kosmopolitą. I właśnie w takim szerokim kontekście chciałbym porozmawiać o polsko-ukraińskich stosunkach, o polsko-ukraińskich pułapkach tożsamości i o Ukrainie w ogóle. Jako pierwszemu oddam głos dr. Michałowi Łuczewskiemu z Instytutu Socjologii UW – znawcy problematyki związanej z budowaniem tożsamości narodowej w naszej części Europy – z którym od wielu lat toczymy debaty na temat stosunków polsko-ukraińskich. Niegdyś – pełne entuzjazmu, dziś – smutniejsze.
Michał Łuczewski: Dziękuję bardzo za zaproszenie i za możliwość spotkania w takim gronie. Dziękuję tym bardziej, że tematyka relacji polsko-ukraińskich jest mi niezwykle bliska, a forma, w jakiej opowiada o niej książka Łukasza Jasiny, bardzo atrakcyjna. Rozmowę czyta się jednym tchem, jednak muszę przyznać, że po zamknięciu ostatniej strony pojawia sie poczucie, iż wiele rzeczy nie zostało tutaj wspomnianych lub nie zostało wypowiedzianych do końca. To jednak rzecz zrozumiała przy temacie tak rozległym jak stosunki polsko-ukraińskie. Mimo to Szewczenko porusza w tym wywiadzie wiele ciekawych problemów, między innymi problem połączenia tożsamości narodowej z tożsamością moralną. Wydaje mi się, że jego praca na rzecz pojednania polsko-ukraińskiego, praca na rzecz Polski i Ukrainy brała się stąd, że przynajmniej w stosunku do Ukrainy miał poczucie, że tożsamość ukraińska musi być inna niż „tożsamości zachodnie” – trzeba nad nią popracować, trzeba ją połączyć z tym, co nada jej moralność. Szewczenko stwierdza, że ludziom na Zachodzie „ukraińskość” kojarzy się tylko i wyłącznie z pogromami na Żydach. W związku z tym należy popracować nad przedefiniowaniem tego, czym ten naród jest, tak żeby odejść od skojarzenia z pogromami w stronę – i to jest dla mnie najciekawsze – nauki.
Nauka miała jego zdaniem pomóc odzyskać narodowi twarz i tym właśnie celem kierowali się Ihor Szewczenko i Omeljan Pristak, zakładając Harvard Ukrainian Research Institute. Zrobili to znacznie odważniej niż Polacy, którzy, jak słusznie dowodzi tego książka, nie potrafili przedefiniować swojej tożsamości narodowej poprzez odwołania do nauki, poprzez pokazanie tego, że można być intelektualistą i to do tego Polakiem, bez poczucia, że jest to oksymoron. I rzeczywiście, kiedy myśli się o wielkich profesorach, którzy się zajmowali tą częścią Europy, to częściej przychodzą nam do głowy nazwiska Ukraińców niż Polaków, choćby Roman Szporluk. Moim zdaniem jest on jednym z nielicznych ludzi, którzy potrafili nasze doświadczenie Europy przetłumaczyć na język zrozumiały dla ludzi Zachodu. Polacy natomiast wciąż mają z tym kłopot.
Łukasz Jasina: Pytanie do Łukasza Adamskiego zajmującego się sprawami polsko-ukraińskimi w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. Jak bardzo starania Szewczenki i jego współpracowników zostały docenione we współczesnej Ukrainie po 1991 roku i odzyskaniu niepodległości?
Łukasz Adamski: Niestety pomysły te zostały zaaplikowane w stopniu niewielkim – za chwilę powiem więcej na ten temat, ale na początku chciałbym wyrazić wdzięczność za zaproszenie mnie do tej dyskusji. To jedno z niewielu spotkań – a zajmuję się w PISM sprawami ukraińskimi w szerokim kontekście – kiedy mogę mówić o nauce, o tożsamości narodowej, o debatach intelektualnych, a nie o Partnerstwie Wschodnim albo o bieżącej polityce. To fakt bardzo znamienny – mówiący wiele o kondycji naszej refleksji o sprawach ukraińskich.
Wracam jednak do zadanego pytania. Opowieść Szewczenki to opowieść o losach człowieka, dla którego tożsamość ukraińska przez cały czas pozostała tożsamością najważniejszą, który był Ukraińcem z krwi i przekonania, chociaż urodził się i dorastał w polskim środowisku. Nie tylko z jego biografii wiemy, że relacje między Polakami a Ukraińcami, także między polskimi a ukraińskimi intelektualistami, często były bardzo skomplikowane. Faktem jest jednak, że te osoby z ukraińskich środowisk, ci ukraińscy intelektualiści, którzy dobrze znali kulturę polską, dla których kultura polska nie była obcą, ale tą, w której do pewnego stopnia wyrośli, mieli znacznie mniej radykalne albo wręcz pochlebne, pozytywne sądy o Polsce, o Polakach, o możliwości polsko-ukraińskiego współdziałania, niż osoby, które nie miały takiej styczności. Ihor Szewczenko był jednym z tych ukraińskich intelektualistów, dla których Polska była zawsze bardzo ważnym punktem odniesienia. Innym przykładem jest wspomniany już Roman Szporluk, który też wychował się w Polsce i którą opuścił w wieku prawie 30 lat, by wyjechać najpierw do Oksfordu, potem do Stanów Zjednoczonych i tam rozwijać karierę naukową. Kolejnym, chyba najbardziej znanym w Polsce Ukraińcem, symbolem polsko-ukraińskiego porozumienia, jest Bohdan Osadczuk. On także nie wychował się na Ukrainie, ale w kulturze polskiej, na Kielecczyźnie. Jest jeszcze jedna bardzo ciekawa postać, zupełnie w obecnej Polsce zapomniana – Pantelejmon Kulisz – ukraiński pisarz, poeta, historyk, żyjący w XIX wieku i wówczas postrzegany jako jedna z ikon ukraińskiego odrodzenia narodowego. Pochodził z kozackiego rodu. Tak naprawdę Polskę poznał w wieku czterdziestu lat, kiedy po upadku powstania styczniowego został urzędnikiem carskim w Warszawie i między innymi miał przygotować różne akty rusyfikacyjne dotyczące istniejącego w Królestwie systemu prawnego i administracyjnego. Kulisz po kilku latach służby, która była bardzo kontrowersyjna moralnie – radykalnie zmienił swoje poglądy na temat ukraińskiej historii, na temat roli Polaków w historii Ukrainy i Ukraińców.
Kulisz, Szewczenko, Szporluk – oni wszyscy prezentowali i prezentują wizję ukraińskiej historii i tożsamości narodowej, alternatywną wobec tej, która w tym momencie istnieje na Ukrainie. Niestety, w moim przekonaniu te idee Szewczenki, Szporluka, wcześniej Kulisza, znajdują na Ukrainie bardzo wąską grupę odbiorców – głownie w środowiskach intelektualnych w Kijowie, może częściowo we Lwowie i kilku innych miastach. Szeroka świadomość społeczna jest natomiast nadal zdominowana przez różnego rodzaju resentymenty wynikłe z sowieckiej albo nacjonalistycznej wizji historii. Głos Szewczenki i innych ukraińskich intelektualistów pracujących na zachodnich uniwersytetach pozostaje słabo słyszalny.
Łukasz Jasina: Rzeczywiście pojednanie polsko-ukraińskie coraz gorzej nam wychodzi i tak naprawdę od jakiegoś czasu nie ma na nie pomysłu. Oczywiście stosunki polsko-ukraińskie rozwijają się na zupełnie innych polach, ale jest to zastój w porównaniu choćby z problematyką pojednania polsko-niemieckiego czy (ostatnio) polsko-rosyjskiego. Co takiego dzieje się w naszych stosunkach ze wschodnimi sąsiadami, że pomimo wielu lat – pełnych prób pojednania, spotkań, oficjalnych konferencji, wymian młodzieżowych, działania takich ludzi jak Ihor Szewczenko, Jerzy Giedroyc, Jerzy Kłoczowski czy Bohdan Osadczuk, który przez dwadzieścia lat nic innego nie robi, tylko tłumaczył Polakom i Ukraińcom wagę tego problemu – ostatnio przezywamy w tej materii kryzys?
Łukasz Pawłowski: Ja również dziękuję za zaproszenie i od razu zaznaczę, że w przeciwieństwie do panów nie jestem specjalistą od Ukrainy, w związku z czym mam być może trochę inne spojrzenie na tę problematykę. Kiedy patrzę na stosunki Polski z jej sąsiadami, zawsze zastanawiam się nad relacją pomiędzy polityką międzynarodową prowadzoną na poziomie państwowym a sposobem myślenia pojedynczych obywateli. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że zachodzi pomiędzy nimi relacja przyczynowa i pytaniem pozostaje tylko to, w którą stronę działa ta przyczynowość: czy to nastroje obywateli kształtują politykę zagraniczną państwa, czy też jest odwrotnie – polityka zagraniczna, oficjalne gesty, spotkania kształtują to, jak obywatele patrzą na swoich sąsiadów? Analizując choćby ostatnie kilka lat historii Europy trudno przyznać, by obywatele wywierali poważny wpływ na politykę zagraniczną swoich krajów. Niepopularne decyzje – takie jak na przykład zaangażowanie w wojnę Iraku – były podejmowane mimo masowych protestów.
Czy zatem relacja zachodzi w drugą stronę? Czy polityka państwa kształtuje myślenie obywateli? W tym wypadku również trudno o pozytywną odpowiedź, a dobrym przykładem są stosunki polsko-rosyjskie. Można by zakładać, że polityka zagraniczna prowadzona przez kolejne polskie rządy będzie znajdować jakieś odzwierciedlenie w postawach obywateli – tymczasem nic takiego się nie dzieje. Sięgnąłem do danych CBOS-u, na temat opinii Polaków o innych narodach. W przypadku Rosji ta opinia poprawia się od roku 1993. Lata rządów PiS-u i bardzo zdecydowana polityka wobec Rosjan, którą nam wtedy proponowano, nie znalazła żadnego przełożenia na polski stosunek do tego narodu. Podobnie było w przypadku Niemiec. W obu wypadkach te postawy stają się coraz bardziej pozytywne. Na podstawie nawet tych dwóch prostych przykładów widać więc, że związek pomiędzy polityką zagraniczną a postawą obywateli nie sprowadza się do prostej relacji przyczynowej. Prawdę mówiąc są to dość niezależne rzeczy. Myślę, że warto o tym wspomnieć w kontekście tego, o czym już mówiliśmy w trakcie tej rozmowy, to znaczy w kontekście zjawiska zakorzenionego kosmopolityzmu, o którym piszą Łukasz Jasina i Ihor Szewczenko…
Łukasz Jasina: Odrębność dwóch sfer – a mianowicie polityki oficjalnej, prowadzonej na poziomie państwowym i poglądów zwykłych obywateli pokazuje, że o relacjach polsko-ukraińskich nie można mówić tylko z perspektywy oficjalnej polityki tych krajów. To znaczy, nawet jeżeli polska polityka zagraniczna będzie kosmopolityczna, ugodowa i koncyliacyjna, nie musi prowadzić do przewartościowania poglądów zwykłych obywateli. W związku z tym wniosek jest chyba prosty – odgórne sposoby budowania tego rodzaju postawy, o której tutaj mówimy i która była wynikiem pewnego specyficznego zbiegu okoliczności – czyli przedwojennej formacji multikulturowej – są już dzisiaj nie do powtórzenia. Nie do powtórzenia są takie życiorysy jak Szewczenki czy Osadczuka, więc trzeba te postawy budować w inny sposób.
Łukasz Pawłowski: Zgadzam się. Jak zatem budować te postawy? Jest taka znana książka „Banalny nacjonalizm” socjologa angielskiego Michaela Billiga. Autor stawia w niej tezę, że nacjonalizm buduje się nie tylko przez wielkie przemówienia, pochody, flagi, odgórną organizację polityki, ale także – a może przede wszystkim – w codziennych, zwykłych praktykach, artykułach prasowych, wierszykach, których uczy się dzieci, a nawet… prognozie pogody, gdzie nasz kraj zawsze jest w centrum mapki. Otóż moim zdaniem teza Billiga odnosi się nie tylko do nacjonalizmu, ale i kosmopolityzmu. Kosmopolityzm również możemy tworzyć w sposób banalny, to znaczy nie przez oficjalne wizyty, gesty na najwyższym szczeblu dyplomatycznym czy wielkie strategie, ale właśnie poprzez zmianę praktycznego, przyziemnego sposobu myślenia o sobie i innych narodach.
Łukasz Jasina: Swoje kolejne pytanie kieruję do Łukasza Adamskiego. Czy ostatnie dwadzieścia lat nie jest przypadkiem dowodem, że tak naprawdę tylko ta „banalna” strona polsko-ukraińskich stosunków zaczęła się nam w pewnym momencie udawać? Czy między nią a oficjalną sferą pojednania jest bardzo duży rozdźwięk – większy niż w przypadku innych pojednań Polski z sąsiadami?
Łukasz Adamski: Pojęcie pojednania jest mało precyzyjne. Ja na przykład nie mam potrzeby jednania się z moją żoną, która jest Ukrainką, a przynajmniej nie z powodu historii. Jednać możemy się z powodu rzeczy przyziemnych i wiem, że jest to częste doświadczenie, także w innych rodzinach. Natomiast nie wiem za bardzo, czym jest jednanie się między narodami. Widzę natomiast potrzebę dialogu – przedstawiania sobie jakiejś wzajemnej perspektywy historycznej – dialogu historyków, dialogu polityków, zmniejszenia poziomu napięć, które powstają na tle historycznym w stosunkach na przykład między Polską a Rosją, między Polską a Niemcami i Ukrainą. Natomiast samo pojęcie „pojednania” jest według mnie troszeczkę metafizyczne i nie wiem dokładnie, co należy pod nim rozumieć.
Wracając teraz do spraw ukraińskich, chciałbym podkreślić, że ostatnie dwadzieścia lat to niesamowity postęp w relacjach pomiędzy państwami i między naszymi krajami. Pomiędzy państwami została zbudowana cała sieć instytucji, a oprócz tego Polska ma bardzo dobry wizerunek na Ukrainie i jest mocno zaangażowana w promowanie demokracji, w promowanie czegoś, co w języku polityków nazywa się często „europejskim wyborem Ukrainy”.
Jeśli chodzi o wymiar międzyludzki, to proszę pamiętać, że okres PRL-u był czasem przymusowego odcięcia kontaktów polsko-ukraińskich. Problemem była nie tylko „żelazna kurtyna”, ale też antyukraińska propaganda w Polsce i wszelakie usprawiedliwianie akcji „Wisła”. Tak więc punkt, z którego zaczęliśmy, to był rok 1989 – kiedy miały miejsce pierwsze próby nawiązania kontaktów z ukraińskim społeczeństwem, dialogu między dysydentami, spotkania „Solidarności” i „Ruchu”, a także rozmowy pomiędzy władzami odzyskującej suwerenność Polski i wówczas jeszcze Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej, które podjął minister Skubiszewski. W 1990 roku (czyli jeszcze za czasów Związku Sowieckiego) podpisano deklarację polsko-ukraińską o podstawach wzajemnych stosunków. Potem otwarto granice. Zaczęliśmy jeździć do siebie. Chociaż od 2003 Ukraińcy muszą mieć do Polski wizę, kontaktów społecznych było bardzo dużo, stąd też mogę powiedzieć, że nie ma w stosunkach między Polską a Ukrainą jakichś zasadniczych punktów problemowych, z wyjątkiem rzeczy związanych z działalnością OUN-u, UPA, czy „rzezi wołyńskiej”.
To właśnie odmienne interpretacje historii, które są oczywiście powielane w podręcznikach, w masowej świadomości i powodują wytwarzanie określonych obrazów – stanowią najpoważniejszy problem. U Polaków takim obrazem jest przeświadczenie, że na stosunki polsko-ukraińskie za czasów polskich rządów przebiegały w sposób pokojowy – dominowała współpraca, dokonywano cywilizowania ziem ukraińskich, które były pustoszone przez Tatarów, a nawet broniono ludności ruskiej przed Kozakami, bo i takie interpretacje niekiedy spotykałem. Po stronie ukraińskiej okres polskiej dominacji uznaje się stereotypowo za kilkusetletni wyzysk ukraińskiego ludu przez polską szlachtę. Podejmuje się próby usprawiedliwiania działalności OUN i UPA. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że ze strony polskiej nie ma tutaj jakichkolwiek, jak sądzę, problemów, żeby zaakceptować, iż sam cel uzyskania przez Ukraińców niepodległego państwa ukraińskiego jest jak najbardziej do zaakceptowania, natomiast metody, którymi się posługiwał ukraiński ruch narodowy – przede wszystkim w tej wersji skrajnej, to znaczy OUN i UPA – są absolutnie nie do przyjęcia.
Na końcu chciałem się odnieść do tego, o czym mówił Łukasz Pawłowski, mianowicie do problematyki związku między polityką zagraniczną i zdaniem obywateli, choć nie wiem, czy dobrze zrozumiałem jego myśl. Powiem więc jedynie, że moim zdaniem, im bardziej skomplikowane jest państwo, to znaczy im bardziej skomplikowany jest sposób jego funkcjonowania, tym więcej technokratycznej wiedzy wymaga zarządzanie nim, w tym również kreowanie i realizowanie polityki zagranicznej. Można powiedzieć, że dysydenci polityczni bardzo często mają skłonność do postrzegania świata w kategoriach realistycznych, niektórzy wręcz cynicznych,. Z kolei osoby uznające się za głos społeczeństwa mają skłonność do tego, żeby prezentować wizje dość często odległe od realiów – wynikające albo z różnych żywionych przez nich iluzji, albo po prostu braku wiedzy. Bardzo ciekawym takim doświadczeniem był parlament frankfurcki w 1848 roku. To był pierwszy ogólnokrajowy parlament niemiecki, który zebrał się w czasie Wiosny Ludów i miał debatować nad przyszłością Niemiec. Któryś z komentatorów doliczył się wówczas w parlamencie osiemdziesięciu ośmiu profesorów no i ukuł takie powodzenie, które po niemiecku brzmi Acht und achtzig Professoren und Vaterland, Du bist verloren, co oznacza: „osiemdziesięciu ośmiu profesorów, Ojczyzno, jesteś zgubiona”. Stąd też zawsze istnieje pewnego rodzaju napięcie między sferą polityki i sferą, ja bym powiedział, intelektualną, akademicką, która jednak nie ma do czynienia z meandrami i technikaliami polityki.
Łukasz Jasina: Przywołane przez Łukasza Adamskiego niemieckie powiedzenie znalazło się zresztą w zakończeniu „Zakorzenionego kosmopolity”. Ihor Szewczenko zdawał sobie sprawę z tych rozdźwięków. W ostatnich latach swojego życia Szewczenko pełen był pesymizmu jeżeli chodzi o przyszłość Polski i Ukrainy – choć z drugiej strony – z iście amerykańskim optymizmem – dostrzegał ogromny postęp jaki dokonał się w obydwu krajach. Przyszłość stosunków polsko-ukraińskich leży w naszych rękach i coraz mocniej winniśmy się zastanawiać, co zrobimy, gdy autorytetów takich jak Szewczenko, Osadczuk czy Szporluk zabraknie kiedyś w sposób ostateczny. Ich dorobku nie wolno nam zmarnować. Nie będzie chyba jednak tak źle – Polacy i Ukraińcy są szczerzy we wzajemnych relacjach i paradoksalnie dowodem na to są chociażby wypowiedzi księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego.
Łukasz Adamski: Szczere rozmowy są możliwe również dzięki temu, że Polska jest postrzegana na Ukrainie jako kraj, który w sposób jeśli nie „modelowy” to przynajmniej dobry, przeszedł transformację ustrojową, jest postrzegana jako kraj sukcesu.
Łukasz Jasina: W sposób godny wspomnianego, amerykańskiego optymizmu – udaje się nam zatem zakończyć rozmowę – z nadzieją.
Specjalne podziękowania kierujemy pod adresem osób, których niezwykle ciekawe głosy w dyskusji nie mogły zostać opublikowane – z uwagi na szczupłość miejsca – Annie Korzeniowskiej-Bihun, Tomaszowi Jarząbkowi, Rostysławowi Kramarowi, Jarosławowi Prystaszowi i Jerzemu Kalinowskiemu.
* Łukasz Jasina, doktor nauk humanistycznych, członek zespołu „Kultury Liberalnej”.
** Łukasz Adamski, doktor nauk humanistycznych, pracownik Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia.
*** Michał Łuczewski, doktor socjologii, pracownik Uniwersytetu Warszawskiego.
**** Łukasz Pawłowski, doktorant w Instytucie Socjologii UW, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 166 (11/2012) z 12 marca 2012 r.