Komentarz do Tematu Tygodnia „Czy należy bać się Rosji?”

Paulina Górska: W komentarzu do Tematu Tygodnia Włodzimierz Marciniak zauważa, że punktem zapalnym protestów związanych z wyborami prezydenckimi w Rosji było sfałszowanie wyników do Dumy Państwowej. Czy zgadza się Pan z tą tezą?

 Filip Memches: Rzeczywiście, pierwsze symptomy nastrojów opozycyjnych pojawiły się już na początku grudnia, kiedy protestowano przeciwko fałszerstwom w wyborach do Dumy Państwowej. Wydaje się jednak, iż machinacje wyborcze stanowiły tylko pretekst do demonstracji – poważny ruch polityczny, mogący zmienić sytuację w Rosji, musiał mieć też inne, głębsze przyczyny. Być może u genezy grudniowych i późniejszych protestów stało poczucie stagnacji, doświadczane przez lepiej sytuowaną część społeczeństwa rosyjskiego. Mimo iż skostniały putinowski system władzy oznacza dla tej grupy stabilizację ekonomiczną, to zarazem jako pozbawiony perspektyw na dynamiczny rozwój, wzbudza jej niezadowolenie. Mieszkańcy wielkich miast takich jak Moskwa i Petersburg, zarabiając nie najgorzej i wyjeżdżając za granicę, żyją na poziomie, którego osoby z uboższych obwodów Federacji Rosyjskiej mogą im tylko pozazdrościć. Jeśli mimo to wychodzą na ulicę najwyraźniej realizacja potrzeb konsumpcyjnych nie daje im pełnej satysfakcji. Bogatsza warstwa społeczeństwa rosyjskiego odkrywa w sobie zapotrzebowanie na podmiotowość polityczną, stąd ostatnie protesty.

Jakie są szanse, iż ruch opozycyjny doniesie sukces?

 Obecna sytuacja jest bardzo trudna, a scenariusz trudny do przewidzenia. Mówiąc o przyszłości ruchu protestu należy wziąć pod uwagę kilka kwestii, np. problem komunikacji. Siłą reżimu putinowskiego są technologie i znakomity aparat propagandowy. Wykształcono cały system kreowania wirtualnej rzeczywistości politycznej, w tym wywoływania pozorowanej niby-opozycji, jak chociażby w przypadku partii Słuszna Sprawa czy Sprawiedliwa Rosja. W przypadku wyborów prezydenckich jako postać podstawiona przez Kreml postrzegany był Michaił Prochorow. Opozycja ma trudnego przeciwnika, który opanował metody wpływania na świadomość społeczną. Z drugiej strony już od kilku lat mówi się o tym, że choć reżim putinowski zdławił lub ograniczył pole oddziaływania niezależnych mediów i podporządkował sobie telewizję państwową, wciąż nie kontroluje internetu. Internetu, który żyje własnym życiem i umożliwia kontakt uczestnikom protestów. Można się zastanawiać na ile za pomocą tego kanału komunikacyjnego uda się oddziaływać na szerokie masy, na peryferia. Czy będziemy tu mieli do czynienia ze zjawiskami podobnymi do tych, które dały o sobie znać podczas rewolucji arabskich? Mówi się, że są to rewolucje Facebooka, Twittera, a zatem nowych technologii.

Łukasz Jasina twierdzi, iż Rosja nie zmieni się dopóki głosu nie zabierze „milcząca większość”. Jakie grupy mogłyby przyłączyć się do lepiej wykształconych i sytuowanych mieszkańców wielkich miast?

W tym miejscu należy zadać pytanie o globalny kryzys i jego wpływ na Rosję. W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych i niektórych krajów Unii Europejskiej, Federacja Rosyjska nie doświadczyła tąpnięcia ekonomicznego, które uderzyłoby w uboższe grupy społeczne na tyle, żeby popchnęło je do protestów przeciwko władzy. Masy z peryferii wesprą klasę średnią z dużych miast tylko wtedy, gdy będą bardzo zdesperowane. Na razie zdesperowane nie są, a protestujących z Moskwy czy Petersburga postrzegają jako grupę zepsutych ludzi, którzy zaspokoiwszy potrzeby materialne chcą od życia nie wiadomo czego. Biednym mieszkańcom miasteczek Syberii czy Dalekiego Wschodu trudno jest zrozumieć protesty w sprawie łamania procedur demokratycznych. Poza tym sukces protestujących nie zależy wyłącznie od ubogich warstw społecznych z odległych regionów. Potencjałem dla opozycji mogą być grupy, które należą do obecnego systemu władzy – niezadowoleni gubernatorzy, prowincjonalni aparatczycy, urzędnicy, biurokraci.

Czy na korzyść opozycji może działać odwieczny problem integralności terytorialnej Rosji?

To znacząca okoliczność dla ruchu opozycyjnego. Z jednej strony Rosja próbuje reintegrować się z dawnymi republikami sowieckimi, tworząc unię – Eurazjatycki Obszar Gospodarczy. Z drugiej strony w odległych regionach – np. w Tatarstanie czy na Dalekim Wschodzie – widoczne są silne tendencje odśrodkowe, których przyczyną jest nierówna redystrybucja środków z budżetu centralnego. Czy peryferyjne republiki odczuwają swoje niedoinwestowanie i eksploatację wystarczająco mocno, by zwrócić się przeciwko centrum? Ze względu na dużą liczbę niewiadomych, trudno jest w tej chwili zarysować jakiś konkretny scenariusz.

Anna Łabuszewska uważa, iż w obliczu ostatnich protestów Putin musi zmienić swój paradygmat władzy – nie może już dłużej sprawować roli ojca narodu, ale musi albo uznać opozycję, albo uznać, iż protestująca klasa średnia się nie liczy. Co jest Pana zdaniem bardziej prawdopodobne?

Wszystko zależy od tego, czy poczuje się realnie zagrożony tym ruchem opozycyjnym. Z pewnością dał mu on wiele do myślenia – w protestach wzięła udział większa warstwa społeczna, tj. klasa średnia, aktor inny niż eliminowane wcześniej z polityki parlamentarnej niszowe grupy opozycyjne. Sadzę jednak, iż olbrzymie poparcie społeczne wciąż daje Putinowi poczucie bezpieczeństwa. Warunkiem zmiany jego polityki byłoby odwrócenie dynamiki sondaży. W przypadku spadku poparcia Putin mógłby zacząć wykonywać jakieś ruchy, np. zmienić język, zrezygnować z zimnowojennej retoryki, upatrującej przyczyny protestów w działaniach państw Zachodu. Zmiana języka nie jest jednak równoznaczna ze zmianą jakości polityki – te dwa elementy są w Rosji rozłączne. Na Zachodzie mamy fałszywe wyobrażenie o mocarstwowości Rosji ze względu na putinowską propagandę, obliczoną w gruncie rzeczy na potrzeby wewnętrzne. Jeśli za zmianą języka miałyby iść jakieś realne kroki, możemy zastanawiać się nad tym, czy byłaby to współpraca z ruchami opozycyjnymi, czy też próba ich skorumpowania poprzez włączenie do aparatu władzy.

Czy Putin będzie sprawował władzę przez najbliższe dwie kadencje?

Hipotetycznie przyjmijmy, że tak. Procesy, jakie mogliśmy ostatnio zaobserwować, są zwiastunem poważnych zmian, na których pełną realizację potrzeba czasu. Najbliższych 12 lat może być okresem dogorywania postsowieckiego aparatu państwowego. Pamiętajmy, iż Putin nie sprawuje władzy wyłącznie jako jednostka, ale jako reprezentant szerszego środowiska. To są ludzie, którzy swoje kariery zaczynali w Związku Sowieckim. Ta wspólna przeszłość biograficzna determinuje ich wybory polityczne. Kiedy nastąpi zmiana pokoleniowa, pojawią się ludzie pozbawieni obciążeń z przeszłości. Nowe pokolenie może przyjąć dwie role względem obecnej władzy – spadkobierców bądź buntowników. Jeśli nowi rządzący okażą się buntownikami i znajdą wspólny język z dzisiejszymi protestującymi, zmiany są możliwe.

Czy protesty w Rosji znajdą swoje odzwierciedlenie w polityce zagranicznej Polski?

Polityka zagraniczna Polski jest w dużym stopniu uzależniona od tego, jaką politykę wobec Rosji będą prowadzić Niemcy i Francja, główny tandem Unii Europejskiej. Polska chce pozycjonować się w oczach tych państw jako największy przedstawiciel Europy Środkowej, aktor, na którym można polegać, toteż polityka wschodnia rządu i prezydenta warunkowana jest chęcią ugrania jak najwięcej u elity niemieckiej i ewentualnie francuskiej. W Niemczech, gdzie władza należy głównie do kanclerz Merkel, oczekuje się, iż Joachim Gauck nie będzie wyłącznie dekoracyjnym prezydentem, ale wywrze realny wpływ na politykę niemiecką. No i tu rzeczywiście mogłoby być ciekawie, jeśli Niemcy zaczęłyby podnosić kwestie praw człowieka i demokracji nie tylko na Ukrainie, ale i w Rosji. Nie sądzę jednak, by z tego powodu zmianie uległy stosunki polsko-rosyjskie, gdyż opierają się one na interesach długofalowych i w znacznym stopniu nie zależą od bieżącej sytuacji politycznej.

Czy powinniśmy bać się Rosji?

Myślę, że w dużym stopniu zależy to od nas samych. Rosja sama z siebie nie jest groźna. Staje się taka dla państw, które nabierają się na gry propagandowe i prowadzą wobec niej politykę uległości albo zamiast troszczyć się o własny interes dają się rozgrywać przez inne państwa. Jeśli będziemy prowadzić politykę asertywną, skupioną na własnym interesie, wtedy Rosja będzie się z Polską liczyć.