August Lecker

August na Biennale w Berlinie. Kolacja

Późnym wieczorem wyproszono ostatnich maruderów. Wyszedłem poza obręb budynku i wpadłem wprost pod nogi wciąż pracujących dźwigów. Pogłębianie, remontowanie, czyszczenie, to wszystko Sprewa znosi z zadziwiająco stoickim spokojem. Pierwsze gorące dni tej wiosny sprawiły, że szum pracujących maszyn nie był w stanie skłonić tłumu berlińczyków do opuszczenia ich ulubionych leżaków wystawionych wokół berlińskiej Wyspy Muzeów.

Lecker po całym dniu wrażeń przepełnionych sztuką poczuł pragnienie. Odsuwając od siebie dylemat wyboru między Adolfem von Menzelem a sztuką krytyczną, postanowił odetchnąć.

Sztuka jednak była silniejsza. Tego dnia Lecker wyjątkowo długo nie mógł oderwać się od „Wyspy umarłych” Böcklina. Nie mogły tego zmienić ani wyjące dźwigi, ani nadmiar zaangażowanych politycznie działań performatywnych. Cień obrazu szedł z Augustem i nie myślał skręcić w którąkolwiek z napotkanych bram. Z pomocą przyszła biologia. Powrót do życia na rozwibrowanej wiosennie berlińskiej ulicy obudził w naszym böckliniście głód rozkoszy ziemskich. Szybki głód, który wkrótce został zaspokojony wybitnym w swym gatunku, choć spędzającym swym ciężarem sen z powiek bezskutecznie marzącego o diecie smakosza hamburgerem po meksykańsku. Świeżo siekana wołowina i genialnie przyrządzona fasola wywołały głębokie westchnienie rozkoszy. Obżarty Lecker zapadł w ciężki sen na hotelowym łóżku. Wkrótce „Wyspa umarłych” ożyła w onirycznej przestrzeni jego uporządkowanego rozumowo świata. Wspinające się po białych skałach postaci z obrazów sąsiednich, nieobyte z powagą sytuacji rozsiadały się na schodach, wymachując bezczelnie nogami. Niestosownie jaskrawe ubrania panienek z Wargemont raziły najmocniej. I bynajmniej nie było w tym winy Renoira. Zaniepokojony takim rozwojem sytuacji Böcklin obraził się z wiszącego obok, po lewej stronie własnego autoportretu. Wówczas Lecker zbudził się zlany zimnym potem. Nie zasnął już do rana. Szare godziny spędził na cichym dumaniu. Skruszony własnym nader krągłym odbiciem w łazienkowym lustrze, August poprzysiągł sobie nigdy więcej nie ulegać podejrzanym pokusom kulinarnym.

Owoc jego rozważań osobom uboższym o berlińskie doświadczenie Augusta może wydać się nader skromny, jako że w całości zawiera się on w jednym ledwie zdaniu-przestrodze: „po zmroku trzeba wybrać jedno z dwojga – albo Sztuka, albo gourmandise”.

* August Lecker, globtroter, kolekcjoner smaków, zapachów i myśli. Lubi Warszawę. Dumny posiadacz abonamentowego biletu warszawskiego ZOO.

 „Kultura Liberalna” nr 173 (18/2012) z 1 maja 2012 r.