Dla Wielkiej Brytanii olimpiada z pewnością nie ma takiego znaczenia. Igrzyska gościliśmy już dwukrotnie, a Londyn to jedno z najbardziej rozpoznawalnych i najchętniej odwiedzanych miast globu, w związku z czym nie potrzebuje uwagi światowych mediów w takim stopniu, jak Warszawa czy inne polskie miasta. Dlaczego więc Brytyjczycy rozpoczęli starania o organizację tych zawodów?

Podjęto je między innymi ze względu na szczególny stosunek Brytyjczyków do sportu – to przecież w Wielkiej Brytanii narodziło się wiele dyscyplin rozgrywanych na olimpiadzie. Władze liczyły, że wydarzenie uszczęśliwi ludzi. Co prawda, kiedy przystąpiono do wyścigu o organizację olimpiady i kiedy w 2005 roku Londyn ostatecznie pokonał Paryż i Madryt, brytyjska gospodarka kwitła i mało kto spodziewał się nadejścia kryzysu finansowego. Siedem lat temu sektor finansowy był uznawany za jeden z filarów naszej gospodarki – dziś widzimy, że była to bańka w dużej mierze odpowiedzialna za nasze obecne kłopoty gospodarcze. Mimo to brytyjska gospodarka nadal jest szóstą pod względem wielkości gospodarką świata i możemy sobie pozwolić na zorganizowanie takiej imprezy. Martwią oczywiście rosnące koszty jej organizacji, z których ogromna część została przeznaczona na zabezpieczenia. To bardzo drogi projekt i dlatego od początku jestem wobec niej sceptyczny, ponieważ to impreza, za którą rachunki będą musiały zapłacić nasze dzieci i wnuki.

Z drugiej strony z olimpiadą jest trochę jak z weselem – oba wydarzenia organizuje się z wyprzedzeniem i nawet jeśli w trakcie przygotowań nasza sytuacja finansowa się pogarsza, zwykle nie odwołujemy przyjęcia. Sytuacja gospodarcza Wielkiej Brytanii jest dziś o wiele trudniejsza niż przed kilkoma laty – co do tego nie ma wątpliwości. Mam jednak wrażenie, że igrzyska w większym stopniu podnoszą ludzi na duchu niż koszty z nią związane ich przygnębiają.

Źródłem dumy jest przede wszystkim to, że wszystkie obiekty sportowe zostały ukończone przed czasem. Igrzyska mają przekazać światu obraz Wielkiej Brytanii jako kraju godnego zaufania, nowoczesnego, ale jednocześnie przepojonego duchem tradycji, co zresztą było widać w ceremonii otwarcia. Równie ważne jest także poczucie humoru – cecha dla Brytyjczyków szczególna. Ceremonia otwarcia miała w sobie wiele elementów przewrotnego poczucia humoru, co wyraźnie odróżniało ją od zorganizowanej z wielkim rozmachem i poważnej do bólu uroczystości z Pekinu sprzed czterech lat. Brytyjczycy uważają, że monumentalne wcale nie musi być piękne i że należy podchodzić do siebie z lekkim dystansem, nawet przy tak poważnych okazjach, bo to, co niestandardowe i dziwaczne, jest śmieszne. Właśnie taki obraz olimpiada ma pokazać innym krajom – Wielką Brytanię, która dobrze czuje się we własnej skórze.

Nie chodzi o to, by powracać do nieco dziecinnych haseł w stylu „cool Britannia”, które miały oddawać istotę nowoczesnej brytyjskości i które w latach 90. lansowało środowisko Tony’ego Blaira. Wbrew temu, co mówią specjaliści politycznego marketingu, tożsamości narodowej nie da się uchwycić za pomocą krótkiego sloganu, jak w wypadku „Just do it” dla Nike. Narodów nie można opisywać w ten sposób – to złożone całości, których tożsamość kształtowana jest przez zwyczaje, postawy i wartości formowane przez dziesiątki lat i ogromne masy ludzi.

Olimpiada odwróci uwagę społeczeństwa od bieżących problemów ekonomicznych, a taka chwila wytchnienia jest niewątpliwie potrzebna. Przypomni nam o tym, że wielu ludzi na świecie wciąż uważa nasz kraj za atrakcyjny i interesujący.