Komentarz do Tematu Tygodnia „Papier upada z hukiem. O śmierci czwartej władzy w dobie internetu” [link]
***
Co do tego, że internet odbiera prasie drukowanej czytelników nie ma najmniejszych wątpliwości, ale też błędem jest obwinianie za spadek sprzedaży wyłącznie sieci. Mało kto pamięta dziś, że w ciągu ostatniej dekady na polskim rynku pojawiło się wiele nowych tytułów prasowych: „Fakt”, „Dziennik”, „Polska The Times”, „Uważam Rze”, „Gazeta Polska Codziennie” – to tylko niektóre z nich. Papier całkowicie nie umarł, ale sytuacja na rynku gazet papierowych diametralnie się zmieniła. Kiedyś w kiosku można było kupić dwa opiniotwórcze dzienniki i trzy tygodniki. Obecnie mamy kilkakrotnie więcej tytułów w każdej z tych kategorii, a do tego dochodzą jeszcze tabloidy i liczne magazyny branżowe – zarówno polskie, jak i przedrukowywane z prasy zagranicznej. Nic dziwnego, że niektórym z nich trudno utrzymać się na powierzchni, tym bardziej, że w Polsce zwyczaj czytania gazet nigdy nie zakorzenił i nie rozprzestrzenił się tak bardzo jak na przykład w krajach zachodnich. W Niemczech bulwarówka „Bild” sprzedaje codziennie około 3 milionów egzemplarzy, podczas gdy jej polski odpowiednik „Fakt” ma nakład dziesięciokrotnie niższy, a i tak jest najpopularniejszą gazetą w kraju. W Hiszpanii nakłady prasy od zawsze były kilkukrotnie wyższe niż w Polsce, choć to rynek tylko nieznacznie większy od naszego.
Największa słabość polskiej prasy drukowanej polega na tym, że nigdy nie wykształciła sobie wystarczająco wielu czytelników. Kiedy zwiększyła się konkurencja, automatycznie zaczęły się problemy. Odpływ części czytelników do internetu dodatkowo je pogłębił. Z drugiej jednak strony, nie mam wątpliwości, że darmowego dostępu do treści prasowych nie możemy dłużej utrzymywać. To dlatego także „Polska The Times” zdecydowała się na przystąpienie do systemu Piano Media, czyli wprowadzenia opłat za dostęp do naszych serwisów. To jedyny sposób na uzyskanie przychodów z materiałów, za których wyprodukowanie płacimy spore pieniądze. Wbrew temu, co twierdzą rozmówcy „Kultury Liberalnej”, wierzę, że to rozwiązanie może się sprawdzić.
Niektórym już się powiodło. „New York Times”, który opłaty za dostęp do treści internetowych wprowadził wiosną 2011 roku, obecnie sprzedaje codziennie ponad 800 tysięcy e-wydań – o kilkadziesiąt tysięcy więcej niż egzemplarzy papierowych! Podobną ewolucję przechodzi „Financial Times”. Wydawcy tego dziennika właśnie pochwalili się, że w czerwcu tego roku po raz pierwszy w historii mieli więcej prenumeratorów e-wydań niż wynosiła sprzedaż edycji papierowej. Klientów znalazło 297 tys. egzemplarzy wydania drukowanego, natomiast z internetu „FT” ściągnęło ponad 300 tys. osób.
Po części wynika to z faktu, że na Zachodzie dużo więcej osób jest zainteresowanych jakościowym dziennikarstwem, bogatsza i bardziej zakorzeniona jest również tradycja czytelnictwa prasy. Ludzie stopniowo rezygnują z wydań papierowych, lecz potrzeba czytania pozostaje niezmienna. W Polsce te procesy zachodzą wolniej, ale sądzę, że i w naszym kraju uda nam się przekonać tę wąską grupę potencjalnych odbiorców do tego, że warto zainwestować w dobrą gazetę.
Kłopot w tym, że internet wciąż nie wykształcił swojego modelu docelowego, w związku z czym nadal szukamy formy dotarcia do czytelnika, które i dla niego i dla nas będzie najdogodniejsza. Nie wiemy czy tym rozwiązaniem są właśnie „tabletowe” wydania tradycyjnych gazet, media społecznościowe, czy może renesans przeżyją tradycyjne portale informacyjne, takie jak BBC News, Gazeta.pl czy Onet. Scenariuszy jest wiele, a z części w ogóle nie zdajemy sobie sprawy. Niewykluczone, że już za chwilę powstanie jakieś nowe, genialne urządzenie i nasz sposób korzystania z sieci raz jeszcze całkowicie się zmieni. Ostatecznie sytuacja musi się jednak ustabilizować, bo nie wierzę, byśmy chcieli żyć w świecie, gdzie co półtora roku dochodzi do kolejnej, gigantycznej rewolucji technologicznej, która przewraca wszystko do góry nogami i wszystkiego każe nam uczyć się od nowa. Dlatego też gazety drukowane będą jeszcze dość długo obecne w naszym życiu. One cały czas są punktem odniesienia. Widać to chociażby po codziennych przeglądach prasy, jakie robi PAP, czy poszczególne stacje radiowe i telewizyjne. Jeśli internet nie wypracuje własnego standardu, nie zdoła zdetronizować papieru.