Katarzyna Sarek

Mo-bel

Nagrody nie zawsze przynoszą laureatom same przyjemności. Mo Yan przekonuje się o tym na własnej skórze, zmagając się z tsunami wywiadów i konferencji prasowych. Od dekad Chińczycy wyglądali Nobla jak kania dżdżu, nagroda miała potwierdzić geniusz narodu chińskiego, siłę kraju i potęgę cywilizacji. A tu, jak na złość, najpierw Gao Xingjiang z francuskim obywatelstwem, a potem siedzący w więzieniu Liu Xiaobo. Dopiero tegoroczna edycja przyniosła wytęskniony laur przyznany etnicznemu Chińczykowi, mieszkającemu na stałe w Chinach i piszącemu po chińsku. Co prawda pisarstwo Mo Yana niekoniecznie jest zgodne z linią partii, ale w porównaniu z poprzednimi noblistami to kandydat marzeń.

Machina poszła w ruch. Przerwano programy telewizyjne, aby w specjalnym wydaniu wiadomości poinformować o sukcesie rodaka. Li Changchun, członek politbiura, wystosował list z gratulacjami do Związku Pisarzy Chińskich, którego wiceprzewodniczącym jest Mo Yan, podkreślając, że nagroda jest nie tylko wyrazem uznania wobec chińskiej literatury, ale także świadectwem nieprzerwanego wzrostu potęgi i międzynarodowego znaczenia kraju. Związek Pisarzy Chińskich nie oddał pola i w specjalnym oświadczeniu orzekł: „[…] nagroda odzwierciedla potęgę Chin i wzrost oddziaływania na świat. Mo Yan Mo Yanem, a czasy czasami”. Pierwsze znane opowiadanie Mo pt. „Touming de luobo” (Przezroczysta marchewka) zostało włączone do zestawu lektur dodatkowych dla uczniów liceów. Sprzedaż wcześniej wydanych książek skoczyła o kilkaset procent, wydawnictwa rozpoczęły dodruki, a pierwsze wydanie właśnie wchodzącego na rynek zbioru trzech sztuk pt. „Women de Jing Ke” (Nasz Jing Ke) wyszło w nakładzie (tylko) 200 tys. egzemplarzy.

Jednak rozległy się nie tylko pochwały. Ai Weiwei impulsywnie określił przyznanie nagrody Mo Yanowi hańbą (z czego zresztą wycofał się dzień później, po konferencji prasowej, podczas której noblista powiedział, że ma nadzieję na szybkie wyjście z więzienia Liu Xiaobo). Dysydenci wypomnieli mu zachowanie podczas targów książki we Frankfurcie z 2009 roku, kiedy razem z resztą oficjalnej delegacji demonstracyjnie wychodził ze spotkań z nieprawomyślnymi pisarzami chińskimi. Przypomniano o jego członkostwie w KPCh, o szefowaniu rządowemu Związkowi Pisarzy Chińskich, o unikaniu drażliwych tematów, nazwano pisarzem państwowym. Mo Yan już we wcześniejszych wywiadach odpowiadał na zarzuty. Targi we Frankfurcie – „nie miałem wyboru”, pisarz państwowy – „ZPCh zapewnia mi pensję i ubezpieczenie. Takie są realia w Chinach. Ludzie na Zachodzie mają prywatne ubezpieczenia, ja bez zatrudnienia nie mógłbym sobie pozwolić na chorobę”.

Gdy minęła już pierwsza fala uniesień nad „pierwszym chińskim Noblem”, przyszła pora na powrót do codzienności. Szczęśliwy noblista zapytany, na co wyda 7,5 mln juanów nagrody, odpowiedział, że chciałby co prawda kupić w Pekinie dom jednorodzinny, ale wystarczy mu tylko na 120-metrowe mieszkanie, i to nie w samym centrum. „To jest dopiero magiczny realizm”, skomentował chiński internet, wzdychając nad nieziemskimi cenami nieruchomości w stolicy Chin.

* Katarzyna Sarek, doktorantka w Zakładzie Sinologii Uniwersytetu Warszawskiego, tłumaczka, publicystka, współprowadzi blog www.skosnymokiem.wordpress.com.

„Kultura Liberalna” nr 197 (42/2012) z 16 października 2012 r.