Grzegorz Tomicki

Izrael – ojczyzna Arabów

„O Izraelu pisze się na ogół albo politycznie, albo turystycznie” – stwierdza Konstanty Gebert we wstępie do książki Pawła Smoleńskiego „Arab strzela, Żyd się cieszy”. „Z tej pułapki Paweł Smoleński znalazł niezmiernie eleganckie wyjście. On nie pisze o Izraelu ani politycznie, ani turystycznie. On pisze o tym, jak się żyje na co dzień w miejscu, w którym nawet to, co turystyczne, jest polityczne” (s. 5).

Uwaga jak najbardziej słuszna, aczkolwiek – z całym szacunkiem – mało w istocie treściwa. Ani bowiem pisanie polityczne, ani tym bardziej turystyczne nie jest w ogóle zadaniem reportera. W każdym razie reportera pokroju Pawła Smoleńskiego, a więc uprawiającego reportaż fabularny (w opozycji do publicystycznego). Jego celem jest eksploracja kultury, a nie zdawanie relacji z aktualnych wydarzeń politycznych, opisywanie lokalnych ciekawostek przyrodniczych, katalogowanie zabytków czy reprodukcja stereotypów na temat miejscowych obyczajów. Poprzez rozmowy z konkretnymi ludźmi stara się on raczej uchwycić specyfikę świadomości zbiorowej danej społeczności. Umieścić ją w szerszym kulturowym kontekście, a jednocześnie tłumaczyć ten kontekst tą właśnie częścią rzeczywistości, którą opisuje. A tym samym skłonić do (auto)refleksji tych, którzy poprzez lekturę jego tekstów mają okazję zetknąć się z Innym. Pozwala zatem lepiej zrozumieć świat i nas samych, zanurzonych w tym świecie w sposób o wiele bardziej istotowy, niż na ogół skłonni jesteśmy to przyznać.

Dla takiego reportera pułapka pisania politycznego/turystycznego w ogóle zatem nie istnieje, nie musi więc szukać z niej jakiegoś bardziej czy mniej „eleganckiego wyjścia”. Po prostu robi swoje. Pisze fabularną, choć nie fikcyjną, literaturę, nie publicystykę ani przewodnik. Poprzez konkret zmierza do ujęć uniwersalizujących, nigdy wszelako nie werbalizując ich wprost. Opisywana rzeczywistość ma mówić sama przez się, tj. zasadniczo przez wypowiadających się bohaterów. Autor nadaje jej wprawdzie pewne interpretacyjne ramy, są one jednak tak nienachalne, subtelne i niemal niezauważalne, że ostateczne – albo i nie – wnioski pozostają w gestii odbiorcy. Reportaż taki stanowi zatem garść celowo dobranych faktów do samodzielnego przemyślenia, skłaniając do nadawania im znaczeń i sensów wedle wytycznych własnych doświadczeń, wiedzy i przekonań. Czytelnik bardziej świadomy będzie się starał posługiwać w tym celu rozumem krytycznym, ten bardziej naiwny natomiast głównie stereotypami, uprzedzeniami i idiosynkrazjami. Wychodząc naprzeciw rozmaitym pragnieniom odbiorców – pozostawiając im znaczną swobodę interpretacyjną – reportaż zaspokaja rozmaite czytelnicze gusty, od wysoce wyrafinowanych do najbardziej prostackich, co jest, moim zdaniem, jedną z głównych przyczyn jego rynkowego sukcesu. Reportaż spełnia bowiem wszelkie kryteria wyśnionego przez wydawców ideału książki „dla wszystkich”, która nie byłaby jednocześnie książką dla nikogo. Książki takie są w stanie „zrozumieć” wszyscy, aczkolwiek inny będzie – w zależności od horyzontów myślowych – poziom czy jakość tego rozumienia.

Jeśli wierzyć Wojciechowi Jagielskiemu, istnieje niepisana umowa pomiędzy polskimi reporterami zagranicznymi, według której każdy z nich posiada określoną „strefę wpływów” i na ogół starają się wzajemnie nie wchodzić sobie w drogę. A może po prostu operują w regionach, których realia są im najlepiej znane i które potrafią opisywać rzetelniej od innych. I tak Paweł Smoleński zawładnął domeną izraelsko-palestyńską, o której ukazały się dotąd trzy jego książki (choć pisał także o Polsce, Ukrainie czy Iraku). Dwie z nich, „Izrael już nie frunie” i „Arab strzela, Żyd się cieszy” tworzą swoisty symetryczny dyptyk. Symetria ta polega m.in. na tym, że o ile w pierwszej tytułami rozdziałów były imiona wypowiadających się w nich osób, to w drugiej są nimi nazwy miejscowości. Symetria ważniejsza dotyczy postaci bohaterów-narratorów, którymi w pierwszej książce byli w większości Żydzi, w drugiej natomiast izraelscy Arabowie (co najmniej jedna postać, sprzedawca Said, występuje w obu książkach), czyli tacy Palestyńczycy – nie-Palestyńczycy, którzy na skutek historycznych zawirowań miewają fundamentalne problemy z określeniem własnej tożsamości. Żyją bowiem w państwie, które jest i nie jest ich państwem. Inni Arabowie nazywają ich „śmietanką Arabów”, jako że rzekomo żyje im się lepiej od nich. Uważają ich bez mała za Żydów, choć dla Żydów, jak sami mówią, są tylko Arabami. I tak np. Amir głęboko wierzy, że nie jest Palestyńczykiem, aczkolwiek kim jest, nie ma pojęcia: „chyba tylko arabskim chłopakiem z Tiry” (s. 73).

Ramiego jednakowo złości, gdy ktoś krzyczy „zniszczyć Gazę!” albo „zniszczyć Izrael!”. Nie rozumie tych swoich uczuć i zdaje mu się, że jest znikąd: „To dziwne, bo w Izraelu nie jestem obcy, ale do końca nie jestem u siebie” (s. 120). Czuje więź z Palestyńczykami z Gazy i z Terytoriów, choć jednocześnie wydają mu się oni jacyś inni, obcy: „Arabowie to moi bracia, choć zdaje mi się, że jakoś odlegli. Należę do jakiegoś innego narodu. Lecz do jakiego, do końca nie wiem (s. 120).

Heszem jest Arabem z Palestyny, któremu jak innym zabrano ziemię i wiele praw, bez których nie może być prawdziwym obywatelem. Czuje się gorszy, codziennie odzierany z godności, choć nie widzi ku temu żadnych powodów: „Palestyńczycy zza muru to jego najbliższa rodzina, choć Autonomia niezbyt mu się podoba. Nie ma innej ojczyzny niż Izrael, ale Izrael nie chce być jego ojczyzną. Dlatego czuje smutek, złość, ale najczęściej – bezradność (s. 120).

Wadi twierdzi, że Izrael nie jest jego państwem, choć jest jedynym, jakie ma i innego nie chce: „Bo szanuje to państwo, choć wścieka go i niepotrzebnie drażni. Więcej – Wadi lubi być Izraelczykiem nawet wtedy, gdy bardzo nie lubi” (s. 158).

W owym tożsamościowym rozchwianiu przejawia jedna z fundamentalnych cech, konstytuujących rzeczywistość Izraela. Jest nią mnogość przebiegających ją wzdłuż i wszerz głębokich, choć nie zawsze jednoznacznych podziałów na to, co żydowskie, chrześcijańskie, muzułmańskie, arabskie i izraelskie, swoje i obce. „Wadi rysuje wykresy i przecinające się kółka. Ilustruje, jak pokręcony jest Izrael, ile w nim podziałów, różnic, splątanych interesów. Powiedzieć, że dzieli się na żydowską większość i arabską mniejszość to nie powiedzieć nic” (s. 158). Istnieje bowiem jeszcze podział na Aszkenazyjczyków (emigrantów z Europy) i Sefardyjczyków (tych z północnej Afryki), na religijnych i świeckich („podział fundamentalny i ekstremalny”), na starą i na nową emigrację, na urodzonych tutaj i przyjezdnych itd.

Inną symetrię stanowią wspólne pragnienia zarówno Żydów, jak i ich arabskich braci-wrogów. Łączy ich mianowicie wspólna fantazja, iż któregoś dnia się obudzą, a tych innych – odpowiednio Żydów lub Arabów – już nie będzie. „Ale inaczej układają się nasze sprawy” (s. 110). Fakt, że marzenie to – którego spełnienie musiałoby być jednocześnie koszmarem dla drugiej strony – jest praktycznie nieziszczalne, powinien w zasadzie prowadzić do jedynego możliwego wniosku, który profesor Riad Aqbaria z Ber Szewy, pierwszy i jedyny dziekan narodowości arabskiej na izraelskim uniwersytecie, formułuje prosto jako „rozsądny kompromis”: „Oparty na respektowaniu równych praw każdego człowieka i wyrzeczeniu się nierealnych marzeń (nie będzie Arabów, Żydzi pójdą precz), co brzmi jak polityczny banał. Profesor wie, że nie da się tego zadekretować” (s. 151).

To, że owego koniecznego i rozsądnego kompromisu – mimo, iż jego konieczność jest więcej niż oczywista – nie udaje się osiągnąć już od sześćdziesięciu z górą lat, i to na wszystkich poziomach: jednostkowym (tu z małymi wyjątkami) i społecznym, psychologicznym i politycznym, jest chyba najbardziej przygnębiającym aspektem książki Pawła Smoleńskiego. Tym bardziej, że – jak się wydaje – jest to konstatacja i trafiająca w sedno, i symboliczna, i – niestety – uniwersalna.

Książka:

Paweł Smoleński, „Arab strzela, Żyd się cieszy”, Świat Książki, Warszawa 2012.

* Grzegorz Tomicki, poeta, krytyk literacki, publicysta. Stale współpracuje z miesięcznikiem „Odra” oraz kwartalnikiem „FA-art”.

„Kultura Liberalna” nr 204 (49/2012) z 4 grudnia 2012 r.