Janusz Piechociński chce energicznie przewodzić PSL-owi, a energię tę kieruje ostatnio na próbę poszerzenia swojego obozu. Zamierza zdobyć sobie więcej miejsca w politycznym centrum. Jak mówi „Gazecie Wyborczej” europoseł ludowców Jarosław Kalinowski, „trzeba rozpychać się w obie strony, ale rzeczywiście sporo wolnej przestrzeni jest między centrum a PiS”. Jako że PSL rzekomo już się w centrum znajduje, to Kalinowski albo nie zauważa swojego koalicjanta – PO, albo też sądzi, że Donald Tusk przewodzi centrolewicy. Jeśli liderzy PSL naprawdę tak myślą, nic dziwnego, że próbują budować centrum razem z PJN oraz Solidarną Polską, chcąc zarazem zbliżyć się do Radia Maryja. Celem ich zainteresowania jest równocześnie, nie wiedzieć czemu, SD Pawła Piskorskiego, czym także i on zdaje się zdziwiony. Oto po raz kolejny okazuje się, że kategorie polityczne są w polskiej polityce rozumiane dość osobliwie.

Na lewo od centrum rzekomo znajdować się mają ludzie, którzy nie potrafią i nie chcą wprowadzić ustawy o związkach partnerskich, z trudem przeciwdziałają zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej, a gdyby nie premier, utrzymywaliby prawny dziki zachód w sprawie in vitro. Z zasady unikają zaś nawet podejmowania wszelkich bardziej „drażliwych” – cokolwiek ten termin oznacza – tematów. Ogólnie rzecz biorąc, wyglądają raczej na umiarkowanych konserwatystów, a i takie stwierdzenie można by uznać za nadużycie, gdy się ich porówna choćby z premierem Davidem Cameronem, który niedawno zaproponował legalizację w Wielkiej Brytanii małżeństw dla par homoseksualnych.

Zwyczajną prawicą są z kolei w oczach Piechocińskiego politycy, którzy wbrew dobrze pojętemu konserwatyzmowi opierają swoją działalność na wzniecaniu nieustannych konfliktów i – niczym wzorowi zwolennicy myśli rewolucyjnej – raz po raz próbują wstrząsnąć polityką i społeczeństwem zgodnie z dewizą, że jak ciąć, to do korzenia (trzeba jednak przyznać, że szczęśliwie są mocniejsi w słowach niż w działaniu). Inaczej niż to bywa w prawicowych wizjach, nie mają też zwyczaju szanować instytucji państwowych, w tym żadnej z trzech władz – chyba że akurat mają okazję nimi zarządzać, wtedy rozmiary ich szacunku okazują się niebotyczne.

W centrum szefowie PSL widzą zaś partie, których centrowość polega wyłącznie na tym, iż są obrotowe – dogadają się z każdym. W tym sensie centrowość PSL-u jest bezdyskusyjna, stanowi wręcz fundament tożsamości tego ugrupowania. Łapanka, jaką organizuje PSL, pokazuje nadto dobitnie, że nie chodzi w tych działaniach o realizację jakichś interesów, w szczególności centrowych, ale o doraźne sojusze polityczne, które nawet z punktu widzenia ludowców trudno rozpatrywać w kategorii zysków.

Cały ten ponury obraz nie jest ani odrobinę jaśniejszy przez fakt, że lewica w każdej szeroko podzielanej wizji znajduje się na lewicy – i że jest tam SLD (Palikot, rzecz jasna, przemieszcza się tu i tam, gdzie go poniesie świat). Lewica bowiem bierze sobie Edwarda Gierka za intelektualnego patrona, a tym samym kopie sobie coraz głębszy polityczny i intelektualny rowek.

W takich warunkach pozostaje sądzić, że ludzie nie nabiorą się na różne śmieszne sztuczki naszych politycznych wirtuozów. Próba narzucenia języka środowisk takich jak PSL czy PJN – gotowych do porozumienia z partią Zbigniewa Ziobry i Radiem Maryja – jako języka centrum, niedorzecznego spychania PO na stronę lewicy, a całej reszty najpewniej na pozycję niewydarzonych radykałów, nie może się powieść. Fakt, że prawica ma zwyczaj rozdrabniać się tak, że brakuje dla niej miejsca, nie oznacza, że uda jej się rozepchać na tyle, by zostawić tylko resztki miejsca daleko na lewicy. Realnych problemów nie da się zamieść pod dywan teatralnym gestem. Prawdziwych motywów – czczym gadaniem.

Sfera opisu to pole niekończącej się bitwy o wpływy, w której raz po raz przywracać trzeba równowagę. Jeżeli w uproszczeniu przyjąć, że prawica – taka typowa, nie polska – dąży do zachowania istniejącego ładu, a lewica do radykalnej rekonstrukcji, centrum jawi się jako pole wyważania racji i stopniowej reformy w stronę lepszej przyszłości. Centrowość to szukająca zrozumienia świadomość istnienia różnych perspektyw, pochwała pluralizmu i pozbawione dogmatyzmu argumentowanie na rzecz własnej opinii. To wiara, że w otwartej i życzliwej konwersacji można dojść do sądów umiarkowanych i niezaślepionych powabem pięknych iluzji. To wreszcie postawa szacunku wobec indywidualnych potrzeb ludzkich z uwzględnieniem ich wspólnotowego kontekstu.

Brak priorytetów, gotowość do podziału stołków z każdym i wymachiwanie sztandarem „normalności” – jak to czynił i czyni PSL – z centrowością ma niewiele wspólnego.