Mnogość blogów streetstylowych, tłumy aspirujących fashionistów na wykładach Scotta Schumana, autora „The Sartorialist”, czy zawrotna kariera Anny Dello Russo w mediach społecznościowych są dobitnym potwierdzeniem wyśmiewanej jeszcze kilka lat temu tezy, że modę dyktuje ulica. Nawet jeśli jest to ulica nosząca ubrania Dolce&Gabbana i Alexandra Wanga, ma znacznie więcej do powiedzenia niż edytoriale w „Vogue’u”.
Mija rok, od kiedy we wspominanym magazynie opublikowano manifest mający na celu wytyczenie nowych kanonów piękna promowanych w tej modowej publikacji. Redaktorki i redaktorzy naczelni jej międzynarodowych edycji zgodzili się, że „Vogue” nie będzie już promował nadmiernie szczupłej, dziecięcej sylwetki poprzez zatrudnianie nieletnich bądź wyjątkowo szczupłych modelek. Na okładkę wydania, w którym pojawiły się te postulaty, trafiła umięśniona Gisele Bündchen, a branża uznała ten krok za precedensowy.
Dla ludzi mody bieganie stało się nowym niejedzeniem.|Małgosia Piernik
Niestety, jeśli spojrzymy na zawartość magazynów modowych, nie znajdziemy wyraźnego przełożenia tamtych tez na rzeczywistość. Modelkom nie przybyło ani mięśni, ani kilogramów, a na pokazach trudno dostrzec dziewczęta o kształtach innych niż ponadprzeciętnie smukłe. Jeśli jednak przejrzymy blogi streetstylowe i wyostrzymy wzrok, dostrzeżemy wyraźnie, że w kuluarach zaszła zmiana o ogromnym znaczeniu.
Wygląda bowiem na to, że dla ludzi mody bieganie stało się nowym niejedzeniem. Za kulisami wybiegów nie słychać już rozmów o dietach – ich miejsce zajęły dyskusje o… butach do biegania. Sytuacje, w których cała ekipa przychodzi na sesje zdjęciowe w adidasach, nie do pomyślenia jeszcze kilka lat temu, zaczynają być codziennością, tak samo jak rozmowy o półmaratonach, maratonach i bieganiu minimalistycznym. Branżę wydaje się do tego stopnia ogarniać szał sportu, że but do biegania jako akcesorium zaczyna plasować się na podobnej pozycji co niegdyś it-bags – staje się zakodowaną w przedmiocie informacją o przynależności do zamkniętego grona wtajemniczonych.
Noszenie butów do biegania do strojów codziennych rządzi się tymi samymi prawami, co inne przykłady identyfikacji użytkownika z grupą poprzez element garderoby. Jest sygnałem przynależności do towarzystwa osób uprzywilejowanych zawodowo, cieszących się swobodą w miejscu pracy, charakteryzujących się odwagą i innowacyjnością. Jednakże mimo całej nonszalancji, którą osoba nosząca ten typ obuwia manifestuje, decyzja o założeniu takiego stroju jest dokładnie przemyślana, a sam strój skrupulatnie dobrany. Nieprzypadkowo ludzie z branży modowej bywają uchwyceni przez fotografów ulicznych w tym samym, wąskim wachlarzu modeli butów. Elin Kling, szwedzka blogerka i stylistka, na swoim blogu pokazuje się w Nike Free Run, podobnie jak Susie Bubble, autorka „Style Bubble”, Leandra Medine z „The Man Repeller” czy Veronika Heilbrunner.
Równie pożądane są kolorowe Air Maxy – w nich streetstylowym fotografom udaje się często uchwycić takie it-girls jak Julia Sarr Jamois, redaktorka „Wonderland Magazine”, czy Viviana Volpicella, redaktorka brazylijskiego „Vogue’a” i była asystentka naczelnej „Vogue’a” japońskiego, Anny Dello Russo. Skoro nawet sama Anna, diwa kulisów świata mody, dała się niedawno sfotografować nie w charakterystycznych dla siebie, morderczych szpilkach, lecz w butach New Balance, trudno dłużej bagatelizować trend jako chwilowy kaprys młodych redaktorek.
Sport zaczął uwodzić potężne nazwiska w branży z na czele Karlem Lagerfeldem. W kolekcji na wiosnę/lato 2013 dla Chanel niemiecki projektant zawarł wyraźnie zauważalną ilość krojów typowo sportowych, których nie powstydziłaby się Coco – założycielka domu mody i jedna z prekursorek aktywnego trybu życia pośród kobiet. Louis Vuitton z kolei wypuścił na rynek serię trampek zaprojektowanych wspólnie z muzykiem, Kayne’em Westem.
Afordancja to cecha obiektu, która sprawia, że użytkownik intuicyjnie wie, jakie działanie z nim wykonać. Jeśli dzięki afordancji butów do biegania branża krytykowana za promowanie chorobliwych wzorców postępowania ma zacząć biegać, a w dalszej konsekwencji prowadzić zdrowy tryb życia, jest to niewątpliwy znak, że zeszłoroczne postulaty redaktorów „Vogue’a” nie były tylko mrzonką, a elementem głębszej, wewnętrznej przemiany całego biznesu. Inna sprawa, że zmiana ta przyszła nie z okładki popularnego magazynu, lecz z ulicy.