W czasach analogowych w każdym domu znajdowała się szafa z rodzinnymi albumami pełnymi blaknących odbitek. Otwierana była od święta lub w obecności rzadkich gości, ku zgrozie bohaterów zgromadzonych w niej zdjęć. Ze względu na koszty uwieczniania obrazów metodami analogowymi, każde wyzwolenie migawki było wyjątkową chwilą, która automatycznie zajmowała odpowiednie miejsce w albumie stanowiącym prywatny dokument historyczny.
Dziś koszty fotografowania są właściwie zerowe. Obywamy się bez ciemni, odczynników chemicznych i drogiej kliszy. Zamiast zbierać na aparat, możemy fotografować telefonem, który posiada niemal każdy z nas. Dramatycznie rosnąca podaż sprawiła, że zdjęcia przestały być wysoko cenionym towarem – każdy z nas ma ich setki, jeśli nie tysiące. Pstrykamy rano, wieczorem, w domu, na ulicy, w kapciach i bez kapci. Zakładając brak przerw w dostawie prądu, szafa ze wspomnieniami może pęcznieć nieustannie na karcie pamięci lub dysku komputera. Aż do momentu, gdy pewnego dnia stracimy telefon albo będziemy zmuszeni sformatować dysk twardy nieposłusznego peceta…
Ceną za dobrodziejstwa ery cyfrowej jest ulotność jej produktów. To dlatego profesjonalne aparaty cyfrowe posiadają miejsce na dwie karty pamięci, a owoce każdej sesji zdjęciowej są kopiowane na wiele nośników i nierzadko przewożone w osobne lokacje. To dlatego generator prądu (albo dwa, na wypadek awarii jednego z nich) jest najlepszym przyjacielem profesjonalisty fotografującego w plenerze. Większość z tych środków zapobiegawczych, choć na mniejszą skalę, ma także zastosowanie w prywatnej fotografii. Wystarczy dodatkowy zewnętrzny dysk twardy, darmowe konto na serwerach przechowujących dane, domowa drukarka lub dowolne połączenie powyższych elementów, aby współczesne szafy z albumami były co najmniej tak trwałe jak te tradycyjne.
Główne atuty fotografii cyfrowej – ogólnodostępność i prostota – są jednocześnie źródłami problemów, między innymi problemu archiwizacji. Ilość i łatwość produkowania obrazów sprawiają, że tracą one postrzeganą wartość. Skoro każda chwila może być wielokrotnie uwieczniana (jeśli nie dzisiaj, to jutro) praktycznie za darmo, to mało kto przenosi zdjęcia z telefonu na komputer, a z komputera na zewnętrzny dysk twardy. Nie obawiamy się ich utraty. Jeszcze mniej osób decyduje się drukować fotografie wykonane cyfrowo, mimo że formaty zapisu i odczytu ciągle ewoluują. Materiał przechowany nawet na pięciu niezależnych, zabezpieczonych nośnikach za kilkadziesiąt lat może okazać się nieczytelną mieszaniną zer i jedynek, jeśli nie zostanie wydrukowany w odpowiednim czasie na adekwatnym sprzęcie. Pomimo tłoku, w jakim funkcjonują współczesne fotografie, każda z nich posiada dokumentalną wartość, która może dać o sobie znać. Wystarczy wyciągnąć z szuflady stary telefon i zajrzeć do galerii. Przypadkowe zdawałoby się pstryknięcia oglądane z perspektywy czasu nabierają nowej wartości.
Fotograficznej dewaluacji można bardzo łatwo zapobiec dzięki własnej pracy. Poświęćmy kilka chwil na wybranie najlepszych kadrów spośród dwustu zrobionych komórką na imprezie rodzinnej, a później jeszcze trochę czasu na wywołanie ich w laboratorium lub druk we własnym zakresie. Wydruki niech powędrują do fizycznego albumu, a cyfrowe kopie najbardziej udanych fotografii na dysk zewnętrzny. Jednocześnie zaczniemy widzieć, które kadry się sprawdzają, a które nie są warte nawet kiwnięcia palcem potrzebnego do wyzwolenia migawki. A zatem kopiujmy, drukujmy i archiwizujmy. Ale nie wszystko. Rozkwit fotografii cyfrowej, to kolejne potwierdzenie tezy, że ilość nie zawsze przekłada się na jakość.