Dawno już jednak stwierdzono, że kobiety dla feministek stanowią istotny problem, bowiem z reguły nie akceptują schematów myślenia narzucanych przez bojowniczki o ich rzekome wyzwolenie. Jest tak i w przypadku tekstu „Obrońcy życia vs. prawo do życia. «Beatriz»”. Autorka twierdzi, jakoby kobietom nie podobało się to, że życie dzieci w prenatalnym okresie ich rozwoju jest w Polsce względnie chronione i że nie można go swobodnie niszczyć, wykorzystując to, że wówczas są całkowicie bezbronne i pozbawione możliwości ucieczki. Tezę Magdaleny Grzyb uprawdopodabniać ma rzekomo fakt, iż na tegorocznym Kongresie Kobiet premier Tusk został wybuczany, kiedy odmówił poparcia dla planów ograniczania ochrony prawnej dzieci w okresie prenatalnym. Tę tezę demaskuje jednak sama rzecznik Kongresu Kobiet, Dorota Warakomska, przyznając, że organizacja ta nie reprezentuje wszystkich kobiet polskich, a jedynie te – dodajmy nieliczne – które uznają idee Kongresu.

Skoro więc według badań CBOS-u, 86 procent Polaków uważa, że życie powinno być chronione od poczęcia do naturalnej śmierci, a większość z tych, którzy popierają aborcję, to mężczyźni, można wnioskować, że stanowisko prezentowane przez Magdalenę Grzyb, delikatnie rzecz ujmując, słabo odpowiada poglądom Polek, choć istotnie jest ono reprezentatywne dla feministek. Zważywszy na tak nikłe poparcie dla feministycznych postulatów w ich grupie docelowej, nie dziwi fakt, że zwolennicy aborcji na całym świecie, forsując swe polityczne projekty, skazani są na kreowanie rzeczywistości alternatywnych, mających niewiele wspólnego z realiami.

Schemat jest zawsze ten sam – znaleźć kobietę oczekującą dziecka, która jest w trudnym położeniu, najlepiej nieletnią, zgwałconą, a na dodatek biedną, wywołać medialna histerię i wykorzystać jej przypadek do zalegalizowania aborcji. Jeśli sytuacja jest niewystarczająco dramatyczna, wówczas trzeba ją udramatyzować poprzez tzw. oszczędne gospodarowanie prawdą. Tak posłużono się Normą McCorvey [1], znaną jako Jane Roe w sprawie Roe vs. Wade (wyrok sądu w tej sprawie doprowadził do zalegalizowania aborcji w USA). Podobnie postąpiła „Gazeta Wyborcza” [2] w tzw. sprawie Agaty, podając, że nastolatka została zgwałcona, podczas gdy tak naprawdę zaszła w ciążę ze swoim chłopakiem, co potwierdzają zeznania, które „Agata” i jej chłopak złożyli w prokuraturze. Również w przypadku Savity Halappanavar, o której pisze Magdalena Grzyb, przyczyną jej śmierci była niezdiagnozowana sepsa oraz jej powikłania, o czym szeroko mówi raport Ministerstwa Zdrowia Irlandii. W przeprowadzone śledztwo zaangażowało się wielu profesorów i specjalistów, m.in. ginekologii, położnictwa, chorób zakaźnych czy intensywnej terapii.

Historia „Beatriz” opowiadana w wersji Magdaleny Grzyb jest również wielce wątpliwa, gdyż brakuje jej rzetelności co do prostych faktów. Cesarskie cięcie „Beatriz” zostało przeprowadzone co najmniej w 24. tygodniu ciąży, a ona sama cały czas pozostawała pod ścisłą opieką lekarską, która nie wymagała zabicia dziecka jako formy terapii. Za wykonanie aborcji lekarzowi grozi kara do 12 lat więzienia. W związku z tym niezwykle wątpliwe jest to, o czym pisze Magdalena Grzyb, jakoby „lekarze zalecili jej jak najszybsze przerwanie ciąży”. Dzięki temu, że ochrona nienarodzonych jest zapisana w konstytucji, lekarze mają wieloletnią praktykę w ratowaniu obu pacjentów i nie mają zwyczaju „składania w ofierze” jednego człowieka, by ratować innego. Dotyczy to zarówno matki, jak i dziecka.

Strategia zwolenników aborcji, polegająca na manipulowaniu faktami, często okazuje się skuteczna, bo – zanim dotrze się do prawdy – potrzeba zaangażowania innych osób, śledztwa czy chociażby wyrzutów sumienia, które czasami odzywają się po latach. Norma „Jane Roe” McCorvey teraz żałuje i stała się aktywistką pro-life. Jednak od czasu jej procesu zabito przed narodzeniem ponad 50 milionów niewinnych Amerykanów.

I warto jeszcze zwrócić uwagę na świadectwo innej kobiety. Irene van der Wende, którą nasza fundacja gościła ostatnio w Polsce, jest osobą poczętą w wyniku przemocy w rodzinie. Sama również została zgwałcona, zaszła w ciążę i dokonała aborcji. Irene powiedziała: „Do traumy gwałtu dodałam kolejną, jeszcze większą traumę – zabicie własnego dziecka. Nie byłam wtedy ani osobą religijną, ani nie interesowałam się etyką. Wydawało mi się, że to, na co pozwala prawo, musi być dobre. Gdyby aborcja nie była legalna, moje dziecko by żyło, a ja bym tak nie cierpiała”.

Przypisy:

[1] “«Jane Roe» Tells True Story Behind Roe vs. Wade. Norma McCorvey Says, «Pure and Simple, I Lied»”, National Right to Life News, 11 lutego 1998, s. 16 i nast.

[2] „Matka Agaty: Chciałam legalnie, no i teraz mam”, Gazeta Wyborcza, 12 czerwca 2008.