Otóż wywieszenie hasła o polskich panach i litewskich chamach, to żadne chamstwo i żadna głupota. To misterna i nowatorska forma realizowania polskiej polityki międzynarodowej. Uciskaną mniejszość polską na Litwie wzięli w obronę dobrzy panowie-kibice. Skoro rząd sobie nie poradził, spotkania na wysokich szczeblach spełzły na niczym, to sprawy w swoje ręce wzięły osoby skuteczne i energiczne. I pokazały, jak należy traktować tych, którzy nie pozwalają na pisanie nazwisk przez odpowiednie literki, na polsko-litewskie nazwy ulic, zwrot ziemi i działalność na dotychczasowych warunkach polskich szkół na Wileńszczyźnie.
Nie wiem, co chcieli w ten sposób osiągnąć. Niektórzy z kibiców piszą na forach internetowych, że chcieli pokazać, że Polacy Litwinów się nie boją i będą walczyć o swoje racje. Na pewno coś pokazali, ale chyba nie to, na czym im zależało.
Media litewskie temat podjęły ochoczo. Jak miały nie podjąć – skoro sezon ogórkowy w pełni, trzeba wyszukiwać tematy do pisania, a tu prezent od dobrej wróżki! Relacje polsko-litewskie to temat, który zawsze na Litwie chwyta. Wydaje mi się, że u naszych wschodnich sąsiadów kwestia polska to dyżurny temat zastępczy. W kręgach władzy wykryto kolejną aferę korupcyjną – a tu prasa zaczyna rozkręcać temat eskalacji roszczeń Polaków na Wileńszczyźnie. Pojawiają się kolejne niepokojące dane gospodarcze – i łup! znów rozkręca się temat polski. Szykują się nowe wybory, a żadne ugrupowanie nie ma sensownego programu politycznego? Na pewno przyszli posłowie potrafią wypowiedzieć się w sprawie polskiej mniejszości.
Zawsze znajdzie się bowiem spora grupa ludzi, która temat podchwyci i ochoczo skomentuje. Dla wielu z nich stanowi to bowiem potwierdzenie bardzo negatywnego obrazu Polaka (szczególnie tego z Polski), jako osoby agresywnej i aroganckiej. Litwinów nie lubi, litewską kulturą pogardza, a dniem i nocą marzy o tym, by znów przyłączyć Wilno do Polski. Bzdura? Nikt nie powiedział, że stereotypy muszą być logiczne.
Potwierdzenia takiego obrazu dostarczają często turyści odwiedzający Wilno. Odwiedzają to polskie miasto, żeby obejrzeć polskie zabytki i znaleźć potwierdzenie polskości tego kawałka świata. Gorzej, jeśli takiego potwierdzenia nie dostają. Kelnerka czy sprzedawczyni w sklepie nie rozumieją, co się do niej mówi po polsku? Złośliwa! Złośliwa i tyle. Oni tutaj, proszę pani, wszyscy mówią po polsku, tylko nie chcą się przyznać. Opowiadała mi moja pochodząca ze Żmudzi znajoma, o swojej pracy w sklepie z pamiątkami na Pilies gatvė, najbardziej chyba turystycznej ulicy Wilna. Przez pierwszych kilka dni odbywała niezbyt sympatyczne rozmowy z turystami z Polski. Oni do niej mówili po polsku, ona im odpowiadała po litewsku, rosyjsku i angielsku. Oni żądali „bursztynu w srebrze”, a ona przelatywała w myślach słownictwo w znanych sobie językach, żeby odkryć, co oznacza owo tajemnicze „srebrze”. Nawet łacina nie pomogła. Sprawa złośliwej sprzedawczyni trafiła w końcu do właścicielki sklepu, a znajoma nauczyła się niezbędnych polskich zwrotów. Anegdota nie była opowiedziana mi po to, żeby pokazać na jakie trudności napotkać może pracownica sklepu z pamiątkami. Opowieść była po to, żeby zobrazować, jaką koleżanka ma opinię o Polakach.
Jeśli Państwo pozwolą, jeszcze jedna anegdota o polsko-litewskich relacjach. Niedawno mój znajomy pił alkohol w litewsko-polskim towarzystwie. W ręku trzymał kufel z piwem, a znajomi Litwini – eleganckie drinki z parasoleczkami. Znajomy rozejrzał się i zauważył: „Zobaczcie, mój drink jest duży, a wasze – małe”. Reakcja na tę drobną w sumie złośliwość przeszła jego oczekiwania – pulsujące z gniewu żyły na skroni, święte oburzenie. „Bo wy, Polacy, zawsze musicie podkreślać własną wyższość!”. Nie, nie było to towarzyskie spotkanie litewskich i polskich nacjonalistów, przeczulonych na punkcie obrony honoru własnego narodu i państwa. Spotkali się ludzie wykształceni, obyci, lubiący podkreślać własną światowość.
Generalizacje są zawsze ryzykowne, ale w tym przypadku można zaryzykować: w sprawach litewsko-polskich żartów nie ma. Przynajmniej strona litewska poczucia humoru jest totalnie pozbawiona. Europoseł Waldemar Tomaszewski, przewodniczący Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, zachował natomiast pełnię poczucia humoru i ogłosił, że transparent był dziełem litewskich służb specjalnych.
Akcja poznańskich kibiców była dla Polski katastrofą wizerunkową. Potwierdziła najgorsze obawy Litwinów i ich negatywne stereotypy o Polakach. Dobrze moim zdaniem, że przepraszamy, że pokazujemy, że Polacy się między sobą różnią, że nie każdy marzy, by Litwinów upokorzyć. Ale… mleko się rozlało, a co się stało, to się nie odstanie.