Przyczyny konfliktu

Zrozumienie etiologii konfliktów w Afryce subsaharyjskiej nie jest łatwe. Musi się opierać na uwzględnieniu szeregu czynników – zwłaszcza sytuacji etnicznej, relacji religijnych, profilu demograficznego, potencjału surowcowego. W przypadku RŚA warto zwrócić uwagę, że kraj ten – o powierzchni dwukrotnie większej niż Polska – nie ma dostępu do morza, a handel międzynarodowy uzależniony jest de facto od kilku lotnisk i przejść granicznych (większość handlu odbywa się przez zachodnią granicę z Kamerunem). Dotarcie z pomocą humanitarną do RŚA jest zatem trudne, a właściwa jej dystrybucja na całym obszarze kraju – praktycznie niemożliwa. Chaos działania – czy też całkowitą atrofię – instytucji społecznych i politycznych w sposób trafny zilustrował paradokument Madsa Brüggera „Ambasador” z 2011 r. W filmie przedstawiono pomysł zbudowania fabryki zapałek, która miała stanowić przykrywkę dla zdobycia wartych miliony diamentów. Narracja filmu jest groteskowa, ale w sposób trafny obrazuje rozpad struktur państwowych RŚA.

Państwo ma fatalne położenie geograficzne, które decyduje o uwikłaniu go w konflikty regionalne. Granice z Czadem, Sudanem, Sudanem Południowym i Demokratyczną Republiką Kongo od dekad są terenem działania oddziałów paramilitarnych, bojówek etnicznych swobodnie przemieszczających się z jednego kraju do drugiego. Próby narzucania kontroli na tych terenach, sporadycznie podejmowane przez władze w Bangi, spełzły na niczym. Nawet ugandyjska Boża Armia Oporu uczyniła z pogranicza Sudanu, Czadu i RŚA główny ośrodek szkoleniowy. Tam właśnie trafiają dzieci porywane z wiosek z kraju Aczolich, tam poddawane są brutalnej indoktrynacji i przeistaczają się w wyznawców samozwańczego proroka Josepha Konyʼego.

Bogactwo narodowe RŚA – poza piękną przyrodą – stanowią złoża złota, diamentów i uranu. To klasyczny przykład państwa, które mimo potencjału gospodarczego stało się pariasem regionu, jedną z najbiedniejszych części Afryki. Rywalizacja o zyski z eksportu sprowadziła na RŚA tzw. „klątwę surowcową”. Nieprzypadkowo większość doniesień o eskalacji konfliktu w tym kraju pochodzi z prasy południowoafrykańskiej – w RŚA od wielu lat obecne są koncerny wydobywcze z RPA, skutecznie konkurujące z firmami belgijskimi, holenderskimi i francuskimi.

Społeczeństwo RŚA jest młode i wieloetniczne. Kraj podzielony jest religijnie – północ zdominowana jest przez islam, południe ma charakter bardziej animistyczno-chrześcijański. Podobne podziały – oparte na różnicach etniczno-religijnych – doprowadziły do wojny domowej m.in. Nigerię i Wybrzeże Kości Słoniowej. Sytuacja w RŚA jest jednak o wiele poważniejsza niż w Wybrzeżu Kości Słoniowej trzy lata temu. W okolicach Bangi nie stacjonują „błękitne hełmy”. Na interwencję, o którą usilnie zabiegali włodarze RŚA, nie zgodził się François Hollande. Paryż oficjalnie zerwał ze strategią Françafrique – angażowania się w geopolitykę subsaharyjską. Mimo to w tym samym roku wysłał swoje wojsko do ogarniętego wojną domową Mali. Na udział w drugim konflikcie afrykańskim Hollande na razie nie wyraża zgody. Można mieć nadzieję, że wkrótce zmieni zdanie. Bez interwencji zewnętrznej sytuacja w RŚA na pewno się nie poprawi.

Warto dodać, że Francuzi wcześniej przez wiele lat wspomagali krwawego tyrana Jean-Bédela Bokassę, dyktatora rządzącego RŚA w latach 1966–1979. Odwiedzał go regularnie Valéry Giscard d’Estaing – miłośnik diamentów i łowów na dzikiego zwierza, z pobłażaniem traktujący doniesienia o ekscentrycznych upodobaniach seksualno-kulinarnych Bokassy. Francuzi wspierali tyrana do czasu dokonania przez niego masakry ponad 100 dzieci, które protestowały przeciwko wprowadzeniu nowych, obowiązkowych uniformów szkolnych, wyprodukowanych w firmach odzieżowych należących do krewnych Bokassy. Operacja „Barracuda” – desant francuskich spadochroniarzy – oznaczała koniec rządów „ludojada z Barengo”, a coup dʼétat stał się nieoficjalną, lecz regularnie praktykowaną zasadą zmiany rządów w RŚA.

Obecnie z „Cesarstwa Środkowoafrykańskiego” – jak brzmiała oficjalna nazwa RŚA w okresie rządów Bokassy – pozostały ruiny, rozgrabiane przez walczące o władzę frakcje etniczno-religijne.

Państwo upadłe

Konflikt w Republice Środkowej Afryki nasilił się w grudniu 2012 r. Doszło wtedy do ataku koalicji Seleka na południe kraju. Seleka w języku sango (lingua franca regionu) oznacza przymierze. W skład sojuszu weszły ugrupowania przeciwne pochodzącemu ze schrystianizowanego ludu Gbaya prezydentowi François Bozizé. Organizacje te opierają się za przedstawicielach ludów zislamizowanej północy, co pozwala części komentatorów traktować wojnę domową w RŚA jako „konflikt cywilizacyjny”, sui generis dżihad. Interpretacja ta jest powierzchowna i zwraca uwagę na zaledwie jedną z przyczyn wojny. Znika w niej choćby aspekt geopolityczny – fakt wspierania oddziałów rebelianckich przez przeciwników rządzącego Czadem Idrissa Débyego czy poparcie udzielane przez władze w Chartumie.

W grudniu 2012 r. oddziały koalicji Seleka dotarły do stolicy. Świat obiegły zdjęcia dzieci-żołnierzy obwieszonych AK-47, wjeżdżających do Bangi i rozpoczynających rabunki w stołecznych sklepach. Rebelianci, wbrew narodowowyzwoleńczym deklaracjom, zachowują się jak armia okupacyjna. Rozpoczęło się „polowanie na czarownice” – ofiarami ataków stały się osoby podejrzane o sprzyjanie Bozizé. Warto podkreślić, że masowa grabież i wywóz łupów na północ wskazują jednoznacznie na rolę czynnika ekonomicznego w konflikcie i uzmysławiają skutki deprywacji gospodarczej muzułmańskiej części kraju przez ostatnie dziesięciolecia.

W styczniu 2013 r., dzięki mediacji Wspólnoty Gospodarczej Państw Afryki Środkowej (CEEAC), podpisane zostało porozumienie w gabońskim Libreville (już sam wybór miejsca na rokowania – kraju, w którym urodził się Bozizé – budził zastrzeżenia rebeliantów). Zgodzono się na podział władzy – powołanie rządu jedności narodowej złożonego z przedstawicieli różnych stron. Doświadczenia z innych regionów Afryki – choćby z Kenii czy Zimbabwe – wskazują, że model power-sharing nie stanowi skutecznego remedium na podziały etniczne.

W marcu 2013 r. doszło do złamania warunków kruchej ugody, ofensywy oddziałów koalicji Seleka, ucieczki Bozizé i objęcia urzędu prezydenta przez Michela Djotodię. Lider koalicji Seleka, poliglota, ekonomista wykształcony w ZSRR ogłosił, że władzę odda po przeprowadzeniu najbliższych wyborów prezydenckich. Zdania te – z racji na iluzoryczność funkcjonowania aparatu państwowego w RŚA – brzmią złowieszczo. Djotodia wypowiedział je pod naciskiem Unii Afrykańskiej. Dochowanie przez niego obietnicy zorganizowania wyborów w żaden sposób nie gwarantuje ich demokratycznego charakteru.

O powrocie do władzy nadal marzy François Bozizé. Na wygnaniu próbuje konstruować Front pour le retour de l’ordre constitutionnel en Centrafrique (FROCCA), partię, która – jak głosi jej nazwa – ma przywrócić porządek konstytucyjny w RŚA. Bozizé wierzy w powtórzenie sytuacji sprzed dekady. Mimo wsparcia udzielonego w 2001 r. prezydentowi Ange-Félixa Patassé przez kongijskie bojówki Mouvement de liberation congolais (MLC), Bozizé w 2002 r. zdołał przeprowadzić zamach stanu i przejąć władzę.

Czy scenariusz ten może się powtórzyć? Czy środkiem do stabilizacji kraju może być kolejny coup dʼétat? Historia RŚA jednoznacznie wskazuje, że bez interwencji zewnętrznej (de facto: ONZ-owskiej lub francuskiej, bo potencjał sił MICOPAX, misji CEEAC jest wysoce wątpliwy) kryzys omówiony z ostatnim raporcie Amnesty International będzie się pogłębiał.