Na początek obrazek, czyli podstawowa figura dla każdego literata i publicysty – w udany sposób mydli czytelnikowi oczy i zastępuje słowa, których nie jesteśmy pewni. W mediach pomysł sprawdza się znakomicie.
To mapa Winlandii – wikińskiej krainy, która znajdowała się prawdopodobnie na terenie dzisiejszej Nowej Fundlandii. Mapa z XIII wieku – może i sfałszowana, ale pokazuje ważne zjawisko. Otóż brakuje na niej… prawie całego świata. Wikingowie nie mieli wielkiego pojęcia o Ameryce Północnej czy Afryce, nie znali w ogóle Ameryki Południowej i Azji, nie mówiąc już o Australii i Oceanii. Europa jest dosyć kanciasta, ale ogólny pomysł został oddany. To zupełnie jak w polskich mediach – mniej więcej wiadomo jak wygląda świat i że jest. Ciekawe tylko, czy wikingowie – niewyedukowani barbarzyńcy – niczym dziennikarze w naszych serwisach informacyjnych, opowiadali sobie anegdoty: „Podobno jest taki kraj, w którym najpotężniejszy wódz raz do roku ułaskawia indyka”, albo: „Znając władcę Rosji, będzie osobiście testował skocznię narciarską w Soczi. Mówi się, że pomogą mu w tym żurawie”. Zabawne, tylko przez takie żarty Ameryki ani Rosji na mapie świata słuchaczy i widzów nie przybywa, a wręcz odwrotnie, ubywa, bo myślą: głupie te inne kraje, gorzej niż u nas.
Opierając się na krajowych doniesieniach ze świata, otrzymujemy w najlepszym wypadku konturową mapę, na której wiele jest białych plam, brakuje kolorów podkreślających ukształtowanie politycznego i społecznego krajobrazu, choćby wskazówek wyjaśniających kontekst sprawy. Linie bywają grube i koślawe, jakby rysowane dwoma lewymi rękoma. Pokazywany świat jest taki, jakim chcielibyśmy go widzieć. O polityce międzynarodowej mówi się przez pryzmat polskich interesów, bo to jedyny sposób, by zainteresować odbiorcę. Cytując Lecha Wałęsę: „Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia” – z Polski nie widać Chin czy Meksyku. Ziemia się zakrzywia, stąd nieszeroki horyzont. Jak Francja ma swoją Afrykę Północną, tak Polska – Ukrainę.
Nie ma jednak o czym mówić, gdy w redakcjach międzynarodowych dokonują się kolejne cięcia i przetasowania. TVN przesuwa świat do nowej odsłony biznesowego kanału. Wobec nędznego poziomu programów, to może i lepiej oraz zgodnie z zagranicznymi trendami (wystarczy spojrzeć, jakie informacje mieszają się na stronie głównej Reutersa). W rezultacie jednak TVN24 stanie się prawdopodobnie tylko telewizyjną wersją tabloidu mówiącą o nieszczęściach Polaków i politycznej bójce.
Najwięcej w całym układzie traci oczywiście odbiorca, bo jego świat się zamyka. A może wydawcy nadal wierzą, że za morzem znajdują się stwory z kłapciastymi uszami albo z nogą zamiast głowy, i ze strachu nie chcą słyszeć o zagranicznych doniesieniach? Otóż w najgorszym przypadku za wielką wodą znajdziemy latynoamerykański kraj o nazwie Chile, w którym w drugiej turze wyborów prezydenckich rywalizują dwie kobiety. (Uspakajam – mężczyźni w Chile nie wyginęli).