„Pomarańczowa rewolucja” 2004 roku była w dużym stopniu rewolucją dziennikarzy. To oni – m.in. „Ukraińska Prawda” Georgija Gongadze i Kanał 5 – prowadzili ukraińskie społeczeństwo przez końcowe lata kuczmizmu. To oni, zwłaszcza ci w wielkich stacjach telewizyjnych, zbuntowali sie przeciwko państwowym wytycznym (temnykom). Wolność słowa stała się jedną z istotnych zdobyczy tamtego protestu. Facebook był wtedy w powijakach, Twitter jeszcze nie istniał. Ludzie porozumiewali się za pomocą maili, SMS-ów i forów dyskusyjnych, takich jak wolnaukraina.pl.

Dziś, to media społecznościowe stały się fenomenalnym narzędziem mobilizacji: „Jestem na Majdanie, a ty gdzie? Chodź na Majdan! Chcesz żeby cię usłyszeli? Chodź na Majdan! To ty decydujesz o przyszłości swoich dzieci. Chodź na Majdan!”.

Ważnym instrumentem jest dowcip – zarówno z „realu” (pies siedzący na Majdanie, a obok karton z napisem „Nawet psiunia wie, co to Unia”), jak i wirtualny (dymek z offu „Hej Azarow – idziemy do UE”, na co ten ostatni, widoczny na zdjęciu, odpowiada załamany „K…wa, jeszcze się będzie trzeba angielskiego uczyć!”).

Sieci społecznościowe służą też do upowszechniania wiadomości, deklaracji politycznych publikowanych przez media, wywiadów z ekspertami, aktualnych analiz. Jednym słowem wszystkiego, co każdy o ostatnich wydarzeniach na linii Ukraina-UE wiedzieć powinien.

Uczestnicy Euromajdanu w Kijowie, ale również w innych miastach na Ukrainie i za granicą niemal na żywo piszą o tym, co się dzieje. W stolicy Ukrainy niesłychanie aktywna jest laureatka Eurowizji z 2004 roku, Rusłana Łyżyczko. Publikuje kilka, kilkanaście razy dziennie informacje, ogłoszenia, prośby, filmiki. Piosenkarka donosi, że na zachodniej Ukrainie Berkut nie chce wykonywać poleceń władz, natomiast w Kijowie jednostki tej formacji (5 tys. mundurowych i dwa transportery opancerzone) dostały zgodę na użycie broni palnej.

Po interwencji Berkutu pojawiają się dramatyczne zdjęcia pobitych uczestników Euromajdanu i – nie zawsze prawdziwe – informacje na temat wydarzeń z sobotniej nocy („Są dowody, że pobili kobietę w ciąży”). Wezwania opozycji do stawienia oporu władzy rozpowszechniają się za pomocą sieci. Ludzie szukają zaginionych podczas pacyfikacji Euromajdanu, ktoś nawet rozpaczliwie szuka dziecka. Proszą o pomoc społeczność międzynarodową – na stronie petitions.whitehouse.gov pojawia się petycja „Support the people of Ukraine in the peaceful overthrow of the current government”; w Polsce krąży niebiesko-żółta grafika o treści „Udostępnij, jeśli wyrażasz SOLIDARNOŚĆ z Ukrainą”.

Protestujący doradzają sobie nawzajem – „Gdy szukacie w sieci przepisu na koktajl Mołotowa, pamiętajcie, że zapalona butelka pozwala wojskom wewnętrznym strzelać bez ostrzeżenia”. Jednocześnie Ukraińców nie opuszcza poczucie humoru – któryś z protestujących paraduje z transparentem „Janukowycz. Walizka. Dworzec. Magadan”. W sieci krąży rysunek wzorowany na popularnej grze „Angry Birds”, na którym ptaszki walczą ze świniami z Berkutu. W niedzielę 1 grudnia dzięki dziesiątkom wpisów i zdjęć można niemal na żywo śledzić co dzieje się podczas protestów w Kijowie.

Kończąc tekst w nocy z 4 na 5 grudnia zaglądam na Facebooka. Pałac Kultury i Nauki w barwach ukraińskich. „Stalin by dostał zawału”, pisze któryś ze znajomych. Aleksander Kwaśniewski uważa, że jeśli Euromajdan wytrzyma jeszcze 48 godzin, będzie zmierzał do zwycięstwa. Oby…