Dla setek tysięcy protestujących Ukraińców odrzucenie przez władzę układu stowarzyszeniowego z Unią Europejską to coś więcej niż brak porozumienia w kwestii ekonomicznej. Był to „wybór cywilizacyjny” – nieodwracalne przesunięcie się kraju w kierunku zachodniej demokracji i z dala rosyjskiego despotyzmu. Odrzucając umowę, reżim wprost dał do zrozumienia Ukraińcom, że nie mają co liczyć na wolność i niezależność. Mobilizując się w Kijowie i innych miastach, ludzie równie wprost dali do zrozumienia Janukowyczowi, że tego typu dyktatorskich zapędów nie zaakceptują.
Od kilku lat ukraińscy i zagraniczni analitycy podkreślali, że Ukraińcy stali się społeczeństwem apatycznym, biernym i indyferentnym, a masowe protesty, do jakich doszło w 2004 roku, już nigdy się nie powtórzą. A jednak wbrew tego rodzaju analizom, społeczeństwo obywatelskie nie straciło na żywotności. Niezadowolenie było wszechobecne, bo przedstawiciele rządzącej kliki wykorzystywali kraj tak jak dawniej. Przodowała w tym „rodzina” prezydenta Janukowycza – kamaryla skupiona wokół głowy państwa i jego dwóch synów. Całość przypominała praktyki rumuńskiego dyktatora Nicolae Ceauşescu, jego żony Eleny i syna Nicu.
Odrzucenie umowy stowarzyszeniowej przez rząd było kroplą, która przepełniła czarę goryczy – iskrą, która zmobilizowała Ukraińców i ujawniła siłę ich nienawiści do prezydenta Janukowycza oraz jego ludzi. Po raz pierwszy od niefortunnego wyboru Janukowycza na prezydenta na początku roku 2010 jego skorumpowany reżim faktycznie może zostać obalony. Jeśli prezydent Ukrainy zostanie odsunięty od władzy, będzie najprawdopodobniej jedynym liderem na świecie dwukrotnie upokorzonym w ten sposób przez władzę ludu.
Eurorewolucja odsłania dwie prawdy o Ukrainie. Pierwsza mówi, że „cesarz” Janukowycz jest nagi i każdy na Ukrainie oraz poza nią teraz to wie. Nie można już dłużej twierdzić, że rządzi łagodnie i że posiada mandat demokratyczny. Wręcz przeciwnie – reżim jest otwarcie represywny, a Janukowycz stracił legitymizację.
Prawda druga mówi, że Ukraińcy nie będą się pokornie podporządkowywać reżimowi o charakterze autorytarnym. Dwie dekady temu buntowali się przeciwko władzy radzieckiej, potem przeciwko błędom Leonida Kuczmy w latach 2000 i 2001 (sprawa Gieorgija Gongadze), a w czasie pomarańczowej rewolucji przeciwko fałszowaniu wyborów prezydenckich. Teraz mamy Eurorewolucję. Będą buntować się, dopóki Janukowycz trwa przy władzy.
Władza wie, że aspiracje demokratyczne społeczeństwa ukraińskiego nie rozwiały się i nie umarły. Wie również, że straciła serca i umysły młodego pokolenia, co pozostawia ją bez przyszłości. Wie, że ludzie pragną wolności i że obecnego reżimu nie zniosą.
Co gorsza dla władzy, to właśnie ona stworzyła idealne slogany i markę dla opozycji. Ukraińscy demokraci są teraz eurofilami. Ich cel sprowadza się do jednego słowa – Europa. Ich obawy do dwóch słów – putinowskiej Rosji. Ich sojusznikami są wszyscy, którzy popierają europejski wybór Ukrainy. Ich wrogami są z kolei ci, którzy uważają, iż Ukraina powinna zostać krajem zapatrzonym w radziecką przeszłości i aspirującym do roli kolonii despotycznego, neoimperialnego i szowinistycznego mocarstwa surowcowego.
Mówiąc wprost, władza znalazła się w ślepym zaułku, a Ukraina nigdy nie będzie już taka jak przedtem.
Z języka angielskiego przełożył Łukasz Jasina