Na jego ubraniu nie ma symboli Samoobrony Narodowej ani jakiejkolwiek innej struktury Majdanu. Po prostu wpada do kawiarni, przeszukuje pomieszczenie i domaga się wpuszczenia do piwnicy. Twierdzi, że szuka jakiegoś mężczyzny „w czerwonym”, podobno prowokatora. Gdy kelnerzy wyjasniają mu, że nikt „w czerwonym” do kawiarni nie wchodził, a w budynku nie ma piwnicy, mężczyzna zaczyna krzyczeć i celuje pistoletem w kelnerów. Po chwili jednak uspokaja się, opuszcza broń i… wychodzi.

Nikt nie dzwoni na milicję, klienci nie zaczynają w panice uciekać, a kelnerka przynosi zamówienie, spokojnie przepraszając za niedogodności. Kijów zaakceptował konieczność przemocy. I jest na nią przygotowany.

Barykada na ul. Hruszewskiego obok stadionu Dynama Kijów. [fot. Viktoriia Zhuhan]

Konfrontacja trwa już trzeci miesiąc. Ci, którzy dotychczas nie opuścili Majdanu są zmarznięci, zmęczeni i wściekli. Oddział milicyjny „Berkut” używa broni palnej i granatów, strzela do tłumu ludzi – po stronie milicji zaangażowani są też snajperzy. Opcja wycofania się i porażka rewolucji dla wielu protestujących oznacza karę więzienia. Dla niektórych może to być nawet pięć i więcej lat pozbawienia wolności. Dotychczas wytoczono 2000 spraw karnych przeciwko aktywistom, niektóre z nich według kodeksu kryminalnego. „Rzuciłem wszystko, by trafić do więzienia na 5 czy 10 lat? Nie, ja będę tu stać do końca!” – mówi młody mężczyzna z Odessy, wartownik na barykadzie przy ul. Hruszewskiego.

Wielu ludzi na Majdanie jest gotowych „stać do końca”. Pytanie tylko, co to znaczy? Siedemnastoletni Wasyl, żołnierz Samoobrony, opowiada, że sytuacja jest niesamowicie napięta. Każda prowokacja może spowodować wybuch. „Jeżeli zgubisz znaczek Samoobrony, może go znaleźć prowokator i wmieszać się w nasze szeregi. Wiele osób przyjeżdża na Majdan popatrzeć, porobić sobie zdjęcia. Ale my już nie będziemy przyjmować ludzi, którzy zapisują się do naszego wojska na parę dni. Władza czeka, aż pojedziemy do domów, wrócimy do pracy czy szkół. Ale ja osobiście jestem gotów walczyć do końca, stać do zwycięstwa” – mówi chłopak. Co prawda, gdy próbuje wyjaśnić, jak dokładnie powinno to zwycięstwo wyglądać, Wasyl gubi się i szczerze odpowiada: „Nie wiem…W kraju powinni nastąpić zmiany na lepsze”.

Majdan nie boi się tego, że za zmiany na lepsze będzie musiał zapłacić wielką cenę. Dla żołnierzy cały czas produkuje się tarcze, warta na barykadach ma przy sobie broń palną, a – według informacji nieoficjalnych – nawet granaty. Atmosferę przygotowywania się do prawdziwej wojny dopełnia stworzenie kobiecego oddziału Samoobrony. Od tygodnia kobiety uczą się samoobrony i taktyki, używania masek przeciwgazowych i udzielania pierwszej pomocy. Ania, przełożona kobiecej sotni (oddziału), wyjaśnia: „Kobiety same wyraziły chęć bycia na Majdanie nawet w momentach eskalacji przemocy. One po prostu nie mogą więcej siedzieć w domu i obserwować wszystkiego na ekranach telewizora. Bywa nawet tak, że przychodzi matka z córką, bo chce, by córka była w Samoobronie”.

Nikt nie dzwoni na milicję, klienci nie panikują, a kelnerka przynosi zamówienie, spokojnie przepraszając za niedogodności. Kijów zaakceptował konieczność przemocy.| Viktoriia Zhuhan

Sotnyk (przełożony sotni żołnierskiej) Taras, któremu podporządkowuje się blisko stu żołnierzy, twierdzi, że wojsko Majdanu gotowe jest na wszelkie scenariusze. „Myśmy określili swoje warunki – uwolnić więżniów politycznych. Ale one zostały wykonane tylko częściowo. Nasi ludzie, którzy pojechali stworzyć oddziały Samoobrony w regionach, są prześladowani. Uświadamiamy sobie, że władze nam nic nie gwarantują, dlatego porozumienie z nimi to puste słowa. W Partii Regionów są grupy gotowe są do negocjacji i rozejmu. Ale odczuwamy też wtrącanie się Rosji – decyzje nie są już podejmowane na Ukrainie. Chcemy pełnego obalenia władzy. Dlatego, dopóki wystarczy nam sił, zasobów ludzkich i finansowych, będziemy stać. Nawet jeżeli to będzie wojna domowa”.

Na plakacie obok milicjantów napis "Idźcie pracować". [fot. Viktoriia Zhuhan]

Z terminem „wojna domowa” nie zgadza się jednak poseł partii „Batkiwszczyna” Oleksandr Brygynets, który także jest aktywny na Majdanie. Według niego, „wojna domowa znaczy uczestniczenie dwóch grup ludzi, którzy walczą między sobą. W tym przypadku, jest jedna grupa ludzi, która występuje przeciwko władzy. To jest wojna władz przeciwko narodowi, a to nie jest wojna domowa. Żadna władza nie jest w stanie zwyciężyć swojego narodu. Wielka część ludzi, gotowych przejść na stronę Majdanu, jest we władzy, ale oni się boją”.

O tym, że struktury siłowe nie są bezgranicznie oddane reżimowi, świadczy i moja rozmowa z lejtnantem wojsk wewnętrznych, Andrijem. „Jest mi obojętnie, dla jakiej władzy pracować, byle płacili pieniądze. Ja pracuję, dostaję swoje 2000 hrywien (niecałe 170 euro) i nie narzekam. Jeżeli dostanę rozkaz rozegnać Majdan – pójdę tam, udam, że wykonuję rozkaz. Przecież nie chcę bić ludzi” – mówi mężczyzna. Uważa on jednak także, że na Majdanie są leniuchy i włóczędzy, którzy nie pracują i są wiecznie niezadowoleni. Gdy pytam lejtnanta, dlaczego jego zdaniem, protestują też uczestnicy AutoMajdanu – ludzie zamożni, którym się powodzi – on wzrusza ramionami i mówi, że o takich nie słyszał. Na czytanie prasy nie ma czasu. Natomiast, cały czas dostaje informacje od przełożonych i kolegów, o tym, ile i za co płacą protestującym. Gdy pytam, co myśli o torturach i morderstwach, odpowiada: „W strukturach siłowych dużo jest ludzi głupich i kompulsywnych. Niektórzy z nich przesadzają. Ale to jest już czynnik ludzki”.

Demonstranci śpiewają hymn [fot. Viktoriia Zhuhan]

Od chwili opuszczenia przez protestujących ratusza miejskiego w Kijowie, Ukrainę ogarnęła nowa fala przemocy. Naiwne byłoby oczekiwanie, że władze spełnią wszystkie warunki protestujących – a Majdan nastawiony jest stanowczo. Komendant Majdanu Andrij Parubij jeszcze kilka dni temu oceniał prawdopodobieństwo scenariusza siłowego na 50 procent i obiecywał zrobić wszystko, by do wojny domowej nie doszło. Ale zdesperowani sotni Samoobrony Narodowej maszerując skandowali hasło: „Parubii, prowadź nas do boju!”.