W marcowy wieczór poszłam na debatę o tym, jak doszło do rozmów przy Okrągłym Stole z udziałem Adama Michnika i Janusza Reykowskiego. Szłam trochę od niechcenia, bo wydawać by się mogło, że o Okrągłym Stole powiedziano już wszystko. Poza tym działo się to w przeddzień rosyjskiej aneksji Krymu i rozmowa o ‘89 roku wydała mi się trochę „obok” tego, co ważne i aktualne. Ale właśnie w kontekście wydarzeń na Wschodzie, uświadomiłam sobie, że to wszystko przecież nie musiało zakończyć się happy endem, że oni wtedy wcale nie musieli się porozumieć. Może zatem warto pomyśleć dziś jeszcze raz o tym, co się stało, o porozumieniu, które stało się możliwe i jak to myślenie wykorzystać dzisiaj?
„Okrągły Stół Stał się możliwy, bo obydwie strony były za słabe, żeby wygrać, ale za mocne, żeby kompletnie przegrać” – rozpoczął Michnik. Reykowski wtórował mu wspominając, że pod koniec roku ‘88 w miesiącach poprzedzających rozpoczęcie obrad w stołówce PZPR nie mówiono o niczym innym tylko o tym, kiedy ten system padnie. Jasne, Okrągły Stół stał się możliwy, bo Polska była pogrążona w wielkim kryzysie, a na świecie wiał wiatr wielkich zmian, który umożliwiał ruchy nad Wisłą. Ale przecież, i znamy tą sytuację dobrze z własnej i cudzej historii, od rozpoznania własnych słabości do wykorzystania momentów, które prezentuje nam historia droga wcale nie jest prosta ani oczywista.
Rozmowy o mały włos nie rozpoczęłyby się wcale, rozbijając się o skład delegacji ze strony nielegalnej opozycji. Rząd nie chciał dopuścić do rozmów „ekstremistów” wśród nich Jacka Kuronia i Adama Michnika. Ale na takie selekcje nie było zgody Wałęsy: „Adam nie dlatego, że ty jesteś dla mnie taki ważny, ale dlatego, że oni chcą mi zaglądać w karty zanim rozpoczęła się gra i ja się nie mogę na to zgodzić” – relacjonował Michnik. Po stronie rządowej toczyła się gra z czasem czy bardziej konserwatywny „aktyw” partyjny nie wymieni w między czasie „liberalnego” kierownictwa. Na każdych kolejnych etapach bywały sytuacje, gdy od wywrócenia stolika dzielił tylko moment i wtedy któraś ze stron ustępowała, czując, bo przecież nie do końca wiedząc, że gra toczy się o dużo więcej.
A potem było to, co wszyscy znamy. Partia chciała wciągnąć opozycję do sejmu dzieląc się odpowiedzialnością za kryzys. Senat miał być kwiatkiem do kożucha, Kwaśniewski rzucił wolne wybory, zachodnie media temat podjęły i tak już zostało, bo władzy nie wypadało się wycofać. Potem Reykowski testował Michnika na korytarzu czy opozycja „nie wzięłaby władzy”. Michnik opublikował w „Gazecie Wybirczej” artykuł „Wasz Prezydent nasz Premier”, na co Mazowiecki miał mu powiedzieć, że „szybciej pisze niż myśli”. Udało się.
Porozumienia Okrągłego Stołu są dla mnie drugim „cudem nad Wisłą”. | Dominika Blachnicka-Ciacek
To marcowe spotkanie uświadomiło mi raz jeszcze jak niezwykłe było to, że pomimo fatalnych wzajemnych doświadczeń, obydwie strony, w kilku bardzo trudnych momentach potrafiły się wznieść ponad różnice biografii, poglądów, wartości i wzajemnie sobie zaufać, chociaż nie było żadnych przesłanek do zaufania. Podjąć dialog, a następnie doprowadzić do porozumienia, które swoimi konsekwencjami przeszło najśmielsze wyobrażenia nawet tych, którzy je podpisywali.
Rocznica Okrągłego Stołu przypominała mi, jak ważna wtedy była natura k o m p r o m i s u, który został wypracowany. Kompromisu i zdolności pochylenia czoła, co przecież ani wtedy, ani nigdy nie było polską specjalnością. Kompromis oznaczał, że każda ze stron, nie wyrzekając się swojej drogi i swoich wartości, jest w stanie pogodzić się z rozwiązaniami niesatysfakcjonującymi w pełni. Uznawał, że nikt „nie bierze wszystkiego”, nikt w pełni nie wygrywa, ale też, że nie ma zupełnych przegranych, którzy domagaliby się zemsty. Ten kompromis, przez tyle lat uznawany przez część środowisk za hańbę i zdradę, stał się podstawą transformacji, która dzięki swojej ówczesnej inkluzowości mogła się odbyć bez przelewu krwi i utorowała polską drogę do wolności.
Porozumienia Okrągłego Stołu są dla mnie takim drugim „cudem nad Wisłą”. Oto w lutym i marcu 1989 nielegalna opozycja i strona rządowa dokonały czegoś idącego wbrew polskiej historii i polskiej tradycji politycznej. Zamiast brnąć w wyniszczający konflikt, podjęto dialog, zamiast rozlewu krwi i martyrologicznych historii zdecydowano się szukać kompromisu. A może, i tutaj rozpoczynam część o marzeniach, które snuliśmy razem z kolegą przy kawiarnianym stoliku, w rocznicę Okrągłego Stołu jesteśmy w stanie wykorzystać jego ducha dialogu i wypracować porozumienia w sprawach kluczowych dla rozwoju Polski na najbliższe 30, 40 lat?
Nowe „okrągłe stoły” dla Polski 2050?
Czy zatem, w okrągłą rocznicę zapoczątkowania przemian demokratycznych w Polsce, budując na dziedzictwie Okrągłego Stołu moglibyśmy dziś dojść do porozumienia w sprawach najważniejszych dla przyszłości Polski i Polaków? Wiele jest tematów, które są przedmiotem wyniszczających sporów w naszym kraju. Nie mam złudzeń co do tego, że można działać we wszystkich sprawach w atmosferze zgody narodowej. Ale istnieje katalog wyzwań, dookoła których potrzeba nam dzisiaj, tak jak wtedy, porozumienia ponad podziałami. W szczególny sposób mam na myśli politykę społeczną i edukacyjną, które, obok bezpieczeństwa naszego i naszych sąsiadów, będą decydowały o dalszym rozwoju Polski.
Wyobraźmy sobie więc sytuację, w której, korzystając z różnorodności doświadczeń, praktyk, i poglądów zaproszonych do debaty środowisk, pozostając przy różnicy zdań w wielu sprawach, w „okrągłostołowym” duchu dialogu i porozumienia, bylibyśmy w stanie wypracować konsensus co do spraw kluczowych dotyczących kierunku naszego rozwoju. Wyobraźmy sobie zorganizowanie trzech okrągłych stołów dla Polski 2030, cyklu trzech wielkich debat dotyczących przyszłości Polski i jej sąsiadów – z udziałem szerokiego spektrum instytucji, środowisk, organizacji i ekspertów i jednostek.
Jakie byłyby to sprawy?
Po pierwsze, potrzebne jest nam dziś zbudowanie porozumienia na linii młode pokolenie – edukacja – praca. Jak sprawić, żeby Polska w najbliższym czasie nie poszła drogą krajów Europy Południowej, gdzie bezrobocie wśród młodych ludzi sięga 50 proc? Dziś młodzi Polacy narzekają na niski poziom edukacji nie przekładającej się na zatrudnienie. Pracodawcy marudzą, że nie mają dobrych kandydatów do zatrudnienia, bo pokolenie „milenijne” jest nieprzygotowane, nieprzystosowane i niechętne do wykonywania takiej pracy, jaka jest dostępna.
Absolwenci nieraz latami pracują na umowach tymczasowych (specjalnie odchodzę od słowa „śmieciowe”, choć ich tymczasowość jest dyskusyjna), które nie pozwalają na osiągnięcie podstawowej stabilizacji. A jednocześnie to oni przecież utrzymywać będą coraz szersze grono emerytów. Szkoły wyższe cierpią zaś z powodu najwyższego od lat kryzysu demograficznego. Zamykane są kierunki i całe uczelnie, ale nie ma pewności, czy idzie za tym poprawa jakości kształcenia. Polska nauka, poza wyjątkami, jest daleko w tyle za europejskimi partnerami. Czy zatem nie moglibyśmy sobie wyobrazić edukacyjno-pracowniczego okrągłego stołu i zorganizowania wielkiej debaty z udziałem pracodawców, związków zawodowych, pracowników, środowisk eksperckich i rządowych, która mogłaby wypracować model relacji między absolwentami a rynkiem pracy na najbliższe 20 – 30 lat?
Nie mam złudzeń co do tego, że we wszystkich sprawach można działać w atmosferze zgody narodowej. Ale istnieje katalog wyzwań, dookoła których potrzeba nam dzisiaj, tak jak wtedy, porozumienia ponad podziałami. | Dominika Blachnicka-Ciacek
Po drugie, wypracujmy model dający kobietom i mężczyznom w Polsce prawdziwe równouprawnienie. Przez Polskę przetoczyła się kilka miesięcy temu tak zwana „genderowa” debata, która szybko została zawłaszczona przez radykałów, ośmieszona i skompromitowana. Tymczasem, uznając i szanując swoje różne światopoglądy, może jesteśmy w stanie porozumieć się w sprawach podstawowych na tym polu? Jest przecież katalog problemów, z którymi zgodzą się i środowiska katolickie i ruchy feministyczne, liberałowie i konserwatyści. Jak sprawić, żeby kobiety miały faktycznie równe prawa co mężczyźni? Nie tylko w konstytucji, ale na drodze swojej kariery zawodowej i decyzji życiowych? Jeśli kobiety mają chcieć mieć dzieci to, bez względu na ideologię, potrzebują zaplecza i dobrego modelu wsparcia. Jak wspierać rodziców i osoby w pojedynkę wychowujące dzieci? Jasne, można o tym rozmawiać ideologicznie, ale można też spróbować ideologię odłożyć na bok i zastanowić się nad właściwym modelem, który da kobiecie, mężczyźnie, rodzinie i osobom, które nie zakładają rodziny, poczucie bezpieczeństwa i wolności.
Wreszcie, trzecim, i być może najtrudniejszym tematem powinien być okrągły stół w spawie Ukrainy, poświęcony procesowi transformacji, który czeka naszych sąsiadów. Debata ta mogłaby być zaprojektowana jako przestrzeń, gdzie Ukraińcy z różnych opcji politycznych i różnych stron sporu, mogliby podjąć ze sobą dialog. Rolą Polski w tej debacie byłoby tylko i aż podzielenie się własnymi doświadczeniami transformacji – jej sukcesami i porażkami oraz zastanowienie się na tym, jak Polska systematycznie, długofalowo (i niekolonialnie) mogłaby wspierać Ukraińców w ich trudnej drodze zmian. Chodziłoby o to, żeby przy wsparciu organizacji międzynarodowej, na przykład OBWE, wypracować modele transformacji gospodarczej, ustrojowej i politycznej dla Ukrainy.
Na koniec, zamiast podsumowania, bo to przecież zaproszenie do debaty, jeszcze jedno marzenie. Tym razem marzenie o meblu. Okrągły stół to przecież nie tylko idea, ale też fizyczny, namacalny, składany z wielu części okrągły stół, który stał się tak ważnym dla Polski i świata symbolem – dialogu, otwartości, pluralizmu i kompromisu. A może ten mebel nie musi być trzymany w gablocie, tylko stać się orędownikiem i dobrym duchem dialogu? A może i te nowe okrągłe stoły mogłyby się odbywać przy historycznym okrągłym stole, żeby przypieczętować stawkę rozmowy, którą znów byłaby przyszłość Polski i Polaków?
* Kolega, z kawiarnianego stolika to Marcin Walecki. Przedstawione wizje Okrągłych Stołów są w znacznej mierze są efektem naszej rozmowy i jego pomysłów. Dziękuję.