Po pierwsze perspektywa obywatela. Kolejne badania pokazują, że Polacy w coraz mniejszym stopniu interesują się życiem politycznym i społecznym. Świadczy o tym spadająca frekwencja wyborcza, która w najbliższych wyborach może pobić kolejny rekord, osiągając najniższy poziom od 1989 roku. Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele i opisane są one dosyć dobrze w literaturze naukowej i zilustrowane badaniami opinii publicznej. Część przyczyn ma podłoże kulturowe, wynika jeszcze z dziedzictwa PRL oraz słabej edukacji obywatelskiej w szkołach. Część z nich związanych jest z bardzo złym obrazem polityków i polityki, jaki mają sami Polacy i jaki kształtowany jest w mediach. Oczywiście nie bez winy są tu również liderzy sceny politycznej, którzy solidnie na taki obraz pracują, a obywatelami interesują się jedynie w końcowych fazach kampanii wyborczej. Dodatkowy czynnik demotywujący, a tym samym sprawiający, że kampania do Parlamentu Europejskiego jest mniej merytoryczna, to słuszne przekonanie, że sprawy UE są mało zrozumiałe i dalekie od codziennych problemów przeciętnego obywatela. Praca europosła kojarzy się najczęściej z gigantyczną pensją, a nie z faktyczną władzą czy realnym wpływem na ważne dla Polaków sprawy. A przecież bliższa koszula ciału.
Jak zapewnić sobie możliwie wiele głosów jak najtańszym kosztem? Trzeba mówić o tym, czym ludzie się jeszcze interesują. Najlepsze są tematy najbliższe i najbardziej emocjonalne. | Bartłomiej Biskup
Z tym związana jest druga perspektywa – polityka. Skoro bowiem obywatele i tak w większości nie pójdą głosować, to należy skupić się na tych, którzy pójdą lub przekonać tych niezdecydowanych do głosowania. Tutaj mamy do czynienia z czystą „ekonomiką wyborczą”. Jak zapewnić sobie możliwie wiele głosów jak najtańszym kosztem? Partie polityczne wychodzą z założenia, że trzeba mówić o tym, czym ludzie się jeszcze interesują – stąd dominują w kampanii sprawy krajowe, takie jak bezpieczeństwo energetyczne, bezrobocie czy kwestie obyczajowe. Najlepsze są tematy najbliższe i najbardziej emocjonalne. Gdy coś może nas dotknąć osobiście, wpłynąć na utratę lub uzyskanie dochodów, uspokoić nas lub przestraszyć, warto taki temat eksploatować, by wzbudzić zainteresowanie. Taka „ekonomika” stoi również za umieszczaniem „celebrytów” na listach wyborczych. Może i się na polityce nie znają, ale ich znana twarz i nazwisko ma szansę przysporzyć nam kolejnych setek, a może i tysięcy głosów. Przy niskiej frekwencji próg wyborczy będzie niski, więc jest to tym bardziej istotne. Podobnie politycy postępują z mediami, przy ich notabene niekłamanej radości – skupiają uwagę na chwilowych wydarzeniach i skandalizują. W nauce nazywamy te zjawiska medializacją polityki, celebrytyzacją itp. Stąd też tak wielka ilość internetowych spotów wyborczych, które niczego nie wnoszą, a mają na celu jedynie zapewnienie taniego rozgłosu.
Inżynieria społeczna i dostosowywanie polityki do oczekiwań wyborców dają dobre krótkotrwałe efekty, ale to jednak prostacka szarlataneria. Prawdziwi doradcy polityczni muszą mieć także na uwadze cele długofalowe | Bartłomiej Biskup
Trzecia perspektywa to perspektywa naukowa. Z pewnością możemy stwierdzić, że przez ostatnie 25 lat polska polityka się sprofesjonalizowała. Dogoniliśmy pod tym względem kraje Europy Zachodniej i USA. Mamy dobrych specjalistów od kampanii wyborczych i coraz sprawniejszych medialnie polityków. Wydaje się jednak, że nie wykorzystujemy wszystkich atutów. Posługując się terminologią amerykańską można powiedzieć, że mamy obecnie wielu „marketerów”, czyli tych, którzy sprzedają towar polityczny, a powinniśmy mieć jednak więcej „politicos” i „strategów”, którzy wiedzą jak idee przekuć na poparcie wyborców, a nie tylko nimi manipulować. Inżynieria społeczna i dostosowywanie polityki do aktualnych oczekiwań społecznych to narzędzia kuszące i dające dobre krótkotrwałe efekty, ale na dłuższą metę to prostacka szarlataneria. Prawdziwi doradcy polityczni muszą mieć także na uwadze cele długofalowe, muszą widzieć nie tylko partię i lidera, lecz także państwo. Na polskim rynku jest to bardzo trudne, ponieważ wbrew pozorom zapotrzebowanie na dobrych doradców pozostaje niewielkie. Na stałe zatrudniają ich jedynie dwie największe partie polityczne, a różnej maści kandydaci zwracają się o profesjonalną pomoc zazwyczaj tuż przed wyborami, gdy jest już średnio o rok za późno.
Patrząc z perspektywy obserwatora i badacza polityki można stwierdzić, że kampanie wyborcze w Polsce stają się coraz bardziej niemerytoryczne w swoim przekazie. I wpływają na to wspomniane wcześniej zjawiska. Kampania merytoryczna byłaby ucieleśnieniem marzeń ekspertów. Ale czy oprócz nich ktoś jeszcze oczekuje takiego ideału? Czy czekają na to obywatele, a może dziennikarze? Wydaje się, że idealiści jak zawsze, tak i w tej sprawie są w zdecydowanej mniejszości. Ale ponieważ polski system polityczny jest jeszcze bardzo nieustabilizowany i będzie jeszcze znacznie ewoluował, warto poczekać i zarażać idealizmem.